letni wyjazd na polanę w Karkonosze…
Lato 2012 dla odmiany postanowiłem spędzić w polskich górach. Przeglądając koncerty natrafiłem na klimatyczną imprezę pt. “Gitarą i..”. Jest to coroczna lipcowa – kultowa – impreza ongiś organizowana przez radiowa Trójkę w małej osadzie Borowice. Była “trójkowa” bo jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Obecnie Trójka organizuje tą imprezę pod pierwotną nazwą “Gitarą i piórem” – jak dla mnie ma ona jednak charakter komercyjny. Prawdziwi miłośnicy poezji śpiewanej nadal jednak spotykają się na borowickiej polanie by na kocykach posłuchać bardów.
Do spontanicznego “projektu” udało mi się namówić moją serdeczna przyjaciółkę i w piątkowy wieczór po pracy wyruszyliśmy polskimi kolejami najpierw do Wrocławia by stamtąd prywatnym busem po godzinie 20-tej udać się do Jeleniej Góry.
Problem pojawił się w Jeleniej Górze ponieważ nie znaliśmy miasta, bus zatrzymywał się na dworcu PKS i tam kończył bieg. Nasze schronisko mieściło się natomiast w zupełnie innej części miasta (przy dworcu PKP). Godzina 23-cia ciemno i co dalej?
Na szczęście zamieniliśmy parę słów z kierowcą busa i postanowił w gratisie podrzucić nas na miejsce. Samo schronisko może nie najnowocześniejsze (o charakterze szkolnej bursy) z jedną PRL-owską łazienką w podziemiach, ale miało swój urok i klimacik. :) Przede wszystkim cena i bliskość do dworca PKP (z którego mieliśmy miejski autobus do Borowic) sprawiło że zdecydowaliśmy się przekimać w tej lokalizacji.
Skoro świt udaliśmy się na dworzec kolejowy by dojechać do celu podróży.
Po 9-tej rano stary ikarusek zabrał nas w godzinna podróż w knieje. :)
W autobusie (gdzie na końcu była specjalna szyna na rowery) wzbudziliśmy zainteresowanie pewnego pieska, który podróżował w autobusie. :)
Jak to w Ikarusach bywa – strasznie trzęsie więc to cud, że pieska uchwyciliśmy. :)
W tak doborowym towarzystwie dotarliśmy na odludzie – musicie wiedzieć że prowadzi tam jedna droga – w środku kniei jest polana u podnóża Karkonoszy z kilkoma chatkami, która jak potwierdzili mieszkańcy – ożywa jeden weekend w roku przeżywając najazd fanów festiwalu.
Na miejscu byliśmy po 10-tej, ok 30 min marsz na drugi kraniec polany do pensjonatu (gdzie spędziliśmy drugą noc po koncercie), i wreszcie kwaterunek na miejscu.
Z racji odrobiny wolnego czasu – koncerty zaczynały się ok 16, kulminacyjna część imprezy natomiast ok 20-tej – postanowiliśmy przespacerować sie do Samotni.
Trasa wiodła przez Starą polanę…
..następnie Kotki – Pielgrzymy – na Słonecznik, później granią (Droga Przyjaźni) do spalonej strażnicy.
Widoki z grani na Wielki Staw:
na Samotnię (nasz cel):
oraz Strzechę Akademicką. :
Karkonosze urzekły nas:
Po pierwsze było pusto – mimo dobrej pogody!!! – cicho i spokojnie, po drugie po raz pierwszy poczułem się jak piechur.
Dotychczas jeżdżąc w góry nastawiałem się na cel = zdobywanie / zaliczanie kolejnych szczytów. Tym razem było inaczej, swobodnie, w miłym towarzystwie gaworzyłem bez ciśnienia i parcia na to by zdobywać. Cudne włóczęgostwo – nic nas przecież nie goniło, nikt nie przeszkadzał – poezja. Idziesz delektując się każdym krokiem i widokiem. Coś pięknego. Przyznaję, że od tego wyjazdu bardziej delektuję się górami (każdą spędzona chwilą) niż je zdobywam.
Na dole zajrzeliśmy do Samotni na mała przekąskę (bodaj naleśniki o ile pamiętam i herbatę). :)
Po konsumpcji i odpoczynku udaliśmy się w drogę powrotna do Borowic.
Po powrocie zahaczyliśmy o pensjonat by się przebrać, odświeżyć, zabrać kocyk i smakołyki na koncert.
Trafiliśmy akurat na koncert mało nam znanego wówczas Piotra Bukartyka. Choć docelowo czekaliśmy na koncert faworyzowanej kapeli – Raz Dwa Trzy, okazało się że Pan Piotrek Bukartyk był bezkonkurencyjny.
Powiem tyle bosko było – góry, polana, kameralne towarzystwo na kocykach, my wśród nich – leżysz patrząc w gwiazdy a Pan Bukartyk śpiewa. Oto przykłady z tego koncertu :) :
1. “Czego tylko chcesz”:
2. “Niestety trzeba mieć ambicje”
czy np “Małgocha” :)
Smaczku i uroku dodawał fakt, że Pan Piotr w utworach zawiera historie swojego życia – po prostu śpiewał o swoich historiach z życia.
Zgodnie z przyjaciółka stwierdziliśmy że koncert był cudny.
Raz dwa trzy przy Bukartyku wypadło niestety bardzo blado i niewyraziście wg mnie – i przyznam byłem troszkę zawiedziony, oto przykład:
Nie dotrwaliśmy do końca koncertu Raz dwa trzy bo znudziła nas ta melancholia a poza tym było po północy i chłód spłynął z gór na dolinę. Nie chcąc zmarznąć udaliśmy się do pensjonatu na zasłużony odpoczynek – TO BYŁ PIĘKNY I MAGICZNY DZIEŃ I WIECZÓR… :)
Rankiem nie mając jak się dostać do Jeleniej Góry (była niedziela a w tygodniu b.rzadko kursują tam autobusy) – to akurat minus władz miasta Jelenia Góra że wiedząc że jest taka impreza nie wzmacnia częstotliwości kursowania mpk – ruszyliśmy pieszo w kierunku miasta. Ku naszemu zdziwieniu po chwili zatrzymał się człowiek – fan festiwalu i zagorzały słuchacz radiowej Trójki. Okazało się że mało że podwiezie nas na stopa do Jeleniej Góry ale nawet do Wrocławia na dworzec PKP !!!! Miło. :)
Podróż minęła nam na pogaduchach. Pan opowiedział nam o zakonniku co tworzy i sprzedaje Likier Karkonoski – dostaliśmy od niego po małej butelce tegoż likieru oraz słoiczek jagód zbieranych przez zakonnika.
Tak oto spontanicznie dotarliśmy do Wrocławia. Tam mając chwilę wolny czas spędziliśmy w jednym z miejskich skwerów.
I dwa takie ujęcia uchwycone w parku a mówiące o przemijaniu… :)
Zauroczeni Bukartykiem zajrzeliśmy na rynku do Empiku – ciekawe czy przyjaciółka ma jeszcze tą płytę Bukartyka? :)
Taka spontaniczna pamiątka w podziękowaniu za towarzystwo :)
Z Wrocławia kolejową “błękitną strzała” (telepakiem jak kto woli :) ) doskrzypieliśmy się do Łodzi. Przyjaciółka zatopiła się w lekturze notatek a ja wychwytywałem zaokienne krajobrazy
To był naprawdę przyjemny weekend :)