Bloggnorge.com // oczy na Świat / øynene til verden
Start blogg

blog podróżniczo-hobbystyczny / reise- og hobbybloggen

Arkiv for: June, 2016

mała, wielka podróż – poczujcie klimat obozowania i świętowania Dnia Konstytucji w Norwegii.

Tuesday 21. June , 2016 kl. 01:57 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »
tablica

rankiem na gate w oczekiwaniu na Wizzka do Torp

7 (7)

cały porowiant na prawie tydzień w Norwegii :)

 

 

 

 

 

 

 

 

Nie każda podróż musi być wielka z hotelami/hostelami i muzeami. Na norweskie święto narodowe wybrałem się mając zaledwie kupione bilety lotnicze i 30 zł w portfelu. Uzbrojony w namiot, śpiwór kilka puszek z jedzeniem ruszyłem przejeżdżając wcześniej przez Wiedeń, Bratysławę i cała Słowację. Plany były dwa: po pierwsze dotrzeć i rozbić się nad fiordem, a po drugie być na paradach 17 maja i cieszyć się wraz z Norwegami. Lot obrany z Gdańskiego lotniska jak zwykle odbył się bez większych problemów, sprzed lotniska Torp darmowym autobusem dotarłem na oddalona stację kolejową w Råstad (nosząca nazwę Torp-Lufthavn). Gdy tylko rozpocząłem spod niej marsz na północ drogą wzdłuż torów zagadał do mnie Polak który również leciał moim samolotem. Zapytał co tu porabiam, co zamierzam i czy nie podwieźć mnie, bo on udaje się do Drammen. Opowiedziałem mu krótko moja wizję kilkudniowego pobytu, wspólnie doszliśmy do wniosku że po drodze nie bardzo będzie możliwość obozowania nad fiordem, a do zurbanizowanego miasta z namiotem ciężko będzie się rozbić. Podziękowałem za dobre chęci i ruszyłem dalej.

mapa

mapa przemarszu – każdy etap to oddzielny dzień marszu

Była 9 rano słonko prażyło i było naprawdę ciepło. Po ok 200 m. doszedłem do rozwidlenia i instynkt geografa podpowiedział mi by skręcić w lewo udając się ku wschodowi. O jakiejkolwiek mapie nie mogło być mowy. Norwegia uboga jest w mapy wojskowe (odwrotnie niż w Polsce). Podróżowałem więc na wyczucie, co było dodatkowym smaczkiem. W sumie nie śpieszyło mi się, wszystko co miałem do przetrwania mieściło się w plecaku 60 litrowym, który ostreczowany z okrągłym namiotem bardziej przypominał skorupę żółwia. Jedyny mankament to odzwyczajenie od marszu z 20 kg balastem – dzielnie jednak krok za krokiem podążałem ku obranemu celowi. Wyszedłem z założenia, że nie są to żadne zawody i ma to być przyjemność, gdzie uda mi się dojść tam rozbiję obóz.

1 (4) 1 (5) droga

Wąska, pusta asfaltowa droga wiła się niczym wstęga między polami, zagajnikami po licznych pagórach. Uczta dla oczu. Pojedyncze chatki rozrzucone na dużej przestrzeni wyznaczały kolejne osady – Bergan, Rove…. Za mostkiem na Rzece Rovebek wspiąwszy się na kolejne wzniesienie doszedłem do rozwidlenia drogi Stavanger – Tonsberg. Czując że jestem już blisko fiordu podążałem dalej na wschód. W oddali słychać było świst startujących kolejno samolotów jak i przejeżdżającej kolei NSB. Ruch na drodze wyraźnie się wzmógł. Nie chciałem jednak stopować bo założenie było spacerkiem dotrzeć do wody i założyć obóz. Przy 1 (7)kolejnym domku stanowiącym osadę Veien zboczyłem z asfaltowej drogi na wschód by dostać się na wyspę Langøy.

 

Początkowo obawiałem się bo wszystkie dukty oznaczone były tabliczkami “privat veien”. Jak wiadomo Norwegowie (jak i inni Skandynawowie) cenią sobie prywatność. Dlatego w dobrym tonie jest by nie rozbijać się w odległości 150 m od zabudowań. Swobodę korzystania z pozostałych dóbr naturalnych daje zapisane w konstytucji prawo tzw. Allemannsretten. Gwarantuje ono:

  • Kąpiele w morzu, rzekach, jeziorach bez ograniczeń;
  • spacery po wybrzeżach, szlakach górskich pieszo oraz jazdę na nartach;
  • Swobodnie chodzenie pieszo lub na nartach przez nieużytki oraz w wypadku gdy są zasypane śniegiem również przez grunty uprawne;
  • Zbierać runo leśne bez ograniczeń (jagody, grzyby) oraz kwiaty – wyjątek  stanowi skandynawska jeżyna “moroszka”, co do której w północnej części Norwegii są specjalne wytyczne;
  • Organizować pikniki praktycznie w każdym miejscu  (nawet przed Pałacem Królewskich w Oslo);
  • Rozbijać obozowiska, ale min. 150 m od najbliższego zabudowania; po 2 dniach należy uzyskać zgodę właściciela terenu, chyba że chcemy spędzić noc w górach lub na odległych obszarach, wtedy nie potrzebujemy takiej zgody.

Cudowne – prawda :)

Są oczywiście i zakazy – więc (chcąc być precyzyjnym) :

  • Śmiecić, niszczyć przyrody; jeśli zauważymy zaśmiecony teren powinniśmy go uporządkować z troski o wspólne dobro;
  • Rozpalać ogniska w pobliżu terenów leśnych w okresie od 15.04. do 15.09;
  • Hałasować  i zakłócać spokoju zwierząt;
  • Naruszać prywatności właścicieli terenu albo innych jego użytkowników;
  • Rozbijać  obozowiska w miejscach oznaczonych no camping;
  • Nie jest dobrze widziane nocowanie w samochodzie w zatoczkach przy drodze albo przy schroniskach.

Mając w głowie powyższe zasady z rezerwą podążałem polna droga ku wyspie – ostatecznie wyszedłem z założenia, że jak przekroczę prywatność mieszkaniec / mieszkańcy zwrócą mi uwagę. Po minięciu niewielkiego zagajnika oczom mym ukazała się osada na  wyspie, cicha senna i przywołująca wspomnienia gdy jako mały brzdąc z zapartym tchem czytałem książkę Astrid Lindgren o dzieciakach ze szwedzkiego Bullerbyn. Inne skojarzenie to wyspa z pierwszego tomu sagi Millenium Stiega Larssona.

2 (9) 2 (10) 2 (15)

Niepozorna wyspa z jednym drewnianym mostkiem, a na niej kilka domków. Wkoło cisza, lasy i fiord – cudownie. Doszedłem do ostatniego domku ale z racji, że droga zakończona była ogrodzoną łąką, uznałem że dalsza część wyspy jest terenem prywatnym. Troszkę szkoda było opuszczać wyspę bo teren był piękny i sielankowy ale jednak bliskość domów i prywatna część wyspy sprawiała że w złym tonie byłoby nocować w tym miejscu.

1 (8) 2 (1) 2 (7)

2 (33) 3 (2) 3 (3)

Po chwili spędzonej nad fiordem i odpoczynku postanowiłem ruszyć w inne miejsce w poszukiwaniu noclegu. Powróciłem więc przez mostek polna droga do głównej trasy i cofnąłem się się do Skravestad skąd przyszedłem. Idąc na polnej drodze towarzyszyła mi ptasia eskorta w postaci – pliszki,

4 (6) 4 (14)

Tu bowiem droga prosto wiedzie ku lotnisku Torp, a na lewo odchodzi droga do Sandefjord. Na skrzyżowaniu spotkałem starszych dżentelmenów w swoich super brykach.

5 (7)

Ja skręciłem w lewo na Sandefjord i przez Skalberg doszedłem do lasu, w którym zauważyłem ścieżkę wiodącą ku fiordowi. Nie mając nic do stracenia ruszyłem nią.

6 (1)

Po niecałym kwadransie przedzierając się przez gęstwiny znalazłem upragnioną miejscówkę przy fiordzie. Szybko stanął namiot i mogłem delektować się ciszą i spokojem – spędziłem tu dwa dni.

7 (61) 7 (1) 6 (2)

Moimi towarzyszami były jedynie wszelakie ptactwo (w tym łabędzie),

1 2 3 4 5

leniwie pływające jachty i inne łajby,

7 (10) 7 (44) 7 (90)

oraz chmurki.

7 (9) 7 (59)

Od czasu do czasu startował/lądował samolot lub inne żelazne cudo (pożarowe) przelatywało nad głową.

6 7 8

I tylko aktywnie spędzający czas Norwegowie podążając lokalną ścieżką obok zatrzymywali się zaciekawieni widząc mój namiot. Przystawali, wymieniali uśmiech czy pozdrowienie i oddawali się dalszej aktywności. Woda w zatoce była dość ciepła, słonko paliło i lekka bryza przyjemnie chłodziła człowieka. Pogoda idealna – korzystałem więc z kąpieli i beztroski.

7 (80) 7 (106)

Noc była ciepła i bardzo księżycowa :

7 (185) 7 (192)

Poranek obudził mnie jakże naturalnym choć dla mnie rzadko widzianym zjawiskiem. Rankiem był odpływ i linia brzegowa cofnęła się o kilka metrów odkrywając swoje skarby. Z upływem dnia wody szybko przybywało, rozpoczynał się przypływ – w pewnym momencie bałem się, że woda wedrze się pod namiot rozbity na niewielkiej polanie nad brzegiem. Woda zatrzymała się jednak na linii z poprzedniego dnia.

Okolica była jednak sielankowa poczynając od lądu,

7 (62) 7 (64) 7 (67) 7 (68) 7 (82)

a skończywszy na fiordzie – naprawdę przez te dwa dni odpocząłem i zrestartowałem się. W takich chwilach znajdujecie sens życia i jego piękno. A swoją drogą jak niedużo wysiłku trzeba by mieć takie widoki – ot odrobina chęci i 78 zł.

7 (93) 7 (99) 7 (112) 7 (146) 7 (168)

Drugiego dnia nadszedł “wielki” dzień – 17 maja święto norweskiej konstytucji. Przed południem mimo skwaru zwinąłem manatki i przecinką leśną udałem się do głównej drogi i dalej ku mieście Sandefjord. Po niecałych 2 godz swobodnego marszu dotarłem do centrum gdzie na rynku spotkali się mieszkańcy ubrani w kolorowe ludowe stroje. Świętowali rozmawiając przy kawie, lodach lub wygrzewając się na słonku.

8 (1) 8 (2) 8 (4) 8 (6) 8 (7) 8 (11) 8 (21)

Stroje wg mnie to po prosto maestria, nieziemskie doznania nawet jak dla mnie – laika. Przepiękne święto.

9 (19) 9 (27) 9 (68) 9 (75)

Ubrane również na ludowo dzieciaki radośnie biegały po rynku oddając się licznym zabawom w berka.

9 (1) 9 (2) 9 (64) 10 (2) 10 (42)

Mogę na Norwegów patrzeć godzinami na ich zachowanie i sposób życia. Zdawałem sobie sprawę, że dziś wśród nich jestem odmieńcem (podkoszulek, krótkie spodnie, kapelusz i 20 kg plecak na sobie) ale zarówno im jak i mi to nie przeszkadzało.

Podczas tej sielankowej aczkolwiek podniosłej sytuacji przytrafiła mi się bardzo miła przygoda (niejedna tego dnia jak się okaże). Oto podbiegło do mnie dziecko z pluszowym króliczkiem w dłoniach i wręczyło mi go z uśmiechem i słowami “Det er til deg” (to dla ciebie). Zaszokowany i zaskoczony nie chciałem go przyjąć i próbowałem oddać go małej, jednak stojąca obok mama z uśmiechem gestem dłoni zapewniła abym zatrzymał zabawkę. Dziękując w duszy zrobiło mi się tak miło i pomyślałem “od dziś pluszaku będziesz moim wiernym towarzyszem podróży”.

Ok godz. 15-tej rozpoczęła się główna parada. Przez główną ulicę miasta przedefilowały orkiestry dęte i przeróżne szkoły oraz sekcje sportowe. Cudowny, barwny, korowód dumnych i radosnych Norwegów, którzy energicznie świętują dzień odzyskania niepodległości.

10 (10) 10 (13) 10 (14) 10 (16) 10 (23) 10 (32) 10 (34) 10 (54) 10 (73) 10 (87) 10 (100)

Całość zakończyła się po ok. 2-2,5 h i koło 18-tej rozpoczęła się główna dyskoteka na pobliskiej scenie. Ja z racji zmęczenia i dużej ilości wrażeń oraz z uwagi na zbliżający się mrok postanowiłem wyjść poza miasto by się rozbić. Wybrałem w tym celu drogę ku lotnisku z którego miałem lot powrotny. Ok. 500 m za Sandefjordem minęło mnie na pustej drodze auto. Kierowca po kilkuset metrach zatrzymał się i zawrócił ku mnie.

“Dokąd idziesz?” – zapytał, uchylając szybę.

“Na lotnisko” – odpowiedziałem.

“O której masz lot?”- ponownie zapytał nieznajomy.

“Jutro rano” – odpowiedziałem niezgodnie z prawdą, od niechcenia.

“To wsiadaj – podrzucę cię”.

Po drodze mój dobrodziej ponownie zapytał:

“A gdzie zamierzasz spać? ” .

“W lesie, pod namiotem”

Po tej odpowiedzi Pan zatrzymał auto spojrzał na mnie surowym wzrokiem po czym uśmiechnął się i stwierdził, że pod żadnym namiotem spać nie będę i że będzie zaszczycony jak przenocuję u niego w domu.

Zaskoczony nie oponowałem, po chwili byliśmy już na rozległym podwórzu. Pan od razu zaprowadził mnie na piętro – pokazał łazienkę, dał ręczniki i pozwolił spokojnie się odświeżyć oraz przebrać. Gdy zszedłem zaprosił mnie do stołu w kuchni i poczęstował kolacją. Okazało się że starszy pan jest kapitanem na promie z Sandefjord do Szwecji. Pracuje na nim już od kilkunastu lat i bardzo lubi swoją pracę. Wypytywał mnie co tu robię, a na moją opowieść, że niskobudżetowo przez Wiedeń przyjechałem na ich święto był wyraźnie wzruszony. Opowiedział mi również jak do końca lat 70-tych w Norwegii żyło i jak odkrycie ropy zmieniło kraj i ludzi. Miło upłynął nam czas na rozmowie przy przepysznych pomidorkach koktajlowych z własnego ogródka. Za nocleg posłużyła mi letnia hytta, która w środku zaaranżowana była na pokój z dziecięcych lat (samochody strażackie i inne stare książki i zabawki).

11 (1) 11 (2) 11 (3) 11 (4) 11 (5)

Troskliwy gospodarz przyniósł mi pościel, czajnik, grzejnik oraz wręczył klucze (?!?) od domu – na wypadek gdybym chciał skorzystać z toalety a oni by już spali. Cudowna niespodzianka i zaprzeczenie tego co wielu Polaków mówi o Norwegach.

Rankiem obiecał, że odstawi mnie na lotnisko na lot i zapytał czy nie zaszczycę go obecnością na śniadaniu. Nie mogłem odmówić. Późną nocą zasypiałem w pachnącej pościeli i byłem najszczęśliwszym tubylcem w Norwegii – los był bardzo łaskawy i na mojej drodze postawił tak cudownego człowieka.

O świcie gospodarz obudził mnie i zaprosił na śniadanie. Gdy wszedłem do kuchni stanąłem jak wryty. Oto zaczął mi kolejno wręczać prezenty: kurtkę letnią, typowo norweską koszulę w czerwoną kratę, spodnie oraz 300 złotych polskich (które pozostały mu po niedawnej podróży do Gdańska). Nie chciałem i nie mogłem tego przyjąć jednak pan zapewniał mnie że będzie mu bardzo miło gdy przyjmę te “drobiazgi”. Na pytanie “dlaczego to robi?” – odparł wyraźnie wzruszony:

“Widzisz Ty kochasz nasz kraj, język i nas. Dla nas i naszego święta potrafisz taszczyć się przez taki świat – tylko tak mogę się tobie odwdzięczyć. Proszę przyjmij to i ciesz się z tego”. No prawie się popłakałem ze wzruszenia….

Nie chcieliśmy się rozstawać, ale nieubłaganie zbliżała się ta pora kiedy On musiał jechać do portu na prom a ja musiałem odjechać na lotnisko – odwożąc mnie do Torp obiecałem sobie, że kiedyś odwiedzę tych ludzi i przywiozę im skromny podarunek z Polski. Na koniec przemiły Norweg uściskał mnie życząc wszystkiego najlepszego, wiary, wytrwałości i osiągnięcia marzeń. Mając ostatni dzień po południu przejechałem się jeszcze do Sandefjordu pociągiem gdzie zrobiłem zakupy. Ostatnią noc spędziłem rozbijając namiot w zagajniku tuż obok stacji kolejowej.

11 (7)

Następnego dnia o 8 rano wyleciałem do Gdańska.

11 (8) 11 (10) 11 (13) 11 (19) 11 (26)

Tak oto z niepozornego wyjazdu pod namiot zrodziła się piękna historia. Niezapomniane chwile oraz pluszowy króliczek podarowany przez mała dziewczynkę , a nazwany później przez moją znajomą – pieszczotliwie – “Svalbusiem”.  Patrząc dziś na niego przywraca bardzo miłe wspomnienia z beztroskiego wyjazdu do Norwegii. A swoją drogą On ma coś w sobie – te niewinne pluszowe spojrzenie…. :)

11 (29)

Svalbuś już w Łodzi podczas chrzcin :)

 

szalona podróż do Norwegii przez Wiedeń i Bratysławę…

Monday 20. June , 2016 kl. 22:48 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »
1 (2)

startujemy z Łodzi do Wiednia

Życie jak zwykle płata psikusy. Niemniej tego roku postanowiłem za wszelka cenę (nawet z bardzo okrojonym budżetem) dostać się do Norwegii na święto 17 maja. Tak się złożyło, że miesiąc wcześniej nabyłem bilet w jedną stronę z Łodzi do Wiednia za 2 złote !!!!. Pięć minut po północy 12 maja wsiadłem więc na dworcu kaliskim i rozpocząłem tułaczkę jedenesto- i pół godzinną ku stolicy Austrii. Ktoś by powiedział “długo, niewygodnie”, może i tak, dla mnie jednak to sen życia – ciągle w drodze, w podroży.  Nie ważne ile, ważne by do przodu i aby poznawać okolice,ludzi i kultury oraz by przezywać te malusieńkie przygody. Budżet wyjazdu był bardzo skromny jak na 8 dni wyprawy ot 50 euro i 40 zł na koncie – owszem po drodze 3 dni przed końcem spodziewałem się przelewu, więc aż tak tragicznie nie było. Asekuracyjnie wziąłem namiot by zbić koszty noclegu.

1 (6)

Austriackie miejscowości w strugach deszczu

Trasę do Wiednia poznałem trzy tygodnie wcześniej jadąc nią pierwszy raz. Polski Bus dziwnie (jak dla mnie) przez Częstochowę , Katowice odbijał do Krakowa by po chwili wrócić do Katowic z których przez Ostrawę dotrzeć do Brna.

1 (10)

wejście na Prater / Wiedeń

Wszystko odbywało się planowo – poniżej Brna już zastała nas ściana deszczu – wiedziałem, że Wiedeń do słonecznych nie będzie należał. Na miejscu byłem przed godziną dwunastą po południu. Z dworca autobusowego udałem się na pobliski dworzec kolejowy Hbf, gdzie po krótkim rozeznaniu terenu wrzuciłem plecak i namiot do automatycznej przechowalni bagażu (cena 2 euro).

Nabywszy bilet na metro (jednorazowy 2,10 euro – przy większej liczbie korzystania opłaca się kupić bodaj za 7,20 euro bilet dobowy) udałem się na Prater – wiedeńskie wesołe miasteczko. Był to iście szalony pomysł tym bardziej, że non stop coś kapało. Ku mojemu zdziwieniu masa młodych Austriaków umilała sobie tam to popołudnie korzystając z licznych atrakcji. Samo spacerowanie po wesołym miasteczku jest darmowe. Miasteczko okazałe, a ceny wg mnie przystępne za poszczególne atrakcje. Po dwu godzinnym spacerze z wesołego miasteczka udałem się nad pobliski Dunaj by przespacerować się na wyspę Donauinsel. Po krótkim spacerze postanowiłem zajrzeć na starówkę (ciągle padało) i zastanawiając się co zrobić z noclegiem postanowiłem, że jednak wyjadę z mokrego Wiednia. Później żałowałem bo przy tak bujnej zieleni mój zielonkawy namiot pięknie by się wkomponował i bym mógł się w Wiedniu przespać – przestraszyłem się deszczu – cóż oznaka słabości chwilowej.

Po 20-tej wyciągnąwszy bagaż ze skrytki z tego samego dworca autobusowego wyjechałem do pobliskiej Bratysławy (raptem oba miasta dzieli 68 km.) słowacką linią autobusową. Koszt od 1 do max 5 euro – w zależności od ilości zakupionych biletów. Ja jeszcze załapałem się za 1 euro.

1 (40)

Bratysława – główny dworzec kolejowy o brzasku

Cieszyłem się w sumie, bo za oknem autobusu ciągle lało a tu w środku było sucho i ciepło. Po niespełna godzinie byliśmy już na bratysławskim dworcu autobusowym. Po drodze do miasta zakupiłem pryczę w hostelu na dwie noce za 18 euro. Dużo, nie dużo, ważne, że była dosłownie 400 m od dworca kolejowego z którego za dwa dni rano musiałem ruszać (ma to znaczenie przy ciężkim bagażu).  Z dworca autobusowego na jednym bilecie 15 min. (za 0,70 euro) dojedziecie spokojnie na dworzec kolejowy. Szybko zameldowałem się i ku mojemu zdziwieniu dostałem pokój 6 osobowy sam dla siebie :) (przynajmniej na pierwszą noc – była to noc z czwartku na piątek, ta druga już była w komplecie). Zrzuciłem bagaż i jeszcze przed północą poszedłem rozejrzeć se za jakimkolwiek sklepem. Ostatecznie jedyne co było czynne to knajpa na dworcu kolejowym gdzie zjadłem fast fooda oraz wypiłem słynne słowackie piwo. W ogóle uwielbiam klimat tych kolejowych knajpek w Czechach i na Słowacji – są boskie. Nie trzeba było kwadransa by dosiadł się człowiek , który jest motorniczym. Właśnie tramwajem zjechał z trasy i stwierdził, że za udany dzień pracy należy się piwko po. Chwile potem dosiada się robotnik na kolei, który jak w rozmowie się okazało łata przejazdy kolejowe. Dowiedziałem się przy okazji sporo o technice kładzenia asfaltu na przejazdach – sweet :). Omnibusem językowym niestety nie jestem – spytacie jak się dogadywałem? Normalnie – ja po polsku, On po słowacku jak nie rozumieliśmy to wplataliśmy coś po angielsko-rusku i przy piwku miło czas leciał. Sielankę zakończył barman przepraszając że musi zamknąć ów przybytek bo… tez by chciał już się piwa napić :)

1 (24)

na bratysławskich uliczkach starego miasta

Poprosiliśmy więc o drugą kolejkę piwa i wyszliśmy na ławeczkę przed barak. Oczywiście na Słowacji nie widzą w tym problemu – u nas mandat murowany za naruszanie ustawy o trzeźwości i piciu w miejscu publicznym (chore). Tak więc kolejne kwadranse upłynęły nam na rozmowie w czworokącie ja-motorniczy tramwaju – pan od naprawy przejazdów kolejowych – barman knajpki obok. :)

1 (33)

rynek nocą

Ten wieczór skończył się ok 3 nad ranem – świetnie, że miałem hostel bardzo blisko. Następnego dnia ok południa wyszedłem na miasto, spacerując wokół starówki (Bratysławę znam doskonale – ile razy się tu bywało). Po wieczornych i nocnych opadach nie było już śladu a słonko wychylające się zza chmur przyjemnie grzało. Ostatecznie tego dnia byłem światkiem dziwnych parad młodzieży (okazało się że jak dana klasa kończy szkołę średnią to chodzą grupkami przez miasto, robią hałas, śpiewają piosenki, przebierają się a do kapelusza wpadają monetki dla nich. Tez wrzuciłem im parę miedzianych eurocentów :) Piękna tradycja swoja drogą o której w życiu bym nie wiedział gdybym tego dnia tu nie był.

Wieczorem na jednym ze skwerków zauważyłem  zbiegowisko (raptem 15 osób z flaga Słowacka i jakąś zieloną – nie wiem partii zielonych chyba :) ).

2 (4)

manifestacja w obronie wolnych niedziel od pracy

Był to wiec poparcia dla ustanowienia niedzieli dniem wolnym od pracy – po krótkiej modlitwie i przemówieniach 3 osób wszyscy się rozeszli. Policja podjechała 3 razy i z daleka obserwowali ów zamęt. Przy okazji tego wydarzenia zaczepił mnie Słowak przechodzący obok z pytaniem “co tu się dzieje?”

Od słowa do słowa okazało się, że pan studiował na Akademii Morskiej w Gdynii i dobrze zna Polskę bo tam bywa.Wieczór i noc spędziłem praktycznie nie śpiąc (z obawy że zaśpię na poranny pociąg) – po licznych rozmowach z poznanymi ludźmi słuchałem po prostu muzyki. W sobotę rano o 5:30 miałem pociąg super fajnymi liniami Regiojet (jest to twór stworzony przez czeskie studenckie biuro podróży) – podstawowe atuty : tanio i komfortowo. Jak dla mnie najlepsze linie kolejowe, a nasze polskie (łącznie z tym pendolino śmiesznym) to skansen i przykro mi to mówić, ale daleko nam z kolejami i transportem zarówno do zachodniej Europy jak i do Czech czy Słowacji..

 

 

4 (1)

w oczekiwaniu na pociąg

3 (4)

dostawa wody dla podróżnych w czasie jazdy

obsługa

przy każdym wagonie życzliwa obsługa, która z uśmiechem pomoże z bagażami, poda poczęstunek i doradzi

5 (9)

Zilina – kolejny RegioJet wjeżdża

 

 

 

 

 

 

Nie bawiąc się w politykę (bo nie ma to sensu) wsiadłem wiec do pociągu jadącego do Koszyc. Koszt 2 euro – kupowany z dnia na dzień !!!! Jadę 2,5 h przez cała Słowację z południa na północ. W standardzie przedziały ze skórzanymi regulowanymi siedzeniami i zagłówkami, steward/ stewardesa z uśmiechem pomaga z bagażami i służy we wszystkim pomocą – każda na wagon. W cenie ciepły napój (kawa / herbata) bądź woda lub sok, prasa do tego bezpłatna. Przekąski za 1 euro nie mowie już o gniazdkach i szybkim (naprawdę) wi-fi w standardzie.

5 (5)

poczekalnie na głównych dworcach

5 (13)

komfortowe przestronne przedziały

5 (2)

a w toalecie kwiatek

 

 

 

 

 

 

7 (1)

dwujęzyczny Czeski Cieszyn – u nas nie do pomyślenia

7 (2)

granica na Olzie między dwoma światami

Mój kolejny przystanek to Zilina przy granicy polskiej gdzie po 2 h czekania przesiadam się na pociąg tych samych linii i za 1 euro jestem w Czeskim Cieszynie. Po południu (zgodnie z planem melduję sie w nim i pieszo przekraczam granicę przechodząc do polskiego Cieszyna. Widok druzgoczący – czeski Cieszyn zadbany zdaje się poukładany – polski brud chaos auta parkujące “po polsku” gdzie popadnie że przejść nie można. Po czeskiej stronie wszelkie nazwy dwujęzyczne (czeskie i polskie) u nas – zapomnij. Pierwsza tabliczka jaka rzuca się w oczy po przekroczeniu Olzy na polska stronę to Polski związek emerytów, rencistów i niepełnosprawnych oddział w Cieszynie… dramat.

Czuje się jakbym zwiedzał Sudan czy odkrywał komunistyczna Kubę. W głowie mam jeszcze jeden dylemat – docelowo podążam do Gdańska skąd w niedziele rano wylatuje do Norwegii. Na plecach mam bagaż a do niego doczepiony namiot samo-rozkładający się. W sumie to są dwa bagaże i na lotnisku będę musiał nadać dwa bagaże rejestrowane – a to są koszta. Kasy jak wiadomo mam niewiele. I pomysł:  “a jakby ostreczować obie rzeczy w całość”? Super ale skąd i gdzie w sobotnie popołudnie znaleźć strecz?

7 (3)

graniczna Olza w Cieszynie

7 (4)

pierwsza “instytucja” po polskiej stronie – wymowne :)

Snując się uliczkami Cieszyna dotarłem do rynku, patrzę papierniczy sklep – tam może mi pomogą? Niestety nie ma tam nic coby rozwiązało mój problem. Dowiaduję się od właściciela sklepu że tuż za postojem w odległości kilkuset metrów znajduje się sklepik o tajemniczej nazwie “Wszystko dla wsi” i że tam może mi pomogą. Idę. Bingo ! Na miejscu (mimo że panie już zamykały) nabywam dwie rolki podręcznego strecza – uratowany. Teraz tylko wydostać się jak najszybciej z Cieszyna, bo o 19 mam Polskiego Busa z Katowic na Gdańsk. Poinstruowany przez sprzedawczynię dochodzę na lokalny dworzec autobusowy.

Niestety do dyspozycji mam tylko ciasne busy (nie lubię nimi jeździć). W oczekiwaniu na kolejny kurs mój bagaż jak i ja sam wzbudzam lokalną sensację. Że z Wiednia do Norwegii? Z namiotem ! – “Wariat” – ktoś mruknął. Podjeżdża bus, chętnych więcej niż miejsc.

7 (8)

twórczy efekt końcowy

7 (6)

niebywałe ale zdobyłem najbardziej deficytową rzecz w sobotnie popołudnie

Czekając na wejście do busa zagaduje mnie chłopak (jak się okazuje lokalny aktor z cieszyńskiego teatru). Szybko “ochrzcił” mnie nazywając Norwegiem . Dochodzę do wejścia – kierowca że nie ma miejsc, a aktor zza moich pleców “przejście i miejsce dla Norwega”. Ktoś zwalnia fotel – nie chcę, ale wymuszają bym usiadł. Reszta ludzi wsiadających za mną wciska się i na stojąco chce podróżować. Po załadowaniu wszystkich ruszamy – ale folklor i mozaika – ktoś od lekarza, ktoś z targu, ukraińska studentka jadąca na imprezę no i aktor, który drażni mnie trochę gadulstwem i natręctwem. Co chwile zagaduje i na około komentuje mój pomysł – po niespełna 10 min chyba już każdy w busie wie skąd i gdzie jadę i po co – czuje się trochę zażenowany, że cały bus żyje moja wyprawą.  Przed dworcem PKP na Pl.Andrzeja kończymy nasza podróż, żegnam aktora i mając dwie godziny zapasu zatrzymuję się w pizzerii by coś zjeść.

W oczekiwaniu na autobus streczuję bagaż a później poznaje parę która ostreczowała rowery i Polskim Busem udają się na polskie wybrzeże by przejechać je na rowerze – też fajny pomysł. O 19 planowo ruszamy do Trójmiasta,w Gdańsku będziemy chwilę po godzinie trzeciej w nocy. Wszystko odbyło się planowo i mimo chaosu informacyjnego i małej nerwówki udaje mi się kupić w automacie bilet na pociąg SKM i przed piąta melduję się na lotnisku. Rozbawiona obsługa Wizza na widok mojego cudownego bagażu nie robi problemów. Stwierdza tylko,że jest to bagaż “specjalny” i zaprasza do wrzucenia bagażu na specjalna taśmę. Szybko przechodzę kontrole bezpieczeństwa i po chwili czekam na gate – za godzinę ruszam do ukochanej Norwegii….

8 (11)

gdzieś na szlaku ku Norwegii

Driftes av Bloggnorge.com - Gratis Blogg | PRO ISP - Blogg på webhotell og eget domenet | Genc Media - Webdesign og hjemmeside
Bloggen "oczy na Świat / øynene til verden" er underlagt Lov om opphavsrett til åndsverk. Det betyr at du ikke kan kopiere tekst, bilder eller annet innhold uten tillatelse. Forfatter er selv ansvarlig for innhold. Tekniske spørmål rettes til post[att]bloggnorge[dått]com.
css.php
Driftes av Bloggnorge.com | Laget av Hjemmesideleverandøren
Denne bloggen er underlagt Lov om opphavsrett til åndsverk. Det betyr at du ikke kan kopiere tekst, bilder eller annet innhold uten tillatelse fra bloggeren. Forfatter er selv ansvarlig for innhold.
Personvern og cookies | Tekniske spørsmål rettes til post[att]lykkemedia.[dått]no.