tak to sie zaczęło…
W oczekiwaniu na nowe wojaże postanowiłem zamieścić poprzednie moje epizody podróżnicze.
Na początek czas zacząć od korzeni czyli jak odkryłem tanie latanie i Norwegię :)
Zaczęło się niewinnie w sierpniu 2010 r. od nocnej podróży autobusem PKS Białystok na trasie Łódź – Katowice. W autobusie dojrzałem chłopaka który walczył z mapą i nie mógł ogarnąć gdzie Katowice maja lotnisko. Pomogłem dostać się mu na Pyrzowice, w zamian on podzielił się ze mną informacja która na zawsze odmieniła moje życie….
Los bywa przewrotny i stawia na naszej drodze różnych ludzi – początkowo włożyłem naszą rozmowę między przysłowiowe bajki, ale gdy po tygodniu z ciekawości poszperałem w internecie – otworzyły się możliwości. Odkryłem wówczas że w niespełna miesiąc mogę polecieć za 4 zł w jedna stronę do Oslo !!!
Nie mając zielonego pojęcia w co się pakuję, czym to pachnie i nie znając języka postanowiłem sprawdzić czy dam radę.
Dodam, że nigdy wcześniej nie latałem samolotem więc adrenalina była większa – nocne wertowanie internetu, opisy ludzi, nagrania z YouTube aby dowiedzieć się “jak to jest – pierwszy raz wzbić się w przestworza”.
Kiedy już “teoretycznie” przygotowałem się na wgniatanie w fotel, pozatykane uszy, turbulencje i inne wszelkie “dobre rady” i patenty 15 września 2010 przed północą dojechałem do Gdańska. Po nocy w przydworcowych “obiektach gastronomicznych” o 4 rano zameldowałem się na lotnisku w Gdańsku – Rębiechowie by rozpocząć przygodę.
“maleństwo” za mną już czekało by wzbić się w górę zabierając mnie ku pierwszej wyprawie do Norwegii;
Ten gate otworzył mnie na Skandynawie w chłodny październikowy poranek
pierwszy lotniczy bilet dał mi przepustkę na pokład ku skandynawskiej przygodzie :)
Pierwszy lot, cóż troszkę rozczarował (w pozytywnym słowa znaczeniu) pod tym względem, że nie było ani wgniatania w fotel, ani turbulencji, ani zatykania uszu (jak wieszczyli znawcy na forach i portalach). Odbywał się on o 6 rano więc wszyscy spali – był piękny poranek cicho i naprawdę można było się delektować podróżą, a ja odkryłem podniebną taksówkę która w kilka chwil przenosi mnie do innego Świata.
Pierwsze lądowanie w Norwegii – niezapomniana chwila.
Samolot bez problemu, delikatnie wylądował o 7:10 na lotnisku Oslo Sandefjort Torp – 20 min. przed rozkładowym czasem lądowania.
Jak się później okazało to była podróż pełna drobnych symboli i niuansów. Wiem brzmi to trywialnie ale nie dostrzegamy my ludzie małych znaków i symboli oraz gestów.
Pierwszym takim symbolem było dla mnie powitanie przez załogę samolotu. Ja przerażony, szczęśliwy ale też pełen niepewności z oczyma jak przysłowiowe 5 zł przyklejony do szyby niczym dziecko do wystawy sklepowej za słodyczami czy ulubiona zabawką i załoga witająca pasażerów słowami: “życzymy przyjemnego pobytu w Norwegii tych z Państwa którzy wracają z podróży – witamy w domu”. Mając w głowie mijane piękne wysepki i wybrzeże i słysząc te słowa pomyślałem sobie że chciałbym kiedyś wracać właśnie tu do domu, do Norwegii. To wtedy niczym za czarodziejska różczką zrodziła się myśl że dopnę w życiu swego i zamieszkam w Norwegii.
Zagubiony wysiadłem z samolotu z tuzinem myśli i pytań: co dalej? jak dalej? jak to będzie itd.
Szybko jednak odnalazłem autobus Torp-ekspressen i udałem się do Oslo.
Pierwsza miejscówka nie była może zachęcające, do tego (z przejęcia chyba) dokonałem błędnej rezerwacji. Plusem była bliskość do ratusza i dworca – praktycznie w centrum. Jednak standard nie był rewelacyjny i z czasem podczas kolejnych wyjazdów znalazłem tańszy nocleg (sprawdzony po dziś dzień).
Uroczy za to był właściciel – starszy człowiek o mikołajowej brodzie, który spod okularów patrząc na mnie zadał mi pytanie na dzień dobry: “Polska mmmmmm… a jakie masz marzenie?” Odpowiedziałem mu że marzy mi się życie w Norwegii (mając w pamięci poranne postanowienie). Starzec zapytał mnie ponownie: “A co stoi na przeszkodzie aby je spełnić?”. “brak pracy, brak pieniędzy i brak kąta tu w Norwegii” – wydukałem. A on mi rzekł coś co sobie zakodowałem” żaden problem chłopcze. My w Norwegii potrzebujemy rąk do pracy – damy Ci pracę, będziesz miał pracę – godnie zarobisz. Jak zarobisz to stać Ciebie będzie na własny kąt i będziesz żył godnie”
Tak oto pierwszy Norweg otworzył mi oczy że Świat jest prostszy niż nam się wydaje i wszystko ma logiczna całość, tylko my ludzie gmatwamy sobie wszystko i sami wyszukujemy przeszkody.
Było przedpołudnie i nie miałem jeszcze gotowego pokoju (doba zaczynała się od 15-tej), starzec znów mnie zaskoczył pokazując najbliższy korytarz i mówiąc: “zrzuć bagaże laptopa i idź sobie na spacer po naszym mieście”. Przeraziłem się bo niby garnca złota nie mam ale nawet te moje skromne klamoty szkoda tak głupio stracić. Jednak w tym starcu była taka pewność siebie i życzliwość oraz mądrość życiowa że postanowiłem mu uwierzyć i zaryzykować. Ku mojemu zdziwieniu gdy po 15-tej wróciłem moje rzeczy były nietknięte mimo że przez hol bez nadzoru parły tabuny młodych turystów. Niesamowite. :)
Poniżej mała galeria z pierwszych spacerów po Oslo:
Przed dworcem stoi pomnik tygrysa postawiony w 2000 r. w tysięczna rocznice założenia Oslo. Skąd akurat tygrys w kraju ?
Wziął się on z dzieła noblisty Bjørnstjerne’a Bjørnsona, który pisał o walce konia (wsi) z tygrysem (miastem).
październikowe popołudnie w porcie na Akker Brygge;
ratusz dniem – i nocą….
Teatr Narodowy;
fontanna przed teatrem jest jednym z głównych miejsc spotkań mieszkańców;
Na wzgórzu Bellevuehøyden przed klasycystycznym pałacem królewskim (Det Kongelige Slott) – siedzibą króla Norwegii Haralda V i królowej Sonji.
17-go maja odbywa się przed nim parada z okazji święta Norwegii, wówczas zjeżdżają się Norwegowie by oddać pokłon swojemu królowi a Król z rodzina pozdrawia gości z balkonu pałacowego.
Poniżej aż do dworca kolejowego (i tygryska :) ) ciągnie się główny deptak miasta – Karl Johan Gate
Będąc w Oslo zwanym miastem muzeów nie mogłem nie skorzystać z ich obejrzenia. Kiedyś próbowałem je wszystkie zliczyć ale przy 60-tym się zgubiłem :).
Warto przed zwiedzaniem nabyć kartę miejską Oslo 24 – powyższa ważna była 24 h od momentu skasowania i uprawniała do zwiedzania wszystkich muzeów (nierealne w 1 dobę oczywiście, ale każdy znajdzie coś dla siebie) jak również do podróży komunikacją w obrębie miasta i najbliższych okolic (w tym statków między wyspami), oraz uprawnia do zniżek w lokalach i innych obiektach czy zakupach.
Z uwagi na moja pasje do geografii i świata pierwsze kroki skierowałem ku półwyspowi Bygdøy. Tam bowiem mieści się nie lada gratka dla takich wariatów jak ja :). Ale o tym za chwilę.
właśnie płynie mój pojazd na półwysep, wówczas bezpłatny w ramach karty Oslo 24 – dziś wiem że jest on już oddzielnie biletowany z racji zainteresowania. Na półwysep można tez dostać się autobusem nr 30 (spod dworca kolejowego lub teatru) w ramach karty Oslo 24.
Po dopłynięciu pierwsze kroki skierowałem do Muzeum Kon-Tiki.
To magiczne miejsce i dla mnie wspaniałe. Przeniosłem się do świata prawdziwego podróżnika Thor Heyerdahla. Fantastyczna historia i przygoda, a wchodząc do tego muzeum staje się mimowolnie uczestnikiem jego wyprawy. Był podróżnikiem i biologiem ( w tym roku przypada setna rocznica Jego urodzin ). Zainspirowany legendą opowiedziana przez jednego z tubylców na Fatu Hiva. Mówiła o tym, że ludność Polinezji mieszkała kiedyś za oceanem. Przywódcą który miał przeprowadzić ludność był Kon-Tiki lub Illa-Tiki czyli tłumacząc Słońce-Tiki lub Ogień-Tiki. Był on przywódcą Inków znad jeziora Titicaca, a po walce z wodzem Cari zmuszony był do ucieczki wraz ze swoim ludem przez ocean. Heyerdahl zauważył podobieństwa w posągach Peru i Wyspy Wielkanocnej oraz dialekt jakim posługują się Polinezyjczycy, który zbliżony był do ludów żyjących w Peru. Jego teoria została wyśmiana i próżno szukał poparcia u naukowców. Od jednego z nich usłyszał „Doskonale, proszę spróbować odbyć kiedyś podróż z Peru na wyspy Oceanu Spokojnego na tratwie z balsy!” I tak oto w 1947 odbyła się podróż taka łodzią przez Ocean Spokojny.
Z muzeum Kon-Tiki udałem się do pobliskiego Muzeum Polarnego Fram.
W muzeum znajduje się statek polarny Fram, którym Amundsen zdobywał Antarktydę. Chodzenie po jego pokładach – to naprawdę robi wrażenie.
Z tarasu muzeum rozciąga się przepiękny widok na Oslofjorden
Trzecim muzeum jakie odwiedziłem było Muzeum Łodzi Wikingów.
Turystów wita jedna z trzech zachowanych łodzi – łódź z Gokstad (przed którą stoję) datowana na IX wiek n.e.
Poza nią znajdują się jeszcze dwie łodzie: z Oseberg i z Tune.
Ostatnim muzeum jakie odwiedziłem było muzeum ludowe i skansen (Folkemuseum)
Znajduje się w nim ponad 150 budynków z całego kraju głównie z XVII – XIX wieku.
Jest również kościół klepkowy z miasta Gol (Gol Stavkirke) z 1212 roku.
Trzy muzea zabrały mi pamiętam cały dzień i wywarły na mnie ogromne wrażenie (szczególnie Kon-Tiki).
Po części muzealnej popołudniem wybrałem się na rejs (darmowy w ramach karty Oslo 24) po Oslofjordzie, tym bardziej że pogoda dopisywała.
Ostatniego dnia wybrałem się na północna górzysta część miasta do dzielnicy Holmenkollen.
Po lewej widok z Holmenkollen na Oslofjord po prawo wiadomo :) najsłynniejsza norweska skocznia narciarska.
Na sam koniec odwiedziłem najsłynniejszy park miasta – Park Vigelanda.
W parku znajduje się 212 rzeźb przedstawiająca 600 postaci, a idea powstania parku i rzeźb zrodziła się w 1097 roku. Całość wieńczy monolit ze 121 postaciami.
Na zakończenie dodam że podczas pierwszej wizyty bacznie przyglądałem się mieszkańcom Oslo, ich zachowaniu, stylowi i sposobie życia.
Powyższy collage zdjęć pokazuje że nie jest to naród snobów i ponuraków – jak się powszechnie zdało mówić. Owszem maja duże zdanie o sobie i dużą pewność siebie, czasem może nawet pogardę dla innych ale przynajmniej uważam że znają swoją wartość i tak to postrzegam. Bardzo dużo spędzają czasu z rodzinami na spacerach nie po centrach handlowych (jak u nas) tylko w parkach, muzeach.
Generalnie pogoda była łagodna i słoneczna (a nie deszczowa i ponura jak też mają) a ludzie są uśmiechnięci i cieszą się życiem. Pewnie maja swoje problemy (bo kto na świecie ich nie ma? ) ale nie uwidaczniają tego na zewnątrz i nie odbija się to na ulicach i w kontaktach z innymi.
Dodam, że po powrocie do kraju ciężko było mi się odnaleźć w szarej rzeczywistości, pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było zapisanie się na kurs norweskiego i zacząłem planować kolejną podróż , która odbyła sie w grudniu ale to już inna historia…