Arkiv for: February, 2018
Carnevale di Venezia 2017
. Są takie wydarzenia na których wypada się w życiu pojawić. Parę lat temu zamarzyło mi się by wsiąść udział w najsłynniejszym karnawale europejskim w Wenecji. W tym roku nadarzyła się wreszcie okazja więc bez wahania ruszyłem w podróż. Podczas wyjazdu towarzyszyły mi dwie siostry poznane przez internet, Podróż rozpocząłem 22 lutego w ostatnim tygodniu karnawału jadąc z Monachium do Mediolanu niemieckimi liniami autobusowymi FlixBus. Podróż trwa 7 h i kosztuje 25€ . Wybrałem połączenie tak by z samego rana odebrać dziewczyny z lotniska Orio al Serio w pod-mediolańskim Bergamo. Na miejscu w Mediolanie zameldowałem się o 6 rano. Autobus zatrzymuje się poza ścisłym centrum miasta blisko stacji metra Lampugnano (linia czerwona). Szybka orientacja w “terenie” (sieć metra, ceny,automat biletowy).
Najlepszą opcją dla turysty jest bilet dobowy za 4€ ( przy jednorazowym za bodaj 1,20€ ). Miałem 2,5 h by dostać się na dworzec kolejowy spod którego odjeżdżają autobusy na lotnisko w Bergamo. Wszystko poszło sprawnie i przed godziną 9 byłem już na Bergamo gdzie doleciały dziewczyny. Razem udaliśmy się w drogę powrotną.
W Mediolanie mieliśmy kilka godzin postoju dlatego pozostawiliśmy bagaże w przechowalni (dla zainteresowanych na najniższym poziomie przy wejściu do dworca). Pierwsze swoje kroki skierowaliśmy na Piazza del Duomo pod najsłynniejszą gotycką katedrę – Narodzin św Marii.
Marmurowa katedra należy do największych tego typu kościołów na świecie o długości 157 m. i szerokości 93 m.. Budowana w latach 1386 0 1813. Fasada wykonana z białego marmuru. To w niej 26 maja 1805 roku Napoleon został koronowany na króla Włoch. Marek Twain odwiedzając katedrę, zachwycony miał podobno powiedzieć, że to “marmurowy poemat”. Wchodzimy do środka. Wewnątrz przytłacza mnie odrom budowli i piękno detali. Całość dopełniają liczne witraże które rozświetlają mroki katedry. Uwagę zwraca pokryta złotem figura Matki Boskiej (La Madonnina). Mediolańczycy tak zachwycili się figurą, że do XX wieku żaden budynek w mieście nie mógł być od niej wyższy.
Zeszliśmy również do krypt gdzie znajdują się szczątki Św. Karola Boromeusza który zasłynął z bezkompromisowego wprowadzania reform soboru trydenckiego. Słynął on tez z ogromnej wrażliwości do ludzi i nie opuścił ich mimo epidemii ospy – organizując pomoc. W kryptach spoczywa również arcybiskup Mediolanu Alfred Ildenfons Schuster, pochowany w stroju biskupim z maska na czaszce.
Z ciekawostek od roku 1461 katedra posiada gwóźdź z krzyża Chrystusa. Najważniejsza relikwia bazyliki znajduje się wysoko nad prezbiterium. Sygnalizuje je czerwona lampka w rzeźbionym krzyżu.
Do hotelu mieliśmy niecałe 500 m. więc posiłkując się nawigacja w telefonie po kwadransie meldowaliśmy się w trzygwiazdkowym hotelu Viena. Była to jedna z najtańszych opcji noclegowych w tym okresie. Trzeba pamiętać, że mamy karnawał, a ceny w Wenecji szybują w górę. Dużo się zresztą słyszy o naciągniętych turystach. Tak czy owak moja jedynka kosztowała 60€ za noc a dwójka dziewczyn 80€ . Po zrzuceniu bagaży dziewczyny postanowiły odpocząć i nie ruszać się z hotelu – mnie jednak korciło by poczuć klimat Wenecji. Dlatego zawróciłem na dworzec kolejowy i za 1,5€ pociągiem pojechałem na wyspową część Wenecji.
Mi również lekko udzielił się klimat i paradowałem w mojej masce. :D
Tak przechadzając się zastał mnie mrok.
Po 20 wróciłem do hotelu. Włochy maja to do siebie (nie to co kraje północy), że życie zaczyna się późno w nocy, tak więc po powrocie bez problemu w markecie zaprowiantowałem się. Po zjedzeniu kolacji (potężny wybór owoców i warzyw maja oraz owoców morza – w śmiesznych cenach / wszystko świeżutkie) oraz wypitym z dziewczynami winku ok północy z jedna z sióstr Anną postanowiłem przejechać się raz jeszcze na lagunę na spacer. Wenecja wydawała się taka cicha i piękna – pogoda była ciepła i spokojna (jak na luty to było wyjątkowo ciepło). Miało wszystko swój urok i nastrój.
Spacer się przedłużył ponieważ zauroczeni wąskimi uliczkami miasta pobłądziliśmy i ponad dwie godziny błąkaliśmy się w poszukiwaniu dworca kolejowego skąd odjeżdżały autobusy nocne. Napotykani po drodze ludzie byli przeważnie tak opici że nie potrafili zorientować się gdzie są. Napotkany patrol policji pomógł nam w obraniu azymutu, ale policjanci nie kryli zdziwienia, że nie boimy się o tej porze spacerować. Nic się jednak kompletnie nie działo, więc uznaliśmy to za prewencje i “dmuchanie na zimne”- było mega bezpiecznie. Do hotelu wróciliśmy po 5 rano = po przejściu całej laguny nogi nam odpadały. Krótki sen-hotelowe śniadanie i ponownie tym razem sam pojechałem z powrotem. Powitała mnie tym razem słoneczna pogoda.
Dojazd przez most kolejowo-drogowy trwa ok 20-30 min. w zależności od sytuacji na drodze. Po dotarciu nad Gran Canale zobaczyłem w pełnej okazałości karnawał wenecki. Ilu ludzi tyle przebrań. Nie sposób w tym miejscu pokazać całej masy i różnorodności strojów. Poniżej kilkanaście ujęć barwnego tłumu – od klasycznych strojów i sukni balowych,
przez postacie historyczne (np. Kleopatra, sułtanki), bajkowe (np. śpiąca królewna, Pocahontas, Flinstonowie),
po totalne abstrakcje jak muchomorki, drzewa, wiosny czy przeróżne zwierzęta i inne stworki – nawet przebrani za ketchup i musztardę się znaleźli.
To tylko namiastka wielorakości i pomysłowości strojów – każdy chciał być najpiękniejszy. Sporo było przebrań zwierzęcych-okazało się bowiem, że w jednej z części miasta po południu odbywał się “karnawał zwierząt”- wejście oczywiście w odpowiednim stroju. Zdarzały się też tańce.
W międzyczasie późnym popołudniem dotarły dziewczyny i wspólnie spędziliśmy wieczór w mieście. Dziewczyny fascynowały się witrynami sklepowymi i wszelakimi bibelotami i strojami w nich wystawianymi – ja zachwycałem się wąskimi ciasnymi wodnymi uliczkami.
Wieczorem po zakupie upominków i obowiązkowych masek przechadzaliśmy się popijając winko grzane licznie sprzedawane na ulicznych straganach. Podczas oczekiwania na dziewczyny, które zostały wchłonięte przez jeden ze sklepów z bibelotami udało mi się zarejestrować “atak” budowlańców na grupę przebrana za “baletowe pszczółki” (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi :) ).
W każdym razie faceci wyglądali groteskowo wraz z całą zainscenizowana sytuacją :) – najlepsze było to, że w tak wąskim przejściu musiałem przykleić się do witryny sklepowej by mnie nie wchłonęła sytuacja.
Po barwnym i wyczerpującym dniu ok 23 wróciliśmy do hotelu obok którego postanowiliśmy pójść do lokalnej pizzerii. Okazało się, że był to rodzinny biznes i tak do późna w nocy przy pizzy i domowym darmowym winie poznaliśmy, jego siostry, rodziców i babcię, kelnerki i kucharza. I jak tu nie uwielbiać Włochów i włoskiej kuchni?
Pierwotnie tego wieczora mieliśmy już być w Bolonii, skąd mieliśmy wracać do Polski. Spodobał nam się jednak klimat Wenecji i pozostaliśmy w hotelu na kolejna noc.
Następnego dnia dziewczyny leniuchowały a ja od rana znowu pojechałem na miasto. Pogoda była idealna a na ulicach ponownie było kolorowo i barwnie,
Istny raj dla oczu, fotografii i zabawy, a ta prezentowała się mniej więcej jak na załączonym nagraniu:
Niestety nieubłaganie zbliżało się popołudnie i czas było udać się do Bolonii. Tym razem z kolejami regionalnymi nie było problemu. Na stacji Mestre dosiadły dziewczyny i ruszyliśmy w drogę. Krajobraz za oknem powoli ulegał zmianie.
Po 2 h zameldowaliśmy się w stolicy regionu Emilia-Romania. Po zameldowaniu w hotelu wieczór minął leniwie na spacerach po lokalach gastronomicznych.
Następnego przedpołudnia pobłąkałem się po mieście by na starym mieście znaleźć sklep muzyczny w którym nabyłem parę płytek – takie ostatnio moje hobby z podróży. Następnie jak to w moim stylu bywa eksperymentalnie i na wyczucie komunikacja miejska dotarłem na miejscowe lotnisko, skąd mój Wizzerek zabrał nas do Polski.
Wieczornym lotem wróciliśmy do pod katowickich Pyrzowic skąd rozjechaliśmy się do domów.
Dla mnie osobiście to było bardzo duże przeżycie, być w takim miejscu i o tej porze. Może nie miałem super stroju i nie bawiłem się na wystawnych balach, ale doświadczyć klimatu w takim miejscu-bezcenne. Naprawdę szczerze wszystkim polecam. Może nie jest to giga low-costowy wyjazd ale warty ceny. Koszty da się zminimalizować by pozostały wspomnienia a nie zrujnowały doszczętnie budżetu. Osobiście mimo, że z przyczyn osobistych w tym roku nie dotarłem to w kolejnych latach będę na pewno odwiedzał Wenecję w okresie karnawału. Rekonesans się udał – kolejne pobyty będą na pewno ciekawszym doświadczeniem i zabawą. Wszak to najbardziej znany europejski karnawał.