Bloggnorge.com // oczy na Świat / øynene til verden
Start blogg

blog podróżniczo-hobbystyczny / reise- og hobbybloggen

Kategori: Podróże / Reiser

rowerowy Borholm

Tuesday 7. April , 2015 kl. 04:56 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Pod koniec kwietnia 2013 w skutek stresu i przemęczenia zacząłem tracić wzrok – gdy wszyscy mieli słoneczną majówkę ja dochodziłem do siebie po udanym zabiegu ratującym wzrok. Miesiąc katorgi i leżenia horyzontalnie a w głowie masa przemyśleń. Tak stworzył się pomysł by odbić sobie szpitalna majówkę niedrogim wyjazdem weekendowym na Borholm w ramach rekonwalescencji.

Gdy tylko lekarz prowadzący dał zielone światło to w czerwcu wyruszyłem. Plan był prosty – dostać się jak najszybciej (i w miarę najtaniej ) najpierw do granicy niemieckiej, później do niemieckiego Sasnitz (znajdującego się na Rugii) by dalej na Borholm popłynąć promem .

Oczywiście jak to u mnie bywa najgorszym odcinkiem jest wyjazd/przyjazd do kraju. Nie inaczej było i tym razem. Spóźniony pociąg, brak możliwości płatności kartą w pociągu (bo mimo że teoretycznie można to jedziemy przez knieje między Łodzią a Zgierzem !!!!! i zasięgu brak, i się wiesza – i podobnych wątków “ale bo…” cała masa) chyba żart konduktora, który mnie zezłościł “nie macie biletu to wysiadacie w Zgierzu, Łęczycy – a co to ja złodziej jestem? legalnie z kartą w ręku poszedłem zapłacić ?!?!.

Sporo spóźnieni dotarliśmy do Poznania i oczywiście pociąg którym miałem jechać dalej – odjechał. Efekt mini sesja pt. “Poznań nocą” a tak naprawdę garowanie pod krzyżami w oczekiwaniu na najbliższy pociąg (który też sie spóźnił – ot taka polska tradycja).

Na początek moja ukochana uczelnia :)

DSCN5446 DSCN5448

krzyże,

DSCN5467 DSCN5471

i zamek.

DSCN5452 DSCN5447

Na placu też jest makieta dla niewidomych (popieram).

DSCN5457

Och lubię Poznań – studiowało się tam 5 lat = masa wspomnień.

Przyjechał jednak spóźniony pociąg i trzeba było jechać (tłuc) się dalej w  przedziale z pijanymi gostkami którzy za nic mieli że jedzie ktoś inny – ot uroki miejscówek (pomijam że moje miejsce zawłaszczyli sobie i nie miałem gdzie siedzieć, wybrałem korytarz.

W takim folkloru z jeszcze większym opóźnieniem dotarliśmy do szczecina. Tam kolejny problem – od kasy do kasy jestem odsyłany (w praktyce od kolejki do kolejki bo tylko 3 kasy a ludzi multum) bo panie nie wiedzą jak i która ma sprzedać bilet do Niemiec na pociągi DB. Ostatecznie na styk i biegiem do pociągu – u konduktora niemieckiego kupiłem bez problemu do pierwszej węzłowej stacji – Pasewalk. Po przejechaniu granicy podróż nabrała innego znaczenia i przyjemności. Pociąg pusty, cichy i punktualny z miłą obsługą, gdzie kartą mogłem zapłacić mimo pustkowia przez jakie jechaliśmy.

W Pasewalku było 30 min na przesiadkę. Przez ten czas kupuję w automacie biletowym bilet bezpośrednio do Sasnitz (coś koło 10 euro).

DSCN5475 DSCN5476 DSCN5478 DSCN5481 DSCN5487

O jedziemy dalej… :)

DSCN5495

No to już w pociągu.

DSCN5497 DSCN5499

Za oknem monotonny krajobraz, wiatraki, wiatraki, wiatraki…

DSCN5503

Kolejna przesiadka w Stralslund.

DSCN5525

Czasu mało bo ok 10 min na przesiadkę więc szybkie poszukiwanie odpowiedniego pociągu.

DSCN5524 DSCN5528

I ruszamy dalej…

DSCN5530 DSCN5533

Krajobraz się zmienił i pojawiło się morze – znak że wjeżdżamy na niemieckie wyspy na Rugii.

DSCN5536

Tuż przed Sasnitz moją uwagę przykuła ta oto budowla :)

DSCN5538 DSCN5539

I jestem u celu dalej już tylko Morze Północne. Witam z centrum miata przed ratuszem :)

DSCN5544

Tylko gdzie ten port? Chyba tym mostem w dół – wartko bo 30 min do odejścia z portu.

DSCN5550

Mały postój na widoczek z mostu.

DSCN5546 DSCN5551

A tu na dole niemiła niespodzianka, owszem morze jest, port jest ale nie promowy?!? Tylko dla małych jachtów !!!!

Więc gdzie go szukać? Mała panika 25,24,23 min do odpłynięcia promu na który mam bilety – co robić?

Od pana ze sklepiku z pamiątkami dowiaduje się, że prom którego szukam odchodzi z portu oddalonego o kilkanaście km od miasta !!!!!

TRAGEDIA !!!! Tyle się tłukłem i ucieknie mi prom…

Za co kocham spontaniczne podróże? za małe cuda i gesty :) Oto pan wspaniałomyślnie zamawia taksówkę i instruuje, że pod ratuszem za chwile podjedzie mercedes “okularnik” w kolorze kości słoniowej i rozwiąże mój problem. Uścisk dłoni, krótkie  “danke schön” i biegiem na górę. Zalatuję patrzę spanikowany – stoi :) Kierowca już wie jaki kurs więc o nic nie pyta. Ja tyko siedzę nerwowo i przez ramię z tylnego siedzenia zerkam na taksometr: 1,2,3,4…euro – ile to będzie i czy tyle mam? Stanęło na prawie 11 euro – nie jest tak źle. Pan podjeżdża pod sama wieżę szybka zapłata i biegiem przez bramki, kasy na trap 7 min do odbicia od brzegu.

ZDĄŻYŁEM !!!! :)

Ruszamy – za burtą port i charakterystyczne “białe” wybrzeże Rugii.

DSCN5555 DSCN5568 DSCN5565 DSCN5569

Mijamy jakąś mała jednostkę :) (my mamy kilka kondygnacji)

DSCN5552

W przeciwieństwie do wcześniejszej (średnio udanej) wyprawy gdzie nabawiłem sie choroby morskiej, ta mijała bardzo spokojnie.

Nie to abym miał uprzedzenia ale zdecydowanie wariant z Sasnitz Wam polecam. Cena niewiele wyższa (25 euro za rejs) a komfort o niebo lepszy – większa jednostka = większa wyporność. Ma to znaczenie jeżeli nie lubicie bujania.

Jeszcze tylko pamiątkowe foto z oryginalnym nakryciem głowy – pogoda była wyśmienita i słonko prażyło.

DSCN5573 DSCN5572

Szkoda, że tak w samolotach nie mam…

DSCN5577 DSCN5579

za to na statku szybko mnie uspało. Poza tym za gorąco jak dla mnie

Człowiek zdążył się wyspać, a tu dalej się płynie…

DSCN5610 DSCN5588 DSCN5607

Ktoś kiedyś powiedział że gdzie ptaki tam musi być ląd,

DSCN5597

coś w tym jest bo dopływamy.

DSCN5611 DSCN5618 DSCN5617

Przed nami stolica wyspy Rønne.

DSCN5629 DSCN5631  DSCN5630

Przy wysiadaniu – Łukasz jak zwykle garażem – okazało sie że garbuski jechały na jakiś zlocik na Borholm.

DSCN5633 DSCN5634

Ktoś inny na camping.

DSCN5635

Skąd to wiem? A bo jak wspomniałem w poprzedniej opowieści – Łukasz musi wyjść wyjściem V.I.P :p tj. razem z autami.

DSCN5636

Informacja dla chętnych – wysiadacie z promu i po drugiej stronie skrzyżowania po prawej jest duża szopa gdzie wypożyczycie rower. Ceny przystępne – nie pamiętam, coś koło 10-15 euro za dobę dałem.

Może to się początkowo wydać śmieszne – cała wyspa ma w poprzek 30 km. co to za dystans? Dla kogoś kto po poważnej operacji oka i miesięcznym leżeniu “odłogiem” siada na rower to jest to wyzwanie. Skrupulatnie odliczałem więc metry a pomagały mi te oto maleństwa.

DSCN5637

Z racji, że numeracja jest do Rønne, im bardziej się oddalałem tym kilometraż spadał a ja wiedziałem ile do celu mi pozostało.

Krajobraz raczej monotonny, lekkie pagóry, paradoksalnie brak lasu a jeżeli już to krzaczory i łąki i pola.

DSCN5639

Borholm jest rajem dla rowerzystów. Drogi dla rowerów przybierają różne formy – oto pierwszy przykład.

DSCN5641 DSCN5638

Generalnie nim dojedziesz do krzyżówki, ronda to auta już się zatrzymują, bo masz bezwzględne pierwszeństwo i to nie jest czysta teoria jaką niestety dostrzegam codziennie w Polsce.

Czasem pojawiały się domki.

DSCN5642

Jedziemy dalej a droga faluje.

DSCN5655

Po drodze mijam zabytkowy dom modlitewny.

DSCN5653 DSCN5654

Cel jest już coraz bliżej – drogi świetnie są oznakowana zarówno dla aut jak i rowerów.

DSCN5652 DSCN5657

Na horyzoncie pojawiło się morze.

DSCN5661 DSCN5674 DSCN5667 DSCN5664

Prawie się udało – jest satysfakcja,

DSCN5673 DSCN5672

jeszcze tylko małe szaleństwo i ostro w dół, taka nagroda i wiatr we włosy. Swoja droga fajne skały :)

DSCN5659

Witam na drugim (północnym) krańcu wyspy – miejscowość o uroczej nazwie Gudhjem.

DSCN5680

Najpierw sklep, człowiek z pragnienia za chwilkę padnie :) Gdy się zaopatrzyłem czas do portu na ławeczkę i konsumpcja. A jadło oryginalne:

DSCN5692 DSCN5690 DSCN5687

Kupiona po drodze na straganie :) Co ciekawe w Danii rolnicy i mieszkańcy generalnie maja zaufanie – jedziesz, patrzysz stolik – na nim porzeczki poporcjowane i karteczka 10 koron duńskich, obok puszka na zapłatę. Bierzesz – płacisz – jedziesz. Nie ma to żadnego dozoru. Już to widzę w Polsce…

Czas jeszcze sprawdzić co się kupiło do jadła/picia.

 

 

DSCN5696

Okolica portu w Gudhjem bardzo fajna

DSCN5683 DSCN5684 DSCN5705 DSCN5697 DSCN5771 DSCN5769

A jakie skały.

DSCN5714 DSCN5707 DSCN5706 DSCN5709 DSCN5710 DSCN5713 DSCN5699

Słońce jednak chyliło się ku zachodowi, a że do dyspozycji były sakwy z namiotem, trzeba wydostać się z miasteczka. O jak się nie chciało ruszyć z tej ławki. Za to pod wieczór była nagroda I teraz będzie sielanka….

plaża w okolicach Gudhjem.

DSCN5816 DSCN5817  DSCN5808

i wcześniejszy zachód słońca – to był piękny wieczór – zachód, cisza i szum morza  – czy można było o większą nagrodę za trud?

DSCN5810 DSCN5806 DSCN5805 DSCN5802 DSCN5807 DSCN5809

Obóz rozbity :)

DSCN5811

Wreszcie odpoczynek.

DSCN5814

I widok na dzień dobry o świcie z namiotu

DSCN5819

Ranek był równie piękny.

DSCN5827 DSCN5822 DSCN5820 DSCN5828

Jeszcze tylko do Łazienki na kąpiel…

DSCN5821

szybkie pakowanko i w drogę powrotną – ścieżka czeka.

DSCN5837 DSCN5839

Nagle – niespodzianka, jaka oryginalna ścieżka na półce skalnej.

DSCN5841 DSCN5842

I wybrzeże co raz ciekawsze.

DSCN5843 DSCN5844 DSCN5845 DSCN5847 DSCN5850 DSCN5852

Ale aby nie było za różowo – zonk – wspinaczka, nie jest to proste z rowerem + sakwy.

DSCN5855 DSCN5854

Za to widok z klifu fajowy :)

DSCN5863 DSCN5858 DSCN5857

Jeszcze tylko kilka schodków..

DSCN5864

i jestem na przydrożnym parkingu.

DSCN5856

A jak parking to i mapa – zobaczmy co i jak (gdzie się spało).

DSCN5867 DSCN5865

Wszystko jasne – dalej w drogę na zachód wyspy.

DSCN5869

Tym razem inny odcinek drogi rowerowej – bezpieczniejszy jak dla mnie i bardziej malowniczy i urozmaicony.

Z boku ciągle towarzyszy morze.

DSCN5868

I znów wybrzeże – polecam północno-zachodnią część wyspy – piękna.

DSCN5875 DSCN5876 DSCN5873 DSCN5877 DSCN5879 DSCN5881 DSCN5884 DSCN5882 DSCN5885 DSCN5890 DSCN5894 DSCN5896

Po drodze postój przy stoisku z pamiątkami – zmyślne, dzieciaki sprzedają swoje stworki z kamyków.

DSCN5899

Zbliżamy się do kolejnego miasteczka – zaczynają pojawiać się domostwa z podwórkami.

DSCN5900

Na obrzeżach odbiłem w głąb wyspy, by powrócić do stolicy z której wczoraj wyjechałem – czas do wieczora oddać rower, a jeszcze w planach była postój na kąpiel w morzu – na północy plaża była kamienista, południe jest piaszczyste. Słońce operowało – taka kąpiel dla ochłody w sam raz.

Po drodze postój na odpoczynek w upale.

DSCN5907 DSCN5908

I na drodze jakieś ożywienie.

DSCN5910

Im bliżej stolicy tym więcej miejscowości i urozmaiceń na drodze, a po prawo znów morze.

DSCN5912 DSCN5913

Wreszcie pod Rønne pojawiły się drogowskazy na plażę – dotarłem – zuch :)

DSCN5916

Po 3 h na plaży dojechałem nad port – zdałem rower. Autobusem podjechałem na obrzeża miasta gdzie rozbiłem się na polu namiotowym z racji braku koncepcji i faktu że raniutko trzeba być na promie powrotnym.

Wieczorna wizyta na rynku.

DSCN5919 DSCN5918

Po zakupach wróciłem na kolację na pole namiotowe – ostatni akcent Borholmu to nocna gra w… szachy.

DSCN5925 DSCN5927

Rano piechotką kilka kilometrów na prom i ok 12-tej już byłem w Sasnitz. Tu oczywiście pogubiłem się i nim wyszedłem uciekł mi autobus miejski do miasta. Nic idę pieszo do większej drogi. Daleko nie było ( jakieś 2 km), na krzyżówce jest przystanek Dubnitz (przechrzczony przeze mnie na “Dupnitz” :) ). Tam łapię po 25 min. inna linie która dowozi mnie do dworca kolejowego za 1,5 euro.

Na dworcu kupno biletu do Pasewalku, 15 min i jadę w kierunku granicy. Podobnie 2 przesiadki i ponownie do granicy wszystko planowo płynnie. Wjeżdżam do Szczecina – trzeci świat. Regio ze Świnoujścia do Poznania (najbliższe połączenie) opóźniony 160 min !!! Wjeżdża napchany jak cholercia. Z reguły kończy sie to siedzeniem na bagażu przy niedomkniętym kiblu i tak tez się stało. Dalej już nie marudzę aby nie było że bardziej narzekam niż to konieczne. Ale Borholm rewelacja i jeszcze raz na rower tam wrócę , co wszystkim polecam – warto.

marcowy leniuch w Norwegii

Sunday 5. April , 2015 kl. 13:37 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

W marcu 2013 roku spędziłem spontaniczny weekend na leniuchowaniu w Oslo. Plan był inny ale jak to w polskich realiach bywa zabrakło wystarczających środków finansowych. Mając kupiony przelot tam i z powrotem do Oslo postanowiłem skorzystać a przy okazji zadebiutować na nowym lotnisku w Polsce – w pod lubelskim Świdniku. Wybór linii oczywisty :) wiadomo nie od dziś, że bardziej mi do Wizz-a.

DSCN4514 DSCN4516 DSCN4521

I po chwili pod nami była moja rodzinna Lubelszczyzna.

DSCN4523 DSCN4524 DSCN4525

Nad Polską chmury a ponad nimi zachodzące słońce (było ok 16-tej) dało piękny efekt.

DSCN4593 DSCN4544 DSCN4541 DSCN4538  DSCN4561 DSCN4586 DSCN4560  DSCN4554 DSCN4565

Piątkowy wieczór spędziłem już w Oslo a następnego dnia udałem się promem na miejskie wyspy :)

DSCN4617 DSCN4624 DSCN4623DSCN4632 100_1037 DSCN4616  DSCN4618 DSCN4620

Pogoda była fantastyczna, mimo że na wyspach było biało to słońce operowało i było przyjemnie ciepło. Ja byłem pod dobrą banderą – czego chcieć więcej? :)

DSCN4626

Ooo… czas na pierwszą wyspę i przystanek :)

DSCN4636 DSCN4640

I tak oto zawitałem na wyspę Lindøya.

DSCN4638 DSCN4637

Co ciekawe w 1920 roku wysepka leżąca 3 km na południe od centrum Oslo była na krótko pierwszym lądowiskiem dla hydroplanów.

Dziś na wyspie znajduje się kilka malowniczych domków i przystani dla jachtów.

DSCN4645 DSCN4644 DSCN4641

Śniegu troszkę było :) – to lubię.

DSCN4642

Poza tym to wyspa pokryta lasem.

DSCN4648

A że wysepki to doskonały obszar do spacerów i odpoczynku postanowiłem przejść ja w poprzek i po drugiej stronie złapać wodny tramwaj na kolejna wyspę.

Po drodze natrafiłem na rezerwat przyrody.

DSCN4654 DSCN4653

Był też postój na poranne jedzenie – a co jada na wyjazdach Łukasz? :)

DSCN4667 DSCN4668 DSCN4669

oraz

DSCN4673 DSCN4675

Nie namyślając się więc zszedłem nad wybrzeże znalazłem dogodne miejsce by cupnąć sobie w śniegu i nieśpiesznie delektowałem sie najpierw truskawkami a później mini marchewkami.

Skąpa roślinność (w zasadzie chwasty) dodawały klimatu. Ciekawe jest to że jak człowiek zwolni, zatrzyma się to nawet chwast fajnie uchwycony jest piękny.

DSCN4683 DSCN4678 DSCN4680 DSCN4682

Małe zatoczki były skute lodem.

100_1050 100_1042 100_1043

Nic nie trwa wiecznie – trzeba było ruszać dalej. Drogowskaz napotkany jasno wskazywał kierunek na prom.

DSCN4690 DSCN4689

Po drodze napotkałem sklep (po wystroju tak sądzę) przed którym były urocze mebelki.

DSCN4684  100_1055

A w poło takie przyjemne widoczki – sielanka.

100_1053 100_1051

Po drugiej stronie wyspy oczywiście przystanek – ach dodam że wyspa nie jest duża i nie wymaga Bóg wie jakiego marszu czy trekkingu.

DSCN4696 DSCN4700

Nie ma promu to czekamy – wygrzewając się,

DSCN4699 DSCN4701

i podziwiając szeroko pojęty port :)

DSCN4697 DSCN4693  DSCN4706

Wreszcie płynie.

DSCN4707

Statek zabiera mnie na wyspę Hovedøya.

Na wyspie znajdują się ruiny klasztoru założonego w 1147 roku. W 1532 roku klasztor spalono a pozyskane kamienie użyto do budowy twierdzy Akershus. Do dziś zachowały się resztki fundamentów oraz murów klasztoru.

100_1109 100_1108

Wyspa przed wiekami miała tez znaczenie militarne o czym przypominają usytuowane nad stromą skarpą armaty.

DSCN4711 DSCN4713

Oczywiście momentalnie znalazłem sobie miejscówkę na skalnym wybrzeżu.

100_1071 100_1100 DSCN4734

A właśnie nadpłynął kajakarz.

DSCN4735 100_1085

“Dmuchawce, latawce, wiatr…”

100_1081 100_1080

Widok niesamowity a do tego słoneczko grzeje…

100_1078 100_1076 DSCN4763 DSCN4749

no to może po marcheweczce? :)

DSCN4746

Wkoło na skale pierwsze oznaki zbliżającej się wiosny.

DSCN4742 DSCN4740

Leniuchując i wygrzewając się niczym jaszczurka na kamieniach beztrosko spędziłem całą sobotę. Dopiero popołudniem wybrałem się po raz kolejny do Parku Vigelanda. Mnogość ludzkich poz robi wrażenie.

100_1111 100_1116 DSCN4770 DSCN4776 DSCN4775 DSCN4774 DSCN4773 DSCN4771 DSCN4779 DSCN4780 DSCN4781 DSCN4783 DSCN4800 DSCN4802 DSCN4803 DSCN4805

Całość wieńczy monument.

DSCN4806 DSCN4801 DSCN4792 DSCN4791 100_1115

Wieczorem pojechałem na Holmenkollen. Na skocznie oczywiście znów nie wszedłem.

DSCN4813 DSCN4811

Ale zatrzymałem sie na przekąsce i lampce wina w lokalnej restauracji.

DSCN4821 DSCN4820

Wieczorem metrem wróciłem do centrum.

DSCN4822 DSCN4823

Nazajutrz jeszcze krótka wizyta przy ratuszu.

DSCN4808

I pora wracać – start z Oslo…

DSCN4830 DSCN4835

pode mną żegnana Skandynawia.

DSCN4839 DSCN4838  DSCN4851

A to już Poznań – samolot niesamowity transport, dwie godziny i inne realia.

DSCN4869 DSCN4868 DSCN4870DSCN4872

Tak oto nie wydając więcej niż to konieczne – można sobie spędzić miło weekend – wszystkim polecam.

statki, samoloty i jesienne Lofoty – cz.3: Lofoty

Saturday 4. April , 2015 kl. 03:02 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Po południu po zwiedzeniu muzeum lotnictwa stawiliśmy się w porcie przy dworcu kolejowym by wyruszyć promem na norweskie wyspy Lofoty.

Pogoda nie zachęcała (siąpił deszcz) i Łukasz zaliczył na wstępie wtopę władowując się na ten oto stateczek :)

DSCN3654

Przy wejściu boy pomógł wsiąść bagaż a stewardessa zaaplikowała mydełko by umyć dłonie, ludzie w smokingach wydawali się podejrzani jak dla mnie, ale ok. Podchodzimy do recepcji, a oni do nas że parę tysięcy za bilet poproszą !!!!! Za nami słyszę, że podnoszą trap, kończy się więc odprawa i statek odpływa. Krótka wymiana zdań, że to nie ten statek (ten wycieczkowiec opływa wybrzeże Norwegii :) ) i że nasza łajba (przy nim to “kuterek” lub “tratwa” :p) stoi tam za płotem obok. Szybkie wyrwanie z dłoni boya bagażu i chodu na ląd nim nas zamkną. Uff udało się…

w ostatniej chwili, tyle że trzeba było biegiem do “kuterka” bo też już ruszał. A że Łukasz wszędzie się odnajdzie tylko nigdy normalnie nie wejdzie i nie zejdzie ze statku (bo się gubi najnormalniej) – więc wylądowaliśmy na poziomie aut i ciężarówek, ale płyniemy.

Podchodzimy do załogi z pytaniem o bilet – na dzień dobry słyszymy “Polaki” – tu cena wydaje się normalna = 86 NOK za osobę – jest dobrze.

Za oknem żegnamy Bodø.

DSCN3658 DSCN3656

Przed nami 3-4 godz. rejs (w zależności od warunków). Współtowarzyszka od razu zalicza chorobę morską i horyzontalnie leży na siedzeniach próbując zasnąć. Wkoło rozbawione dzieciaki (o rumianych buźkach) a to grają w berka, to w chowanego czy grają w “stein – papir – saks” (kamień-papier-nożyczki).

Za oknem co chwilę wyłania sie jakaś mini wyspa.

DSCN3682 DSCN3674

Po drodze uświadamiam sobie że płyniemy do Moskenes a celem naszym jest hostel w miasteczku o krótkiej i uroczej nazwie Å i Lofoten.

Na mapie niby niedaleko ale ćmok nastał i bagaż ciężki. Próbujemy się więc dodzwonić do właścicielki. Gdy się to udaje informujemy ją że będziemy o 18:30 w porcie. Autobus pojechał o 17-tej a kolejny jest o 23-ej (takie są realia na dalekiej północy). Pani odpowiada, że do 23-ej pracownik nie może czekać, i że musimy pieszo iść kilka kilometrów. Zmęczeni prosimy by ktoś wyjechał po nas – pani jest nieprzejednana. W akcie rozpaczy rzucamy hasło (chyba najgłupsze co nam wtedy na szybko przyszło do głowy :) ) – “ok przyjdziemy, ale Łukasz się boi tuneli ” ?!?! :)

Zapada długa cisza i wyczuwalne jest zaskoczenie u Pani i konsternacja – czemu się nie dziwię. Znacie kogoś kto sie boi tuneli? Ja nie.

W odpowiedzi słyszymy: “Ale tu nie ma tuneli?”, a po chwili “OK podeśle pracownika”. Po raz kolejny udało się.

Ok 18:30 dobijamy do portu w Moskenes, na brzegu czeka już na nas stary granatowy volkswagen. Przed nim człowiek o wyglądzie 50-ciolatka, z szerokim uśmiechem o niepełnym uzębieniu, ubrany w bluzę polarowa w kratę (mimo że było chłodno). Nie wiem jak z rzeszy ludzi nas bezbłędnie rozpoznał (widocznie musieliśmy wyglądać strasznie). Szybko ładujemy się na pakę. Podczas jazdy kierowca przedstawia się jako Janek z Czech i krótko opowiada, że pracuje przy suszeniu ryb i pomaga jednocześnie w prowadzeniu hostelu doglądając budynku.

Ja oczywiście dociekam jak sprawa z zorzą wygląda. Janek na to: “zorza – phi, wczoraj była, przedwczoraj też, a trzy dni temu to tak zielono było, że go to wkurzało bo spać nie mógł”. I że ogólnie to ma zorzy dość i bokiem mu ona wychodzi. Myślę sobie”bosko – zobaczę ją” (jak się okaże niestety nie było mi to dane).

Po 10 min jesteśmy na miejscu – szybki meldunek i zonk. Nie zapłacimy kartą bo terminal coś nie łączy z siecią – pytam o bankomat, najbliższy w Leknes (25-30 km stąd). No to problem, ale dla Janka taki problem to nie problem – “ja wam pożyczę pieniądze – jutro mi oddacie” mówi. Już mieliśmy się na to zgodzić (nie ma wyjścia), gdy coś mnie tknęło i poprosiłem Janka by mimo wszystko spróbować kartą – próbujemy i…. działa :) fantastycznie – nocleg zapłacony. Po dokonaniu płatności i informacji, że jak czas nam się skończy to zostawiamy klucz w drzwiach i po prostu wyjeżdżamy, Janek żegna się z nami serdecznie. Pozostajemy my i para Hiszpanów, która poznała się w trasie podczas zwiedzania Skandynawii (oni po godzinie doszli piechotą). Pora późna, dużo wrażeń – szybka kąpiel i spać.Rano znajdzie się coś do jedzenia i w ogóle zobaczymy gdzie jesteśmy.

Porankiem (ok 9-10 robiło sie widno) oczom naszym ukazał się taki oto widok z okna pokoju.

DSCN3712 DSCN3699

Bajkowo – chatka na palach pod wami morze – nie dziwota że zastygłem wpatrzony siedząc na parapecie.

DSCN3739

Czas wyjść z domku, wszak dzień o tej porze roku jest krótki.

DSCN3743

Z drugiej strony powitał nas taki widok.

DSCN3741 DSCN3744

Obok budynku mieszkalnego znajdował się “zakład pracy” Janka czyli suszarnia dorsza.

DSCN3751 DSCN3757

Miesiącami schnie rybka, która jest lokalnym produktem dostępnym tylko w tym rejonie Świata. Zapach jak się domyślacie jest specyficzny, a woń rybia intensywna.

DSCN3754 DSCN3760

Widok wiszących martwych rybek jest imponujący i klimatyczny.

DSCN3753

Jak się później okazało był to nasz punkt orientacyjny, bo gdziekolwiek nie wyszliście ścieżka na wzniesienia pobliskie to woń rybia zaprowadzała was do noclegu. Wieczorem i po nocnym spacerze dosłownie wracało się na tzw. “węch”.

Nie tracąc czasu udaliśmy się na spacer po okolicy, dodam że pogoda nie była taka straszna i podobnie jak w górach co chwile się zmieniała. Å i Lofoten jest malowniczo położona na samym końcu archipelagu Lofotów.

DSCN3775 DSCN3765 DSCN3769

No to w drogę dalej, do kolejnej miejscowości.

DSCN3776

Po jednej stronie towarzyszy nam morze a po drugiej góry – czy można chcieć więcej?

DSCN3784 DSCN3779

Co jakiś czas wyłaniały się chatki.

DSCN3785

Lofoty sa przepiękne, polecam każdemu chociaż wiem, że ja je króciutko “liznąłem”. Wiem jedno – na pewno tu wrócę, kto wie może niebawem np z rowerowa wyprawą letnią. Co ciekawe w Norwegii można wszędzie chodzić i korzystać z dobrodziejstw przyrody, oczywiście nie niszcząc jej i pozostawiając po sobie w takim stanie jak sie ja zastało.

DSCN3805 DSCN3802 DSCN3795 DSCN3792 DSCN3808

Do pełni szczęścia brakowało lepszej aury i oto wyszło słońce…

DSCN3819 DSCN3824

Nie pierwszy raz, bo jak wspominałem co chwile pogoda się zmieniała, ze śnieżnej w słoneczną. Ogólnie było przyjemnie termicznie.

Za plecami została nasza osada,

DSCN3832

a przed nami kolejna – Sørvågen.

DSCN3833

Tu mieliśmy kilkuminutową śnieżycę.

DSCN3834 DSCN3839 DSCN3840

Tu też ścieżką poszliśmy nieco wyżej obok jeziorka.

DSCN3850 DSCN3847 DSCN3857

A po chwili znów się prze pogodziło i okolica nabrała przyjemnych barw.

DSCN3869 DSCN3868 DSCN3867 DSCN3871

Jesienna roślinność.

DSCN3864 DSCN3877 DSCN3865

Uwielbiam góry – czasem myślę co jest piękniejsze – góry czy wybrzeże? Tak czy inaczej Lofoty są przepiękne i kapitalnie tam odpocząłem i wyciszyłem się obcując z przyrodą. Takimi widokami można się delektować.

DSCN3952 DSCN3884 DSCN3901 DSCN3902 DSCN3919 DSCN3937 DSCN3939

W górach w Skandynawii często i gęsto napotkamy na chatki i wiaty (z tarasami widokowymi :) ) gdzie możemy się schronić.

DSCN3977 DSCN3908 DSCN3915

Na górze ukazał się oczom naszym widok na morze,

DSCN3964 DSCN3958

i na miejscowość pod szczytem.

DSCN3959 DSCN3961

Szkoda, że o tej porze roku dzień jest taki krótki bo o godz. 14-15 już słonko chowało się i trzeba było schodzić – tak poszedłbym dalej.

Krótkie rozeznanie stromego szczytu – jakby tu zejść na skróty w dół :)

DSCN3979 DSCN3944

No i po chwili Łukasz znalazł zejście niestandardowe (w większości potokiem wśród krzaczorów). Jak będziesz leciał człowieku lub się poślizgniesz to zatrzymają one ciebie i zębów nie wybijesz :) – widok już z dołu, nowego szlaku pieszego.

DSCN3974 DSCN3970

Na dole zaopatrzyliśmy się na kolacje w lokalnym (najbliższym nam sklepie) po czym na “węch” wróciliśmy do chatki.

Wieczorem mieliśmy przygodę – zachciało nam się bowiem rybkę usmażyć. Zapomnieliśmy tylko (i oczywiście nie zauważyliśmy licznych napisów w całym domku) o tym, że Janek ostrzegał nas by włączać okap, nie zamykać podczas pichcenia drzwi do kuchni i uchylać okno jak się gotuje – bo jest alarm. Zwyczajnie domek jest drewniany i łatwopalny. Nie zastosowaliśmy się do ostrzeżeń – efekt w 3 minuty była policja straż i reszta służb która dogłębnie sprawdziła chatkę – ups…

Zapewniam pojawiają się szybko. Głupio się zrobiło, zawinęliśmy rybkę do michy i chodu do pokoju udając Greka. :) Panowie sprawdzili teren, Janek który się pojawił podpisał papierki i wszyscy z uśmiechem (i ulgą zapewne) rozjechali się.

W nocy długo nie mogłem zasnąć, siedząc na parapecie delektowałem się ciszą i szumem morza. Szkoda było wyjeżdżać. Ja wiem krótki to pobyt, ale z założenia miał być to jak zawsze rekonesans, a po drugie jak się na spontona robi wyjazd do Skandynawii bez odpowiednich zapasów pieniężnych to nie poszalejecie, trzy i praca powoli wzywała – a tydzień mija szybko w takich miejscach jak Norwegia. Dziś wiem że na bank niebawem tam zajrzę, bo ciągnie człowieka.

Niemniej o 6 rano kolejnego dnia autobusem podjechaliśmy do Moskenes za 10 NOK gdzie czekała nasza łajba powrotna do Bodø. Tym razem prawie na pusto. Nieliczni pasażerowie dosypiali poranek, monitory pokazywały aktualna pozycję statków. Tylko ja wpatrzony w brzask, nie mogąc usnąć, tęskniłem już za Lofotami i wypatrywałem chociażby smużki zorzy, której po raz kolejny nie było m dane ujrzeć. Do zorzy trzeba mieć dużo pokory i cierpliwości, albo szczęścia.

DSCN4023 DSCN4002

O świcie dobijaliśmy do Bodø.

DSCN4026 DSCN4011

Oczywiście gubiąc się, wyszliśmy garażem – taka nowa świecka tradycja.

DSCN4031

Statek załadowawszy towary i pasażerów znów odpłynął na Lofoty.

DSCN4032

Mając trochę wolnego czasu postanowiłem wspiąć się na lokalną górkę by popatrzeć po raz ostatni na miasto.

DSCN4036 DSCN4042 DSCN4043 DSCN4045

Jeziorko było jeszcze zamarznięte.

DSCN4062

Już prawie na szczycie wzgórza.

DSCN4077

Jeszcze tylko tradycyjne “bęc” – kto mnie zna wie że wszystko pokonam na swój sposób a wykrochmalę się na płaskim :)

DSCN4076

I widok na miasto i okolicę.

DSCN4080 DSCN4066 DSCN4057

Na górze jest ławeczka, więc przysiadłem i na koniec wyprawy za jej sukces łyk lokalnego Toborga (bodajże) – troszkę jak żulik :)

DSCN4085

A w oddali startował Norwegian.

DSCN4088

Podróż miała się ku końcowi, wszystko co zaplanowane udało się zrealizować, wieczorem ładujemy się do pociągu i przez cała noc jedziemy do Trondheim.

Nad miastem jak zwykle piecze dzierży Król Olaf :)

DSCN4102

Poranny spacer w Trondheim – jest chwilka, można się przespacerować i rozprostować kości.

DSCN4095 DSCN4100 DSCN4110

Ja skądś znam te miejsca – oj było się, fajnie wrócić tu ponownie…

DSCN4124 DSCN4122 DSCN4117 DSCN4112

Obowiązkowo Katedra z przylegającym parkiem i cmentarzem.

DSCN4138 DSCN4132 DSCN4131

DSCN4127 DSCN4136

Obok znajduje się muzeum sztuki.

DSCN4140

 

Wiedziałem że ktoś doprawia mi rogi. :p

DSCN4144

A teraz zdjęcie z kategorii “artystyczne” – rankiem po niedospanej nocy wyglądam ni mniej ni więcej tylko tak. Ale ten napój – boski nektar – równie drogi co dobry, uwielbiam jednak go i śmiało powiem że jestem od niego uzależniony, co widać :)

DSCN4111

Ostatni akord pobytu w Norwegii to transfer na lotnisko i w południe ulubiony Airbus A320 różowy :) wzbija się w locie do Gdańska.

100_0766

Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na Skandynawię – pod nami Góry Skandynawskie.

100_0783

Latanie, ktoś kto je wymyślił jest wielki – bujamy w obłokach :)

100_0574 100_0568

i pod nami Gdańsk…

100_0817

…koniec podróży.

Do następnego razu.

statki, samoloty i jesienne Lofoty – cz.2: samoloty

Wednesday 1. April , 2015 kl. 04:30 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Kolejnym etapem podróży było miasto Bodø znajdujące się za kołem polarnym. By tam dotrzeć zdecydowałem o podróży kolejami norweskimi. Trasa składa się z dwóch odcinków. Pierwszy pokonamy w nocy  by nad ranem zameldować się w Trondheim.

Podczas jazdy do Trondheim pożywiałem się nabiałem :)

DSCN3279

W Trondheim niespełna trzy kwadranse i jedziemy już polarnym ekspresem po Nordlandsbanen (najdalej na północ położonej linii kolejowej). Przepiękna trasa wiedzie przez ponad 350 mostów i ponad 150 tuneli. Dodam że podróż niezelektryfikowaną trasą długości ponad 700 km trwa pół dnia (niewiele ponad 9 h).

DSCN3283 DSCN3296  DSCN3286

W miarę jak oddalaliśmy się od Trondheim jadąc w głąb Gór Skandynawskich zaczął pojawiać się śnieg.

DSCN3317 DSCN3298 DSCN3300 DSCN3304

Co jakiś czas mijaliśmy stacyjki mijankowe.

DSCN3335 DSCN3318 DSCN3322 DSCN3330

Az wreszcie minęliśmy magiczny równoleżnik 66°33’39″N stanowiący granicę koła podbiegunowego.

Krajobraz mimo aury zachwycał.

DSCN3361 DSCN3337 DSCN3341 DSCN3357

Wieczorem dobrnęliśmy do Bodø. Jest to o tyle fajne miasto że hostel (w zasadzie schronisko młodzieżowe) znajduje się na piętrze dworca kolejowego – więc nie trzeba taszczyć tobołków po mieście. Windą na pierwsze piętro i już człowiek ma kąt. :) Po krótkiej aklimatyzacji wieczorny spacerek do portu.

DSCN3380 DSCN3376

Uwielbiam to przesiadywanie nad fiordem i wsłuchiwanie się w szum morza, które kapitalnie wycisza. Pierwotnie miałem nadzieję zobaczyć zorzę. Nie udało się jej jednak zobaczyć, ale znalazłem… pancerzyk po stworku. :)

DSCN3402 DSCN3428 DSCN3426

Wieczór przedłużył się i ograniczył do przesiedzenia nad brzegiem Morza Norweskiego.

Rankiem z okna hostelu rozpościerał się widok na stację.

DSCN3433

W planach jednak miałem odwiedzenie Narodowego Norweskiego Muzeum Lotnictwa (Luftfartsmuseum).

DSCN3443 DSCN3435 DSCN3441

Muzeum znajduje się koło lotniska cywilnego, a w swoich zbiorach ma takie rarytasy jak np. amerykański samolot rozpoznawczy Lockheed U-2 (samoloty te wykonywały loty szpiegowskie z Bodø nad terytorium ZSRR), myśliwiec Supermarine Spitfire czy wreszcie Junkersy (zarówno ten wojskowy Ju-88 czy cywilny Ju-52 – jedyny zachowany).

Zwiedzanie rozpocząłem od wież kontroli lotów.

DSCN3456 DSCN3452

Widok z wieży na miasto był bardzo fajny.

DSCN3453 DSCN3455

A to już eksponaty wewnątrz muzeum:

DSCN3461 DSCN3457 DSCN3459DSCN3470  DSCN3466 DSCN3469

W części cywilnej można było poczuć się jak obsługa na lotnisku,

DSCN3474

bądź poczuć sie jak konstruktor – podziwiając różne wehikuły,

DSCN3477

czy pobawić się licznymi symulacjami.

DSCN3482 DSCN3481

Muzeum to świetna lekcja historii w większości tej smutnej dotyczącej II wojny światowej.

DSCN3574 DSCN3485 DSCN3510 DSCN3517

Ja również znalazłem się na celowniku. :)

DSCN3578

A oto kokpit wspomnianego już Junkersa- Ju-52.

DSCN3486

Do wielu eksponatów można było swobodnie zaglądać (i poszperać :) ).

DSCN3494 DSCN3496 DSCN3499DSCN3543 DSCN3547

Nie zabrakło oczywiście amerykańskich F- ów.

DSCN3633 DSCN3622

Były też działa, pociski, karabiny,

DSCN3606 DSCN3604 DSCN3605

radary i stacje łączności,

DSCN3617 DSCN3603

a dla laików (takich jak ja :) ) wyjaśniano na przykładzie doświadczeń zagadnienia fizyczne dotyczące latania.

DSCN3556

A wkoło kolejne maszyny namacalnie obecne.

DSCN3635 DSCN3506 DSCN3535 DSCN3563 DSCN3570 DSCN3582 DSCN3618 DSCN3623 DSCN3625

Na zdawałoby się małym obszarze jakie stanowi muzeum zebrano tyle eksponatów że nie sposób wszystkich pokazać i zliczyć. Nie dziwota że kilka godzin zleciało nie wiadomo kiedy. Niemniej muzeum warte jest odwiedzenia i na pewno do powtórzenia w moim wykonaniu. Czas jednak naglił bo już czekał cel podróży czyli rejs do norweskiego “raju” tj. na wyspy Lofoty. Wyspy te nawet pod koniec listopada miały swój urok ale o tym w trzeciej części wyprawy… :)

 

statki, samoloty i jesienne Lofoty – cz.1: Oslo – statki

Thursday 5. February , 2015 kl. 03:59 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Skoro tegoroczny wyjazd na Lofoty nie doszedł do skutku (niestety proza życia w Ojczyźnie – ale kolejny w planach, spokojnie :) ) we wspominkach wyjazdowych akurat nawiążę do listopadowego wyjazdu 2013 m.in. na Lofoty.

Jest listopad 2013 r. do głowy przychodzi mi wyjazd do Norge (będący jednocześnie prezentem dla mojej ówczesnej świeżo poznanej miłości) w którym odwiedzimy Oslo, Bodø, Lofoty i Trondheim. No to w drogę…

Mała errata – poniższe treści i obrazy tak się rozbudowały, że postanowiłem podzielić na części trzy: 1. Oslo, 2 Bodø oraz 3 Lofoty i powrót

Wylot z Gdańska a jakże w koszmarną pogodę, ale już przywykłem do takich pożegnań z Polską i powitań – tylko wytrzęsie cie jak chcesz opuścić i powrócić na tą ziemię, ot taki bufor ze światem zewnętrznym.

DSCN4146 100_0532

Kiedy przebijesz się przez ten bufor płaczu (chmury) to zawsze patrząc przez małe okienko na Świat zastanawiam się jakim pyłkiem jestem a jednocześnie podziwiam glob za jego niesamowite piękno.

100_0544 100_0561

Im dalej na północ tym pogodniej się robiło – jak zawsze zresztą.

100_0574 100_0575 100_0541

I wreszcie widać moją Norwegię :) lądujemy na Torp.

100_0543

Dalej trasa oklepana tj. przed terminal do autobusu – kilka km. na stację.

100_0587

Po chwili w pociągu – elektroniczne monitory informują nas o kolejnych mijanych stacjach.

100_0591 100_0590

Za oknem towarzyszy nam fiord.

100_0612 100_0604 100_0613

Po ok 2 h docieramy do stałej bazy w Oslo – Hostelu Anker.

Pokój bez większych rewelacji – przyzwoite lokum w samym centrum 10 min. spacerkiem od dworca i deptaka, ale czego oczekiwać za 230 NOK.

DSCN2849

Po zrzuceniu bagażu – bo nie wspomniałem że to był pierwszy raz gdy musiał być kupiony bagaż rejestrowany wszak buty i kreacje na prezent urodzinowy musiały być – oraz przebraniu ruszyliśmy z biletami w ręku na godzinę 20-tą na miasto.

Celem był budynek Oslo Konserthus i opera Carla Orffa – Carmina Burena. Jeżeli komuś to niewiele mówi to może słyszał (z pewnością) arię “O fortuna” który poniżej:

Oczywiście nie nagrywałem nic, ani nie fotografowałem. Powiem jednak tyle, że wieczór rewelacyjny. Sam spektakl perfekcyjny, świetna akustyka, mimo odległych miejsc kapitalny widok, super ludzie-pogodni uśmiechnięci, skorzy do rozmów (nie jak u nas mruki zadufani w sobie w wystawnych strojach). W przerwach lampki wina (gratisowe), a raczej rzekłbym puchary bo nie były to małe kieliszki. Co do kreacji jeszcze to zaskoczenie było ogromne bo poza pojedynczymi przypadkami tylko my byliśmy na gal. Norwegowie przychodzili oczywiście schludnie ubrani i skromnie ale bez garniturów, krawatów i balowych sukien – ciekawe.

Aż szkoda, że tak szybko się to wszystko skończyło – wrażenie i efekt wow pozostaje jednak do dziś i mimo coraz lepszego poziomu i dostępności tego typu rozrywek w Polsce daleko nam jeszcze do takiej organizacji nawet dzisiaj. Nie wspominam o wejściu i wyjściu z sali koncertowej, żadnych przepychanek, szturmów stania w korkach i kolejkach do szatni. Nic w tym stylu. Szatnie były na poziomie -1 każdy miał swój boks (jak w szkole). Wejście na salę koncertowa to 4 kondygnacje i chyba po 7-10 drzwi więc nie było z tym problemu – mimo kompletu widzów.

Zawiedzeni – że tak szybko się skończyło a jednocześnie uskrzydleni i szczęśliwi z pięknego spektaklu powróciliśmy do hostelu. Przebieranko i na nocny spacer po Oslo – to jakby tradycja :).

Więc jest 23-cia w drodze na dach opery gdzie można pomachać nogami nad fiordem wdychając morską bryzę.

Po drodze w okolicy dworca kolejowego futurystyczna figóra która obok tygrysa fascynowała mnie i zastanawiała (cóż to?).

DSCN2851

Tuż obok dworca opera.

DSCN2859

Mały ludzik na dachu Oslo :)

DSCN2870

Tu mogę siedzieć o każdej porze i zawsze – w pogodę i niepogodę.

DSCN0003

Z opery – spacerkiem wśród pięknie oświetlonych kamienic,

DSCN2957

dotarliśmy do kościoła tuz obok hostelu.

DSCN2946 DSCN2950

Po drodze narodziła się nowa świecka podróżnicza tradycja norweska – tzw kubełek szczęścia :)

DSCN2949

mieszanka słodkości, a oto główny konsument (przyłapany na gorącym uczynku) :

DSCN2953

Kolejny dzień spożytkowany został na odwiedzenie muzeów w mieście. Początek włóczęgostwa a jakże przy teatrze w centrum, Poniżej teatr i strzegące go pomniki w okolicy :)

DSCN2989 DSCN2992 DSCN2983 DSCN2988

w oczekiwaniu na autobus nr 30 przed teatrem

DSCN2990 DSCN2991

Tradycyjnie więc ląduję na półwyspie Bygdøy by po raz nie pamiętam który pochłonąć się wyprawie na tratwie – za każdym razem ta sama radość dziecka i te same odczucia, to się nigdy nie znudzi. Witaj ponownie Kon-tiki :)

DSCN2994 DSCN2999 DSCN3004 DSCN3011 DSCN3010 DSCN3009

Wychodząc spotkałem ptasiego żebraka który się dosiadł :) – a może po prostu chciał zapytać: “jak wrażenia?”

DSCN2993

Obok już czekało Fram Muzeum i statek Amundsena, to też jest przeżycie.

DSCN3017 DSCN3014

Zejdźmy pod pokład na salony,

DSCN3035 DSCN3036 DSCN3026 DSCN3025 DSCN3027

oraz do kuchni okrętowej,

DSCN3022

i oczywiście do maszynowni – sprawdzić czy silniki graja jak trzeba.

DSCN3033

Później troszkę za sterami – och by tak raz w życiu poprowadzić taki piękny, flagowy okręt ku przygodzie… marzenia,

DSCN3043

czas na zbiórkę,

DSCN3048

ile obowiązków – czas na odpoczynek na mostku, :)

DSCN3050

hallo tak na dole czy będzie obiad? :)

DSCN3055

Przepływającej łodzi odkrywców przyglądały się dziwne stworzonka,

DSCN3064

obok odbywały się inne wyprawy, które miały jak widać nieco gorzej. :)

DSCN3062

Nad wszystkim czuwał król zwierząt w tym rejonie, dumnie prezentując się na dwóch łapach.

DSCN3065

Jak fantastycznie można odpłynąć w marzeniach o wyprawie ku nieznanemu – nieprawdaż?

Czas jednak odwiedzić nowe dla mnie muzeum (również obok Kon-tiki i Fram) – muzeum marynistyczne, a w nim statków, łódek i ich modeli miniaturowych jest bez liku ze wszystkich okresów.

DSCN3097 DSCN3079 DSCN3073 DSCN3081 DSCN3092 DSCN3070 DSCN3067 DSCN3072

Tu dopiero można się zatracić, chociażby sterując statkami (myślicie, że to takie proste? :) ),

DSCN3089

a może postrzelamy z harpuna? Eeeee ciężki jak diabli…

DSCN3094

Oczywiście jeżeli coś nie jest sklejanym modelem to można buszować w jego zakamarkach – to jest dopiero zabawa – to zaczynamy :) ,

DSCN3134 DSCN3128 DSCN3125

samotny rybak w swojej dziupli na łódce – ciemno głucho do domu daleko ;) ,

DSCN3112

zapraszam do kuchni – szef kuchni poleca.

DSCN3103 DSCN3102 DSCN3101

Podczas zwiedzania zza przeszklonych okien zaglądał autentyczny kolos przepływający obok – piękne maszyny.

DSCN3118

Po wyjściu z muzeum czas udać się do korzeni norweskiej marynistyki i prekursorów pływania po morzach i oceanach – oczywiście Wikingów.

DSCN3153 DSCN3150 DSCN0001a (1)DSCN3158 DSCN0001a (2) DSCN0001b DSCN0001c DSCN3146

Muzealną część zakończyć wypada w skansenie.

DSCN3169 DSCN3167

Przy wejściu obok kas w budynku znajduje się spora kolekcja zabawek z minionych stuleci – głównie są to lalki.

100_0630 100_0629 100_0628 DSCN3173

Na potężnym obszarze znajdują się liczne chatki, domki i inne budowle gospodarcze – do jednych wejdziecie, inne niestety podziwiamy z zewnątrz.

DSCN3188 DSCN3181 DSCN3184 DSCN3176 DSCN3189 DSCN3204 DSCN3205 DSCN3206 100_0656 100_0649 100_0642

Ach zapomniałbym ja z tych wszystkich chatek zamieszkałbym tu: :)

DSCN3177

Rodzinko – poczta przyszła,

DSCN3185

no to najpierw do kościoła – tak bardzo charakterystycznego dla Skandynawii.

DSCN3203 DSCN3194 DSCN3190

Po chwili dla ducha trzeba coś dla ciała – komu wiejskiego mleka? :)

DSCN3208

Kiedyś było hasło (za starych słusznych czasów) “kobiety na traktory” – a tu proszę – czas więc odpalić maszynę i zająć się gospodarstwem.

100_0657

I stanął :/ przecież nie dopchnę go do najstarszej (pierwszej w Norwegii) stacji paliw i co teraz?

100_0672

A zwierzyna czeka na zajęcie się nią – i to nie są eksponaty :) konie parskają a świnia jak to świnia po ryjku widać – eksploruje podłoże.

DSCN3209 DSCN3210 DSCN3211

A tak na koniec i na poważnie to gdzieś w biegu nabyliśmy taki oto (niskobudżetowy) wynalazek,

DSCN3218

fuj, mało się nie strułem, gazowany sok jabłkowy – to nadawałoby się jako paliwo do traktora – “eplebensin” jakiś – nigdy więcej takich wynalazków brrr…

Spełnieni ze skansenu udaliśmy się na koniec na rejs po Oslo-fiordzie by przez chwilę być jak te wilki morskie.

DSCN3228 DSCN3226

Choć z reguły pieruńsko wieje na otwartym morzu i pod koniec listopada jest rześko (delikatnie mówiąc) to ja zawsze na pokładzie :)

DSCN3234

Dla takich widoków warto przecież cieszyć oczy.

DSCN3258 DSCN3242 DSCN3239 100_0717

O zmroku zawracamy do przystani.

100_0706

Myli się ten kto myśli że posłusznie wracam do hostelu – owszem na chwilę zajrzałem by uzupełnić płyny, spakować toboły, wrzucić do przechowalni bagażu na dworcu  i w drogę tym razem do Holmenkollen = podejście do zdobycia skoczni nr bodaj 3.

Najfajniejsze było to że w Oslo jesiennie a Holmenkollen wita nas zimowo :) a śnieg to mój żywioł – wszak teren górzysty.

100_0751

Nie było niespodzianki – skocznia nie zdobyta, ale przynajmniej do połowy jej wysokości doszedłem :) jakiś progres.

DSCN3274 DSCN3273 DSCN3277

Po powrocie do centrum i oczywiście ugrzęźnięciu w sklepie muzycznym z którego bez CD nie wychodzę, nocnym pociągiem NSB ruszamy do Trondheim, ale to i inne pomysły, wymysły w kolejnej części…

 

letni wyjazd na polanę w Karkonosze…

Thursday 8. January , 2015 kl. 04:56 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Lato 2012 dla odmiany postanowiłem spędzić w polskich górach. Przeglądając koncerty natrafiłem na klimatyczną imprezę pt. “Gitarą i..”. Jest to coroczna lipcowa – kultowa – impreza ongiś organizowana przez radiowa Trójkę w małej osadzie Borowice. Była “trójkowa” bo jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Obecnie Trójka organizuje tą imprezę pod pierwotną nazwą “Gitarą i piórem” – jak dla mnie ma ona jednak charakter komercyjny. Prawdziwi miłośnicy poezji śpiewanej nadal jednak spotykają się na borowickiej polanie by na kocykach posłuchać bardów.

Do spontanicznego “projektu” udało mi się namówić moją serdeczna przyjaciółkę i w piątkowy wieczór po pracy wyruszyliśmy polskimi kolejami najpierw do Wrocławia by stamtąd prywatnym busem po godzinie 20-tej udać się do Jeleniej Góry.

Problem pojawił się w Jeleniej Górze ponieważ nie znaliśmy miasta, bus zatrzymywał się na dworcu PKS i tam kończył bieg. Nasze schronisko mieściło się natomiast w zupełnie innej części miasta (przy dworcu PKP). Godzina 23-cia ciemno i  co dalej?

Na szczęście zamieniliśmy parę słów z kierowcą busa i postanowił w gratisie podrzucić nas na miejsce. Samo schronisko może nie najnowocześniejsze (o charakterze szkolnej bursy) z jedną PRL-owską łazienką w podziemiach, ale miało swój urok i klimacik. :) Przede wszystkim cena i bliskość do dworca PKP (z którego mieliśmy miejski autobus do Borowic) sprawiło że zdecydowaliśmy się przekimać w tej lokalizacji.

Skoro świt udaliśmy się na dworzec kolejowy by dojechać do celu podróży.

100_9498 100_9497

Po 9-tej rano stary ikarusek zabrał nas w godzinna podróż w knieje. :)

W autobusie (gdzie na końcu była specjalna szyna na rowery) wzbudziliśmy zainteresowanie pewnego pieska, który podróżował w autobusie. :)

100_9503

Jak to w Ikarusach bywa – strasznie trzęsie więc to cud, że pieska uchwyciliśmy. :)

W tak doborowym towarzystwie dotarliśmy na odludzie – musicie wiedzieć że prowadzi tam jedna droga – w środku kniei jest polana u podnóża Karkonoszy z kilkoma chatkami, która jak potwierdzili mieszkańcy – ożywa jeden weekend w roku przeżywając najazd fanów festiwalu.

Na miejscu byliśmy po 10-tej, ok 30 min marsz na drugi kraniec polany do pensjonatu (gdzie spędziliśmy drugą noc po koncercie), i wreszcie kwaterunek na miejscu.

Z racji odrobiny wolnego czasu – koncerty zaczynały się ok 16, kulminacyjna część imprezy natomiast ok 20-tej – postanowiliśmy przespacerować sie do Samotni.

100_9505

Trasa wiodła przez Starą polanę…

100_9523 100_9527

..następnie Kotki – Pielgrzymy – na Słonecznik, później granią (Droga Przyjaźni) do spalonej strażnicy.

Widoki z grani na Wielki Staw:

100_9538 100_9545

na Samotnię (nasz cel):

100_9548 100_9546

oraz Strzechę Akademicką. :

100_9547

Karkonosze urzekły nas:

100_9543 100_9541 100_9544 100_9568 100_9552

Po pierwsze było pusto – mimo dobrej pogody!!! – cicho i spokojnie, po drugie po raz pierwszy poczułem się jak piechur.

Dotychczas jeżdżąc w góry nastawiałem się na cel = zdobywanie / zaliczanie kolejnych szczytów. Tym razem było inaczej, swobodnie, w miłym towarzystwie gaworzyłem bez ciśnienia i parcia na to by zdobywać. Cudne włóczęgostwo – nic nas przecież nie goniło, nikt nie przeszkadzał – poezja. Idziesz delektując się każdym krokiem i widokiem. Coś pięknego. Przyznaję, że od tego wyjazdu bardziej delektuję się górami (każdą spędzona chwilą) niż je zdobywam.

Na dole zajrzeliśmy do Samotni na mała przekąskę (bodaj naleśniki o ile pamiętam i herbatę). :)

100_9558 100_9562 100_9564 100_9556

Po konsumpcji i odpoczynku udaliśmy się w drogę powrotna do Borowic.

100_9565 100_9559 100_9567

Po powrocie zahaczyliśmy o pensjonat by się przebrać, odświeżyć, zabrać kocyk i smakołyki na koncert.

Trafiliśmy akurat na koncert mało nam znanego wówczas Piotra Bukartyka. Choć docelowo czekaliśmy na koncert faworyzowanej kapeli – Raz Dwa Trzy, okazało się że Pan Piotrek Bukartyk był bezkonkurencyjny.

Powiem tyle bosko było – góry, polana, kameralne towarzystwo na kocykach, my wśród nich – leżysz patrząc w gwiazdy a Pan Bukartyk śpiewa. Oto przykłady z tego koncertu :) :

1. “Czego tylko chcesz”:

2. “Niestety trzeba mieć ambicje”

czy np “Małgocha” :)

Smaczku i uroku dodawał fakt, że Pan Piotr w utworach zawiera historie swojego życia – po prostu śpiewał o swoich historiach z życia.

Zgodnie z przyjaciółka stwierdziliśmy że koncert był cudny.

Raz dwa trzy przy Bukartyku wypadło niestety bardzo blado i niewyraziście wg mnie – i przyznam byłem troszkę zawiedziony, oto przykład:

Nie dotrwaliśmy do końca koncertu Raz dwa trzy bo znudziła nas ta melancholia a poza tym było po północy i chłód spłynął z gór na dolinę. Nie chcąc zmarznąć udaliśmy się do pensjonatu na zasłużony odpoczynek – TO BYŁ PIĘKNY I MAGICZNY DZIEŃ I WIECZÓR… :)

Rankiem nie mając jak się dostać do Jeleniej Góry (była niedziela a w tygodniu b.rzadko kursują tam autobusy) – to akurat minus władz miasta Jelenia Góra że wiedząc że jest taka impreza nie wzmacnia częstotliwości kursowania mpk – ruszyliśmy pieszo w kierunku miasta. Ku naszemu zdziwieniu po chwili zatrzymał się człowiek – fan festiwalu i zagorzały słuchacz radiowej Trójki. Okazało się że mało że podwiezie nas na stopa do Jeleniej Góry ale nawet do Wrocławia na dworzec PKP !!!! Miło. :)

Podróż minęła nam na pogaduchach. Pan opowiedział nam o zakonniku co tworzy i sprzedaje Likier Karkonoski – dostaliśmy od niego po małej butelce tegoż likieru oraz słoiczek jagód zbieranych przez zakonnika.

Tak oto spontanicznie dotarliśmy do Wrocławia. Tam mając chwilę wolny czas spędziliśmy w jednym z miejskich skwerów.

I dwa takie ujęcia uchwycone w parku a mówiące o przemijaniu… :)

100_9589 100_9581

 

Zauroczeni Bukartykiem zajrzeliśmy na rynku do Empiku – ciekawe czy przyjaciółka ma jeszcze tą płytę Bukartyka? :)

Taka spontaniczna pamiątka w podziękowaniu za towarzystwo :)

Z Wrocławia kolejową “błękitną strzała” (telepakiem jak kto woli :) ) doskrzypieliśmy się do Łodzi. Przyjaciółka zatopiła się w lekturze notatek a ja wychwytywałem zaokienne krajobrazy

100_9599 100_9606 100_9604100_9624 100_9595 100_9617

To był naprawdę przyjemny weekend :)

kolejny wyjazd do Norge – tym razem marcowy weekend w Oslo

Thursday 8. January , 2015 kl. 03:17 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Kolejny rok (2012) nie mógł się inaczej zacząć jak tylko wyjazdem do Oslo. Wraz z dwiema towarzyszkami wylatywaliśmy bodaj z poznańskiej Ławicy

DSCN0996 100_6308

To z czego zawsze się śmieję w duszy – po lewej zdjęcie nad Polską po prawej Skandynawia – dlaczego u nas zawsze są tak grube te chmury? :) I mam tak za każdym razem, do granic Polski masakra a poza krajem słońce bądź lepsza przejrzystość.

Tak czy inaczej mój faworyzowany Wizz bez problemu dostarczył nas na lotnisko Torp. Problem tam się zaczął. I tu kolejna mini anegdotka.

Ilekroć lecę do Skandynawii, nigdy nie przytrafił mi się abym był kontrolowany. Generalnie z uśmiechem byłem witany przez celników i bez problemu przechodziłem do hali przylotów. Poza tym jednym razem. Wszystko przez koleżankę, która (w przypływie bodaj radości) żartobliwie głośno artykułowała słowo “bomba” odmieniając go chyba przez wszelkie przypadki. Efekt był taki, że została zaproszona do gabinetu na kontrolę bagażu. Zdezorientowana przestała ironizować, a że jakby nie patrzeć tworzyliśmy “paczkę” postanowiliśmy również z nią udać się do  pomieszczenia. Zdziwiony obrotem zdarzeń celnik zapytał mnie dlaczego nie wychodzę do terminala tylko się cofam. Odpowiedziałem że jesteśmy z tą Panią – “Nie jesteś Norwegiem?” zapytał – odpowiedziałem mu że jestem Polakiem – odpowiedź była krótka – a to zapraszamy również do kontroli… Bez większego problemu i stresu poddałem sie kontroli i odpowiadałem celnikowi w jakim celu jedziemy i jak długo zamierzamy zostać. W duszy ucieszyłem się i zaskoczyłem jednocześnie że celnik myślał że jestem Norwegiem – to był miód na moje uszy. :)

Rutynowo sprzed dworca na stację podwiózł nas autobus.

DSCN1029 DSCN1028

Oto “sprawca ” naszej kontroli bezpieczeństwa :)

Nocleg jak zawsze w Ankerze – sprawdzona lokalizacja

Wieczorne spacerowanie po mieście:

DSCN1044 DSCN1043

– kamienice przy Karl Johans Gate,

DSCN1049

– parlament

100_6320

– okolica Spikersuppa

DSCN1071

– ratusz jak zwykle pięknie się prezentuje

DSCN1074

– a w porcie cumował tramwaj wodny który mimo późnej pory rozwoził mieszkańców po okolicy.

DSCN1090

Zmęczony ale zadowolony – to jest kraj w którym doskonale się czuję.

Z racji, że zawsze staram się znaleźć “temat przewodni” dla moich wyjazdów – ten wyjazd dla mnie osobiście był odskocznią od szarej codzienności i takim spontonem pokazującym że z dnia na dzień można bez głębszego planu wyjechać sobie i spędzić fajny weekend. Dziewczyny zaś pierwszy raz były w Norwegii dlatego chciałem by odrobinę poczuły i złapały “norweskiego bakcyla”. Dla mnie zaś wizyta ponowna w tych samych miejscach to troszkę taka podróż sentymentalna.

Kolejny dzień zaczęliśmy od zwiedzenia Bygdøy i mojego ulubionego muzeum Kon-Tiki:

100_6334 DSCN1196 DSCN1198

Od pierwszej wizyty fascynuje mnie Thor Heyerdahl i jego tratwy, są bowiem dla mnie inspiracją do dalszych wypraw.

I za każdym razem będąc tam mam inne doznania i odkrycia…

DSCN1207 DSCN1203

przyznacie że posąg przywieziony z Wyspy Wielkanocnej pobudza wyobraźnię,

DSCN1219 DSCN1217 DSCN1208 DSCN1209

czy chociażby malunki lub kości.

DSCN1230

Na końcu obowiązkowy seans o wyprawie Kon – Tiki – Łukasz jakby nieobecny, poza wyprawą świata nie widzi :)

Obok Kon – Tiki znajduje się muzeum polarne Fram.

DSCN1281 DSCN1275 DSCN1276

Można na tym statku odlecieć w marzeniach – żeby choć raz móc popłynąć ku przygodzie stojąc za sterami…

DSCN1238 DSCN1235 DSCN1234

 

Wejścia do muzeum strzegą dzielni polarnicy

DSCN1307

Okolica muzeów, pomimo aury miała swój urok

DSCN1329 DSCN1332 DSCN1330 100_6348

Znalazł się w tej szarości i “ptasi” model :)

DSCN1370 100_6351 100_6354 100_6357 100_6367 100_6368

było też dryfowanie w wodzie – a z dzioba krople wody płynęły.

100_6360 DSCN1361 DSCN1360 DSCN1358

Oprócz ptasiego modelu bardzo fotogeniczne (w oczekiwaniu na autobus) okazały się maluchy…

DSCN1374 100_6369

zawsze mnie ujmuje ich błogie spojrzenie i beztroskie dzieciństwo :)

Po krótkim odpoczynku udaliśmy się do ostatniego muzeum – muzeum Wikingów – a jakże.

100_6331 100_6332 100_6333

Wieczorem natomiast postanowiliśmy odwiedzić górską część miasta i słynną skocznię w Holmenkollen.

DSCN1381 DSCN1380

Spowita mgłą skocznia ma swoja kolejna symbolikę – byłem na niej kilka razy ale nigdy nie wszedłem na sam szczyt – ciekawe. :)

Czas wreszcie kiedyś stanąć na jej szczycie. Podczas tego wyjazdu skocznia była w remoncie i i tak przedarliśmy się między odrodzeniem – nie chciałem dalszej partyzantki urządzać po prostu.

Ostatni dzień w Oslo przyniósł przepiękną wczesnowiosenną pogodę dlatego przed południem udaliśmy się do Parku Vigelanda

100_6416 100_6370 100_6374 100_6377

Piękna i ciepła aura sprawiła że mieszkańcy tłumnie spacerowali po parku

100_6405 100_6376 100_6388 100_6382 100_6397

Co ciekawe na ostatnim zdjęciu para staruszków korzysta z dwuosobowego wózka – urocze. :)

Siedzą obok siebie – pierwszy raz widziałem taki pojazd – jak zawsze kreatywność i praktyczność Skandynawów mnie ujmuje.

Popołudniu natomiast wygrzewaliśmy się w porcie na słoneczku razem z innymi mieszkańcami.

100_6423

Najlepsza miejscówka była jednak już zajęta :)

100_6472 100_6473

Tatuś w Norwegii – ważne ogniwo :)

100_6426 100_6458

Oczom naszym ukazywał się sielankowy i senny widok fjordu,

100_6433

 

nad brzegiem którego królował zamek.

 

 

 

100_6455 100_6479

Co chwila przypływał statek turystyczny

100_6432 100_6465 100_6466

bądź znikał w oddali odpływający prom.

100_6417 100_6420

Aż przyszedł czas by pożegnać Oslo – szkoda było w tak piękną i ciepłą pogodę wyjeżdżać, nic jednak nie trwa wiecznie.

Ostatnie spojrzenie na fiord z pociągu do Moss.

100_6502 100_6507

Jak Moss to Ryanair – i ostatnie spojrzenie na skąpana w słońcu Norwegię podczas startu.

100_6517 100_6514 100_6513 100_6512

Później już były chmury, chłód i dżdżysta pogoda = szara rzeczywistość Polan – do zobaczenia Skandynawio w kolejnej podróży…

święta inne niż zazwyczaj…

Monday 22. December , 2014 kl. 04:35 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Jest okres przedświąteczny – czas więc na wspominki…

Święta 2011 spędziłem właśnie w Oslo.

Pierwszą rzeczą   która mnie zaskoczyła wówczas to była ciepła, bezwietrzna pogoda

100_4721 100_4760 100_4729

 

 

oraz brak śniegu.

I takie miasto miało swój smaczek – przynajmniej nie było pluchy jak u nas.

100_4764

Główna ulica miasta prezentowała się całkiem przyjemnie.

I tylko rzeźbiarz przypominał że jest zima,

100_4799 100_4798 100_4824

mozolnie tworząc swoje dzieło :) – przyznacie, że robi wrażenie.

Na plus trzeba oddać że w centrum jest lodowisko gdzie można sobie poszaleć bez limitu (i oczywiście za darmochę – w Polsce niedopuszczalne)

100_4815 100_4802 100_4797 100_4801 100_4800

A i ludzie widać integrują się i cieszą się życiem.

Generalnie dzień płynął leniwie – tylko co chwilę ptaki snuły się ulicami :)

 100_4784 100_4783

A pogoda była fenomenalna,

100_4796

jedna z bocznych uliczek biegnących do nabrzeża.

100_5117

Katedra – to tu przyjdę wieczorem na pasterkę.

100_4828 100_4834 100_4830

Spacer po takim mieście, cisza i spokój – czysta przyjemność.

Pasterka (inaczej niż u nas) odprawiana była o godz 17-tej. Po niej nie spodziewałem się, że będzie czekała mnie miła niespodzianka…

Po początkowych (małych protestach :) ) dałem się namówić Pani Pastor i zszedłem do podziemi katedry na wigilijny poczęstunek.

Uznałem w głębi duszy że mam niepowtarzalna okazje posmakować norweskich świątecznych specjałów.

100_4836

Z oczywistych względów zachowane zostało tylko to zdjęcie – głupio z aparatem ludzi za stołami fotografować.

Było wszystko: jadło norweskie wigilijne, choinka, fortepian i przy nim kolędy i przeróżni ludzie, od turystów po samotnych mieszkańców i rodziny. Pamiętam z jedzenia tyle że stek z renifera to coś przepysznego :)

Tak oto samotne i smutne (wydawało by się) święta przerodziły się w jedne z najlepszych spontanicznych świąt, pełnych ciepła i życzliwości.

Najlepsze jest to że siadasz naprzeciw różnych ludzi, różne historie, wspomnienia, charaktery – niesamowite. Po 20-ej podziękowałem Pani Pastor za gościnę – zostałem zaproszony przy okazji na śpiewanie psalmów o 23-ej.

Powróciłem więc do hostelu – przy okazji poznając zabawnego Serba i jego kumpla Chorwata – odświeżyłem się, przebrałem i punktualnie o 23-ej zameldowałem się w katedrze. Kościół był pełen, byli ludzie z psiakami które spokojnie leżały wzdłuż ławek. Przy wejściu każdy z nas otrzymał przedruki wszystkich psalmów i rozpoczęło się śpiewanie… :)

Nie jest tak że ludzie przychodzą, milczą, mruczą czy po prostu sobie między sobą rozmawiają (jak to u nas niestety bywa) – tam każdy bierze czynny udział prześpiewując się nawzajem. Na zakończenie wszyscy zebrali się na środku świątyni oraz przed nią składając sobie życzenia. Dziwnie ale i niezmiernie miłe jest spontaniczne otrzymywanie szczerych życzeń. W zasadzie nie musieli a podchodzili i składali mi je.

Przed drugą w nocy wróciłem do hostelu, kompani (Chorwat i Serb) nie spali i w najlepsze gaworzyli przy szklaneczce rakii. Zostałem zaproszony do towarzystwa. W sumie nie mieliśmy wyjścia i nawet jakbyśmy chcieli to nie usnęlibyśmy bo będący jeszcze w pokoju Hindus strasznie chrapał.

Doszło co prawda do zgrzytu bo nasz chrapiący koleżka wybudził się i był bardzo zły że światła mu palimy – na nic nasze argumenty że to On nie zachowuje sie cicho (w sumie nie jego wina). Hindus chciał wezwać policje w pewnym momencie (krewki temperament chorwacki omal nie rozpoczął wojny). Udało mi sie jednak panów uspokoić i przekonać że jest wigilia i po co nam zwady.

Skończyło się że Hindus dołączył do nas i przy szklaneczce trunku opowiedział co porabia w życiu. W Norwegii był pediatra i następnego ranka leciał w odwiedziny w swoje rodzinne strony – do Indii do Kaszmiru – odwiedzić swoja mamusię.

Położyliśmy się grubo po 3-ej w nocy. Mimo najlepszych chęci – przynajmniej ja – nie pospałem bo tubalny hinduski głos dudnił w głuszy pokojowej. Troszkę zły postanowiłem przespacerować się do Opery – “przynajmniej się dotlenię” pomyślałem.

100_4925

Posiedziałem na jej dachu przynajmniej 2 kwadranse wpatrzony i wsłuchany w szum fiordu, troszkę w nadziei, że rozpogadzające się właśnie niebo błyśnie magią zorzy. Niestety marzenia były próżne.

100_4923

Nabrzeże pięknie prezentowało się nocą.

100_4955 100_4957

Później przespacerowałem się ponownie deptakiem i wokół katedry, by wymęczony i zrezygnowany nad ranem legnąć na pryczę. Było mi wówczas wszystko jedno czy Hindus chrapie czy nie.

Przez kolejne dwa dni świąt zauważyłem, że mieszkańcy bardzo aktywnie spędzają czas – masa ludzi wybierała ponownie lodowisko w centrum i łyżwy.

100_5552 100_4912 100_4977 100_4973 100_5563 100_4975100_5551

Nie było złośliwości, pośpiechu, wariactwa- była życzliwość, uśmiech i zadowolenie z życia – godzinami mogłem wpatrywać się w ludzi czerpiąc energie i chęć do zmian w życiu by podobnie jak oni z radością korzystać z życia. Nie ukrywam że wsłuchiwałem się również w grana muzykę – niby bezproduktywny wypoczynek na ławce, a ile wrażeń i bodźców. Sam nie odważyłem się na nałożenie łyżew choćby z prostej przyczyny – nie miałem ich, każdy Norweg miał swoje łyżwy, a nie było wypożyczalni.

 

Ważna ciekawostka, miałem w pierwszy Dzień Świąt przygodę, razem z grupką przechodniów przechodziliśmy przez skrzyżowanie na “późnym” zielonym – no dobra raz mrugnęło i zmieniło się na czerwone gdy wchodziłem :). Dochodzę na drugą stronę, a tu wyrasta (jak z podziemi) policjant. Wita się ze mną, przedstawia i zaprasza do policyjnego vana. “Koniec” myślę “mandat jak nic”, otwierają się drzwi furgonetki – patrzę – a tam kuchnia polowa i uśmiechnięty duet policjant + strażak wręcza mi tackę ryżu z cynamonem i półlitrowy plastykowy kubek julegløgg – czerwonego wina z przyprawami ( cynamon, goździki, imbir), skórka pomarańczowa, cukier i bakalie (gł. rodzynki i migdały). Boski napój – uwierzcie…

Problem jest tylko jeden – co większe skrzyżowanie stała taka ekipa i częstowała przechodniów – po 3 skrzyżowaniach zrobiło się tak błogo i radośnie….

Później to zły byłem, że wydawałem w hostelu na śniadania po 100 NOK podczas gdy na mieście stołował się człowiek za darmochę :), a ryż na słodko był krzepiący.

W pierwszy dzień świat również za dnia przespacerowałem się na dach opery.

100_4852 100_4855 100_4884 100_4885

Za każdym razem jak jestem w Oslo uwielbiam siadać sobie na dachu opery by odetchnąć morskim powietrzem wpatrując się w fiord – coś wspaniałego.

100_4891

Tego dnia o dziwo masa rodzin tez wybrała spacer, nie od dziś wiadomo, że Norwedzy kochają aktywne spędzanie czasu na świeżym powietrzu.

Drugi Dzień Świąt spędziłem (poza lodowiskiem) na wylegiwaniu się w porcie przy Aker Brygge. Pogoda była fenomenalna.

100_4997 100_5015   100_5014   100_5016 100_5018

 

 

Nic dziwnego, że i tu mieszkańcy chętnie i masowo  spędzali czas.

100_5324 100_5042 100_5053 100_5240

Była tez zabawna sytuacja – robiłem zdjęcie nadbrzeża gdy nagle podeszły dwie dziewczyny i poprosiły o zdjęcie.

100_5280

Początkowo byłem niechętny ale gdy usłyszałem “chcemy byś zrobił zdjęcie fajnym dziewczyną norweskim na pamiątkę” – ot taki sponton.

Zobaczyły efekt i rozbawione poszły w swoją stronę. Niesamowite i bardzo miłe i pozytywne…aż szkoda że nie wziąłem kontaktu :) działo się tak szybko wszystko i znienacka.

Im bliżej wieczora tym było piękniej

100_4999 100_5005 100_5026100_5546 100_5044 100_5046 100_5095 100_5106 100_5107 100_5108

Nawet pomniki wyglądały majestatyczne w grudniowym świetle.

100_5090 100_5100 100_5101

Kolejnego dnia tuz przed wylotem przespacerowałem się najstarszymi uliczkami miasta -0 czas jakby się tu zatrzymał.

100_5111

To mimo wszystko były piękne święta – święta które miały swój urok. Święta które mnie osobiście wyciszyły, a życzliwość i uśmiech oraz beztroska mieszkańców Oslo sprawiła, że były na swój sposób niepowtarzalne i fantastyczne. Choć bez śniegu i Mikołaja…

100_5113

…no przesadzam – Mikołaj zerkał z wystawy sklepowej :) z torciku w cukierni :)

Po raz kolejny sprawdziło się porzekadło że nie ważne gdzie, ważne z kim (wśród kogo) spędzamy święta. Nie trzeba mieć uginającego się stołu i nie wiem jakiego przepychu, prezentów itd.

Uwielbiam nawet z takich (potencjalnie nudnych wyjazdów) wyciągać detale i smaczki – cieszmy się z małych rzeczy, bo nic dwa razy sie nie zdarzy – nie ma dwóch tych samych sytuacji. A jak śpiewa mój ulubiony Dżem “chwila która trwa, może być najlepszą z Twoich chwil…”

Moja wigilia w hostelu – pamiętam – to (skromnie) łosoś na talerzyku na stołku plasterek ciemnego serka brunøst i kubek ciepłego julegløgga.

I tak było magicznie i klimatycznie…

GOD JUL !!!!

w styczniu 2015 ponownie w Norge :)

Tuesday 9. December , 2014 kl. 16:35 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

To już pewne – pod koniec stycznia wymyśliłem sobie pętle wokół Skandynawii:

mapa-szwecji

Zacznę z Gdańska skąd Wizzem polecę do Trondheim.Będę tam po południu

Tego samego wieczora wsiądę w ekspres polarny by rano być w Bodø. Tam po południu już będzie czekał na mnie prom do Svolvær (w-py Lofoty).

Na Lofotach spędzę 3 dni – mam nadzieje uchwycić zorzę. Następnie udam się do Narviku gdzie skorzystam z gościny Lapończyków (wykupiłem cały dzień u nich – w programie kulig, łapanie renifera na lasso, ognisko i ich tradycyjne jedzenie). Myślę tez by zobaczyć rezerwat polarny i po obcować wśród wilków i lisów. Szukam tez psich zaprzęgów.

Na koniec wyruszę koleją z Narviku przez Kirunę, Lulea, Uppsalę dotrę do Stockholmu – mam nadzieje że na 1 dzień się tam zatrzymam i powrót wizzem do Polski

cele:

– zobaczyć zorzę

– poznać kulturę Lapończyków

– poznać lokalne potrawy i muzykę

– złapać renifera na lasso :) (a co :D )

– psie zaprzęgi

– obejrzeć cała Szwecję (z okien pociągu co prawda ale zawsze) :)

 

trzymajcie kciuki…

oj będzie sie działo i będzie opowieść po powrocie w lutym :)

 

listopadowe podróżowanie po Czechach – mglista Praga i wizyta w winiarni.

Wednesday 3. December , 2014 kl. 03:56 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Kiedy już ustąpiło bujanie morskie postanowiłem na 11 listopada 2011 r. pojechać do czeskiej Pragi. Dziś mogę się przyznać bo 10.11 pracowałem w biurze (dział obsługi klienta) jednak była to praca mobilna z domu. Stwierdziłem że równie dobrze mogę popracować z hostelu. Rano więc ze znajomymi autem wyruszyliśmy do Pragi. Podróż przebiegła zgodnie z planem – tyle że przez resztę dnia warowałem przy telefonie i e-mailu. Na szczęście nikt nic nie reklamował :) . Oczywiście nie obyło się bez małego faux pas bo przy meldowaniu w hostelu rozbawiony zamiast “I and my friends” powiedziałem “parents” o przyjaciołach i wszyscy gruchnęli śmiechem :)

Ja to potrafię rozbawić tłum :p

Znajomi (a była to para) zajęli się sobą, a ja pospacerowałem sobie wieczorem po Pradze.

Rankiem 11.11 miasto spowiła mgła, która była równie piękna co gęsta :)

100_4610 100_4612 100_4613 100_4619 100_4621 100_4625

Swoja drogą starówka i Most Karola jest bardzo piękny. Nie bez powodu zwana jest “złotym miastem” lub “miastem stu wież”

100_4655 100_4614 100_4615 100_4626 100_4638

Był to bardzo krótki pobyt (wieczór i poranek) ale dzięki mgle bardzo klimatyczny wyjazd. Pozostawiłem przyjaciół, a sam ruszyłem koleją w drogę powrotną.

Pierwszym przystankiem była przesiadka w Usti nad Orlici.

100_4670

Celowo wybrałem przesiadkę i 2 h czekanie by poczuć czeski klimacik. Oto bowiem na stacjach znajdują się wiejskie (mało miasteczkowe) knajpki gdzie miejscowi i podróżni mogą napić się lokalnego piwa z kufla z porządna pianką , pogadać i pooglądać narodowy sport jakim jest hokej. Wieczorami z kolei odbywają się potańcówki. Bardzo mi się to podoba że z kultura i bez partyzantki można się napić piwa (u nas wszak prohibicja a tam nawet na ulicy idąc możesz wypić piwo

Czesi słyną nie tylko z piwa ale i gościnności (bardzo wesoły i otwarty naród) więc momentalnie znalazłem towarzyszy do rozmowy. Czas jednak naglił a na tablicy widniał już pociąg do Kłodzka.

Niestety musiałem jechać dalej  praca w Polsce wzywała.

Na każdej najmniejszej stacyjce jest elektroniczny rozkład jazdy – ciekawe – pomijam że nie jest zdewastowany.

100_4674

Tak oto czeskim pociągiem wjeżdżałem powoli w Kotlinę Kłodzką

100_4680 100_4688

Z Kłodzka udałem się zdezelowana jednostką do Łodzi – o tej podróży może nie będę się rozwodził, każdy przecież zna te warunki. Dodam tylko, że pieruńsko grzali więc nie dość, że pociąg za krótki i napchany podróżnymi wracającymi ze święta państwowego, to jeszcze gorąco jak w piekle – ot taki polski folklor.

—-

Na Czechy wróciłem dokładnie tydzień późnij i ta podróż wydawała się o wiele ciekawiej. Oto bowiem Tomasz (który był ze mną w Paryżu w marcu tego roku) wygrał na lokalnym festynie w Bieszczadach  :) weekend w winiarni w okolicy czeskiego Brna. Celem była winiarnia U Samsonu w miasteczku Velké Němčice

Spotkaliśmy się z Tomkiem w Katowicach rano w sobotę i pojechaliśmy do czeskiego Bohumina, w którym zatrzymaliśmy się na wyborne czeskie piwo.

100_4693

Być w Czechach i nie napić się ich narodowego trunku to jak być w Rzymie i Papieża nie widzieć.

Pół godziny później wsiadaliśmy już do pociągu który zabrał nas do Brna.

100_4692

Z Brna mając troszkę czasu udaliśmy się bardziej na wschód od miasta do miejscowości Slavkov u Brna.

 100_4698

Jest to bardzo malownicze miasteczko, które oprócz pałacu

100_4696

zasłynęło z bitwy która się w okolicy rozegrała. Miasteczko wówczas z niemieckiego nazywało się Austerliz. 2.12.1805 roku stoczono tu bitwę zwana “bitwą trzech cesarzy (tak naprawdę było ich dwóch). Wojska Napoleona Bonapartego (Francja) pokonały połączone wojska austriacko-rosyjskie dowodzone przez cara Aleksandra I.

W pałacu znajduje się muzeum poświęcone temu wydarzeniu. Taka mała miejscowość ale za to z jaka historią.

Po krótkim pobycie ponownie docieramy do Brna z którego na południe udajemy się do Vranowic skąd już autobusem udamy się do winiarni.

Dotarłszy do Vranowic nie spodziewaliśmy sie ze pojawia sie kłopoty. Oto bowiem okazało się że po 15-tej nie jeździ w sobotę juz żaden autobus do Velkich Němčic !!!!

I klops – na opuszczonej stacji powitał nas tylko – kot !!!

100_4699

Po krótkim namyśle postanowiliśmy zadzwonić do właściciela winiarni i poprosić go o pomoc. Zaskoczony ale bardzo miły przyjechał po nas i zawiózł do siebie.

Myślałem, że ta wizyta w winiarni to jakieś większe wydarzenie – okazało się, że my sami będziemy mieli przyjemność poznania techniki wytwarzania i degustacji wina – fantastycznie !!!

Pan Samson zaprowadził nas do swoich podziemi, opowiedział o tym jak wygląda proces zbioru i produkcji (zabawne że mówiąc po czesku rozumieliśmy go – a jak był problem to wyjaśnialiśmy miedzy sobą lapsusy słowne).

100_4700

Później rozpoczęło się degustowanie poszczególnych roczników dojrzewających w beczkach piwnicy.

Ok 22-giej dołączyła do nas zaciekawiona przyjazdem gości nestorka rodu. Starsza Pani (prawie 100 latka !!!) nie odmówiła kieliszeczka wina w formie toastu.

S6302058

Oczywiście każdy kieliszek wina poprzedzony był stosownym ceremoniałem a wszystko zagryzane było serem lub pieczywem razowym. Po degustacji kilkunastu beczek gospodarz poprosił nas o wybranie naszym zdaniem najlepszego wina. Problem w tym, że wszystkie były wyśmienite – zdecydowaliśmy wspólnie o jednym rodzaju i ku naszemu zaskoczeniu spotkanie przeniosło się na górę do salonu.

100_4707

Na górze podczas gdy Pan z seniorka opowiadali nam o historii rodu – pokazując liczne zdjęcia i pamiątki rodzinne – Pani domu szykowała poczęstunek.

Bardzo miłe było to zaskoczenie.

S6302064

Wreszcie zasiedliśmy do ucztowania :)

S6302066

Gospodarz dbał by przede wszystkim lampki były pełne wina i aby w dzbanach trunku nie zabrakło – a były dolewki ;) i nawet śpiewy.

100_4703 100_4702

Fantastycznie spędziliśmy wieczór i z chęcią raz jeszcze odwiedziłbym Pana Samsona – dusza towarzystwa.

Nocleg mieliśmy zapewniony w sąsiednim gospodarstwie u sąsiadki która miała pensjonat.

Następnego dnia uraczyła nas pysznym śniadaniem – i tylko jej pupil pudel był niepocieszony, że nie dostał tych specjałów. No dobrze – pod stołem mu przemycałem kęski – przyznaję :). Wyprosił na “ładne oczy” :)

Zdjęcie0631

Przepraszam za jakość – może to wino? :) Przede wszystkim to zdjęcia(to i poniżej) robione komórką…

Po wysłuchaniu że nie mamy jak się dostać na stację, Pani była tak miła że stwierdziła że nas podrzuci a przy okazji odwiedzi swoją znajoma – więc szybko spakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę.

Mając cał dzień namówiłem Tomka na po podróżowanie  po Czechach. Czeskie koleje maja fantastyczny bilet weekendowy (zwany Sone +). W ramach biletu można przez 1 dzień wybrany (sobota lub niedziela) za 100 zł podróżować wszystkimi pociągami – od osobowych przez rychliki (pośpieszne) po IC i EC. Brawo !!! :)

Nabyliśmy je i z racji że Czechy nie są dużym państwem (a maja szybkie i punktualne koleje) postanowiliśmy udać się z południa kraju na północny zachód :) przez Pragę i Usti nad Labom do Děčína – przy granicy z Niemcami w rejon Czeskiej Szwajcarii. Ot taki kaprys.

Z prag jechaliśmy EC relacji Villach (Austria) – Hamburg (Niemcy)

  Zdjęcie0662 Zdjęcie0663

W mieście tak naprawdę pospacerowaliśmy z godzinę – zajrzeliśmy do dyskontu spożywczego, jedzonko pod chmurką i z powrotem do Pragi :) pociągiem EC (trasa Berlin – Budapest).

 Jakość komórkowa i fatalna bo padało i pociąg gnał ale Szwajcaria Czeska robi wrażenie i to może być kolejny weekendowy cel – na przyszłość :)

Zdjęcie0661 Zdjęcie0658

Dość tych zamazańców :p

Na koniec dodam że włóczęgostwo kolejowe skończyliśmy w nocy z niedzieli na poniedziałek w czeskiej Ostrawie, gdzie po piwnym toaście w przydworcowej knajpie przejechaliśmy granicę i porannym pociągiem CHOPIN (relacji Wiedeń/Praga/Budapest – Warszawa/Kraków) wróciliśmy do domów.

Generalnie listopad w Czechach bardzo udany a odwiedziny u Pana Samsona – obowiązkowe :) polecam…

Driftes av Bloggnorge.com - Gratis Blogg | PRO ISP - Blogg på webhotell og eget domenet | Genc Media - Webdesign og hjemmeside
Bloggen "oczy na Świat / øynene til verden" er underlagt Lov om opphavsrett til åndsverk. Det betyr at du ikke kan kopiere tekst, bilder eller annet innhold uten tillatelse. Forfatter er selv ansvarlig for innhold. Tekniske spørmål rettes til post[att]bloggnorge[dått]com.
css.php
Driftes av Bloggnorge.com | Laget av Hjemmesideleverandøren
Denne bloggen er underlagt Lov om opphavsrett til åndsverk. Det betyr at du ikke kan kopiere tekst, bilder eller annet innhold uten tillatelse fra bloggeren. Forfatter er selv ansvarlig for innhold.
Personvern og cookies | Tekniske spørsmål rettes til post[att]lykkemedia.[dått]no.