no to w góry – małe / ogromne wyzwanie
Po weekendzie nad jeziorem, dwa tygodnie później przyszedł czas na weekend w górach.
Obawiałem się tego wyjazdu ponieważ góry w przeciwieństwie do jezior to wyzwanie i wysiłek. Ja po ciężkiej operacji nie byłem jeszcze w pełni zdrów i mimo że śmieszny dystans – stanowił jednak poważne dla mnie wyzwanie w tym stanie. Ale po kolei.
Podróż do Jeleniej Góry pokonałem koleją.
Po drodze mijałem G. Wałbrzyskie, w które nie wiem dlaczego jeszcze nie zawitałem – takie trochę niedoceniane.
Z racji, że mam sentyment do kolei to nie odebrałem sobie przyjemności sfotografowania “gagarina” na mijance :)
Sprzed dworca w Jeleniej Górze busami lub nieco dłużej ale i taniej dojedziecie do Karpacza. Ja wybrałem podróż PKS-em przez Kowary. Swoja drogą szkoda że nie dojedzie się koleją – byłaby to atrakcja przy okazji. Z racji ponownej wizyty (w życiu) w Karpaczu, odpuściłem sobie miasto i z małym przystankiem przy zaporze…
…ruszyłem na szlak. Nie było to proste – o tym jaki to dla mnie był wysiłek po miesiącu leżenia jak kłoda nieruchomo, niech świadczy fakt, że z trudem do zapory doszedłem, a gdzie dalej?
Celem było schronisko “Samotnia” zdobyte najpierw czarnym szlakiem z Białego Jaru przez przełęcz Biały Jar (pod Kopą), dalej żółtym szlakiem do schroniska “Strzecha Akademicka” i zejście do “Samotni”. Poniżej uproszczona mapa :)
Plusy takiej trasy w tym dniu były dwa, po pierwsze było po godz 15-tej więc mały ruch, a po drugie pogoda – idealna – lekkie zachmurzenie i przyjemne kilkanaście stopni, które zniechęca wygodnisiów i niedzielnych turystów.
W drodze do Przełęczy Biały Jar – było kilka dużych kryzysów i zwątpień. Operacja oka jednak to poważna ingerencja w organizm, raz jedyny podchodząc zwątpiłem czy dam radę.
Po minięciu przełęczy nie było już tak pod górę i człowiek mógł delektować się ciszą i spokojem.
Jeszcze tylko chwila i będzie możliwy odpoczynek w schronisku.
Bo oto wyłania się zza zakrętu “Strzecha Akademicka” :)
Fantastycznie pokonać swoje słabości i gdy dotrzesz i wiesz że się udało, mimo że wydawało się to niemożliwe, a na końcu nagroda – pyszne naleśniczki :) z widokiem na góry….
Jeszcze tylko mała orientacja w terenie…
… która była formalnością – przecież znam już te szlaki :). Zejście w dół (ostrożne, wtedy musiałem uważać na wstrząsy głową i oczami) i za 15-20 min będę u celu w “Samotni”.
Jak dla mnie bajkowe miejsce – szczególnie wieczorem gdy wyszumią się turyści, szlaki opustoszeją i zostaje nas garstka.
Jeszcze o zmroku było jeszcze bardziej urokliwie…
…i pojawił się piękny księżyc (i jego mała sesja w różnych barwach) :)
Dłuuuugo w takich warunkach człowiek się nie kładzie :) super nagroda za trud wspinania.
a ty człowieku zastygasz w tej sielance…
Mimo jakości mam nadzieje, że skąpana w mroku samotnia też ma swój klimat.
A rankiem taki widok w oknie na poddaszu – ech :)
Nic nie trwa wiecznie jak to mówią więc trzeba się zbierać – kiedyś na pewno nie raz tu zajrzę by się zresetować od zgiełku miasta – taki mój mały polski raj.
No to w drogę w kierunku Polany.
Jeszcze tylko fotka dla paprotki :)
Wolnym spacerkiem dotarłem na Polanę
Za mną “królowa” Śnieżka :) wraz z charakterystycznym spodkiem.
a przede mną – Kotki :)
Przycupnąłem więc na godzinkę by nacieszyć się ostatnia chwile widokiem, bo czas wracać – weekend się kończył, a mimo niedużego dystansu do Łodzi (ok 300 km) podróż to gehenna wielogodzinna. Dlatego mimo przedpołudniowej pory powoli schodziłem do Karpacza – Białego Jaru, by później dojść do centrum – zjeść obiad w restauracji i wsiąść w autobus do Łodzi. To był jedyny tak wyczerpujący dla mojego organizmu wyjazd (z obawami czy wzroku przez wysiłek nie stracę), ale jakże udany i potrzebny by wierzyć w siebie i w swoje cele i marzenia.
Wszystko jest możliwe jeżeli się czegoś agnie i się do tego dąży wbrew przeciwnościom