Bloggnorge.com // oczy na Świat / øynene til verden
Start blogg

blog podróżniczo-hobbystyczny / reise- og hobbybloggen

Arkiv for: September, 2015

Bieszczady na tydzień za grosze

Friday 4. September , 2015 kl. 00:54 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Tegoroczne urodziny postanowiłem uczcić powrotem do autostopowania. Parę dni wolnego i pusty portfel sprawiło, że przyszło mi do głowy by prawie tydzień spędzić w Bieszczadach pod namiotem. Sam byłem ciekawy czy w ogóle i za ile da się to zrealizować. Efekt końcowy zaskoczył nawet mnie. Zapraszam na 5 dniowa podróż w dzikie zakątki naszego kraju.

W Bieszczady dostałem się dzięki nowemu połączeniu autobusowym firmy Neobus, który połączył Łódź z Sanokiem i Polańczykiem.

Bez problemu znalazłem więc przez internet bilecik za 1 zł.

bilet

No nie mogłem nie skorzystać więc w poniedziałek (27.07.2015) stawiłem się przed 8-mą rano na dworcu kolejowym Łódź Kaliska. Autobus już czekał.

DSC_0013

Komfort rewelacja, dodatkowo bezpłatny poczęstunek (ciastko-pierniczek z logo firmy + woda mineralna) bezpłatny dla każdego. Obsługa życzliwa, pomaga włożyć wszelkie bagaże i służy wszelka informacją. Punktualnie o 8-mej ruszamy. Trasę Łódź – Kielce – Busko Zdrój – Staszów – Połaniec – Kolbuszowa – Rzeszów – Niebylec pokonaliśmy sprawnie aczkolwiek z opóźnieniem wynikającym z licznych zatorów na szlaku. Do siedziby firmy w Niebylcu dojechaliśmy z ponad 30 min. opóźnieniem. I tu ciekawa sprawa bo na parking przed firmą o jednej porze zjeżdżają się 3 autobusy (z Łodzi, Wrocławia, Warszawy). Następnie następuje przegrupowanie wszystkich pasażerów i z parkingu odjeżdżają dwa autobusy, jeden w kierunku Krosna i Rymanowa Zdroju a drugi w kierunku Bieszczad tj Sanoka i Ustrzyk Dolnych czy Polańczyka. Wg. mnie świetny pomysł.

Jednocześnie jak tylko minęliśmy Rzeszów i Niebylec teren jak na zawołanie zaczął się urozmaicać. Czuć było, że zbliżam się do terenów górzystych.

DSC_0014 DSC_0017 DSC_0019

Ostatecznie z godzinnym spóźnieniem (w Niebylcu czekaliśmy na inne spóźnione rejsowe autobusy) dotarłem do Sanoka pod sam dworzec PKP. Z racji mojej pierwszej wizyty minął dobry kwadrans by się odnaleźć w nowym miejscu. Tym bardziej, że moje tobołki sporo ważyły. Dla zainteresowanych po drugiej stronie dworca PKP znajduje się dworzec autobusowy. Tuz obok jest bankomat Podkarpackiego Banku Spółdzielczego i Biedronka, gdzie można zapasy zrobić na wyprawę. Trzeba pamiętać, że mimo wzrostu ruchu samochodowego i turystycznego Bieszczady pozbawione są bankomatów i marketów. Po zakupieniu pieczywa i napojów udałem się na zatokę autobusów miejskich skąd linią nr 5 wyjechałem z Sanoka do Zagórza (akurat ja miałem darmowe przejazdy – normalnie przejazd kosztuje coś koło 2 zł).

W zagórzu jak tylko autobus skręci w prawo w kierunku dworca kolejowego należy wysiąść i wrócić do skrzyżowania, na którym w prawo jest wylot na Lesko i dalej w Bieszczady.

Tu po raz pierwszy ogarnęło mnie zwątpienie, bo oto ciężkie toboły musiałem ostro pod górę taszczyć przez ponad 2 km serpentyn poza Zagórz. Dopiero gdy pojawiły się krótkie proste odcinki drogi z minimalnym poboczem – postanowiłem zamachać. Ale czy ktoś się zatrzyma? Dochodzi godz 19-ta.

Po niespełna kwadransie zatrzymał się stary passat.  Troszkę panu (rockmen słuchający radiowej trójki), ponieważ jechał do Ustrzyk Dolnych (ja chciałem dotrzeć do Wetliny). Podjeżdżam więc z nim kilka kilometrów do niedalekiego Leska. Na rondzie pan zostawia mnie, sam jedzie przez miasto w kierunku domu. Ja z domkiem na plecach mijam po prawej Tesco i za łukiem przed mostem na Sanie znajduje kawałek pobocza gdzie po raz kolejny mogę zamachać. Nie mija 10 min. a zatrzymuje się człowiek, który jedzie do Cisnej (miejscowość przed Wetliną) – super.  Jedziemy… po drodze okazuje się, że towarzysz kierowcy na prawym siedzeniu to również autostopowicz zabrany chwile wcześniej.

Chwila uprzejmości, dowiaduję się, że kierowca jest mieszkańcem Cisnej i sam w przeszłości dużo jeździł na stopa. Później rozmawiamy o Olku Ostrowskim (jak tu na niego wołają) himalaiście który zaginął właśnie w Karakorum. 27-letni taternik pochodzi z Wetliny – dowiaduje się, że w Bieszczadach zakładał schroniska turystyczne, teraz zaczął zajmować się wspinaczką. Mój Boże góry uczą pokory…myślę sobie podziwiając widoki zza okien auta. Serpentynami górskimi zbliżaliśmy się do Cisnej. Kierowce poprosiłem by wysadził mnie przed miejscowością. Dochodziła godzina 20-ta a ja przecież miałem rozbijać się na dziko. Wysadził mnie więc na przecince ok kilometra przed miejscowością. Usłyszawszy strumyk zacząłem podążać ku niemu. Teren był górzysty więc z tobołami był problem by zejśc ku potokowi. Gdy mi sie to wreszcie udało, znalazłem kawałek równiny i tu postanowiłem obozować.

I wszystko poszło fajnie, sprawnie aż tu w środku nocy…

śpię i coś mnie budzi !!!! Nastawiam uszu i słyszę, że coś od góry trąca mi namiot. Pierwsze skojarzenie – niedźwiedź !!!! Co robić? Zapaliłem latarkę, pohałasowałem w namiocie, coś spłoszyło się i pobiegło w górę zbocza. Wyszedłem z namiotu i poświeciłem w kierunku szelestu uciekającej zwierzyny. Mignęły mi kontury jakby sarny czy innej parzystokopytnej zwierzyny. Z jednej strony odetchnąłem z ulgą, z drugiej z wrażenia do świtu już nie usnąłem. Ot jakiś rogaś chciał dołączyć do eskapady…

Do tego rankiem troszkę pokapało.

Nocne czuwanie odespałem rano śpiąc do 8-9 tej. Rankiem celebrowałem dość długo zwijanie obozu. Mój pierwszy od lat biwak prezentował się następująco.

DSC_0025

Małe spojrzenie w kierunku skąd dobiegały nocne hałasy.

DSC_0037

Zwinąłem obóz, szybkie śniadanko, toaleta i postanowiłem przeprawić się przez potok na druga stronę w kierunku szosy gdzie wczoraj mnie zostawiono. Na początek penetracja bez bagażu.

DSC_0033

Z niemałymi trudnościami wydostałem się z tobołami na drogę, jednak brodząc w łopianach wpadłem w bagienko więc pierwsze chwile przy szosie poświęciłem na osuszanie bucików – nie będę błotska wnosił ludziom do auta.

DSC_0040

Paradowałem więc wzdłuż drogi susząc się. Po ok godzinie zacząłem łapać. Ruch był bardzo mały.

DSC_0043

Drogi w tym rejonie bajkowo wiły się wśród lasów.

DSC_0044

Podszedłem kawałek w stronę Cisnej. Czas bez aut umilały mi wszelakie owady żyjące sobie wokół szlaku, a które pozwalały zabić czas.

DSC_0047 DSC_0066 DSC_0073

Wreszcie trzecie “machnięcie” i mam kolejna podwózkę. Tym razem pan wypoczywający w Baligrodzie postanowił z małym synkiem – Ignacym zdobyć Tarnicę. Jechali więc do Wołosatego. Postanowiłem razem z nimi minąć Wetlinę i udać się do Brzegów Górnych – przysiółka między Wetlina a Ustrzykami Górnymi. Tu bowiem dolina rozdziela dwie bieszczadzkie połoniny: Wetlińska i Caryńską. Wiedząc, że na terenie parku narodowego (a od Wetliny w jego obrębie byłem)  nie można się rozbijać postanowiłem z konieczności rozbić się na płatnym polu namiotowym.

Koszt nie był astronomiczny – starsza pani udostępnia podwórze za bagatela 5 zł.  Na miejscu pani funduje również fastfoodowe przekąski a przy odrobinie sympatii poczęstuje również piwem :) .

Mój budżet nie przewidywał picia piwa więc po rozbiciu mojego namiotu wybrałem się na krótki spacer uliczka w stronę miejscowości Niesiczne

DSC_0076

Po godzinie 13-tej postanowiłem wejść na połoniny. Szlak czerwony zaczynał się zaraz przy głównej trasie i przy moim polu namiotowym.

DSC_0079 DSC_0081

Przez większość szlaku idzie się przez las i zagajniki.

DSC_0085 DSC_0087

Podczas marszu na szlaku spotkałem starsze małżeństwo z Belgii, znużeni (ja wchodzeniem stromo – Oni schodząc) przycupnęliśmy i chwile porozmawialiśmy. Podróżowali po Polsce wschodniej. Zaczęli w Gdańsku, przez Olsztyn, Suwałki, okolice Białegostoku, Janów Podlaski, Kodeń Roztocze dotarli na Bieszczady i lada dzień wracali do Belgii. Kojarzyli nawet Łódź i ciepło wspominali Polkę z Łodzi która ma męża Belga – ich znajomego. Niezapomniane są takie pogaduchy na szlaku – nic ciebie nie goni, śpieszyć się nie trzeba.

W miarę jak wspinałem się, zaczęły pojawiać się piękne widoki i lasom ustępowały połoniny i granie.

DSC_0109 DSC_0102 DSC_0098

Po prawie 2 h osiągnąłem schronisko na Połoninie Wetlińskiej – Chatkę Puchatka.

DSC_0180 DSC_0107 DSC_0124

Widoki z Chatki Puchatka robiły wrażenie.

DSC_0146 DSC_0118 DSC_0126 DSC_0136 DSC_0135

Tu był czas na odpoczynek – siedząc okazało się, że mam “cykającego” przyjaciela :) i tak spędzaliśmy sielankowe chwile.

DSC_0158 świerszcz

Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i ok `6-tej postanowiłem powoli schodzić tym bardziej że zaczeło się chmurzyc i wiać.

Ostatnie spojrzenie na Połoniny i w drogę.

DSC_0181 DSC_0183

Oczywiście co chwile przysiadywałem jeszcze na szlaku by przedłużyć chwilę w górach.

DSC_0188 DSC_0192

Schodząc delektowałem się widokami – Bieszczady są przepiękne.

DSC_0199 DSC_0200 DSC_0202 DSC_0205 DSC_0227 DSC_0230

Przyroda o tej porze też jest piękna.

DSC_0208 DSC_0215 DSC_0220 DSC_0224

W drodze powrotnej miałem przykra przygodę – schodząc zostałem ugryziony w powiekę przez… mrówkę ?!?!

Momentalnie spuchło mi oko i z dużym dyskomfortem schodziłem do doliny. Gdy powróciłem zdążyłem tylko zjeść – poznałem parę młodych ludzi z Łodzi podróżującą po Połoninach. Nie spędziłem dużo z nimi czasu bo jednak opuchnięte oko mi doskwierało. Z pomocą przyszła mi właścicielka u której się rozbiłem. Zaradziła na opuchliznę, użyczając mi zimny nóż którego ostrze przykładałem na opuchnięte oko – dzięki temu na drugi dzień funkcjonowałem normalnie. Reszke wieczoru spędziłem w moim przenośnym “domku” na skraju podwórza.

DSC_0250

W sumie szkoda bo poznana młoda para cały wieczór spędziła z poznanym małżeństwem, grając na gitarze i śpiewając – żałuje że nie byłem w stanie sie dołączyć, może jeszcze kiedyś?

Ranek powitał nas deszczem – miało to swój klimat.

DSC_0253 DSC_0256

Przy śniadaniu poznałem małżeństwo z Krakowa – fantastyczni ludzie, pełni pasji – podróżowali (podobnie jak małżeństwo Belgów) po Polsce Wschodniej tyle, że w przeciwnym kierunku. Bardzo ich przy tej okazji pozdrawiam (mam nadzieje że może to kiedyś przeczytają).

Śniadanie w takim towarzystwie to ogromne wyróżnienie i zaszczyt. Po śniadaniu dzięki Ich uprzejmości zabrałem się z Nimi do Leska. Tam pod marketem rozstaliśmy się, sam zrobiłem zapasy żywności i postanowiłem znów  wrócić w Bieszczady (mając jeszcze 2 dni w zapasie). Odszedłem więc kawałek od znanego mi już Tesco i ponownie przed mostem na Sanie zacząłem “machać”. Był to dzień moich 34 urodzin – starsze małżeństwo zatrzymało się w niespełna 15 min. Mimo, że miło nam się rozmawiało (usłyszałem, że mając 34 lata dziś jestem młokos i wszystko jeszcze przede mną – miłe :) ) nie ujechałem daleko bo na krzyżówkę do Hoczewa – Państwo jechali w kierunku Cisnej, ja wolałem w kierunku Polańczyka. Na pożegnanie dostałem urodzinowy prezent w postaci 2 jabłek :) – uroczo.

Kwadrans później jechałem już kolejnym stopem z para studentów kończących pobyt w Solinie. Podrzucili mnie na krzyżówkę przed Polańczykiem. Sami jechali w lewo na Solinę, ja postanowiłem, że dojadę do Polany. Polana to osada w której byłem kilkanaście lat temu i z tamtej wyprawy pamiętam, że nocami latało dużo świetlików :)

Nie czekając nawet 20 min. zatrzymał się stary golf za kółkiem którego był młody człowiek – mieszkaniec Polany, który wracał z dyżuru jako ratownik wodny na J.Solińskim i podążał do drugiej pracy w hotelu jako masażysta. Z racji wypadku drogowego w pobliżu Soliny i zablokowanej drogi musiał jechać objazdem przez Polańczyk. Tak oto znalazł się na tym skrzyżowaniu i postanowił mnie zabrać.

Ciekawe jest to, że co napotkany człowiek to piękna karta historii, różne pasje, i każdy jest wyjątkowy na swój sposób – i to jest chyba najpiękniejsze w autostopie. Stoisz, liczysz na życzliwość innych, sam jesteś otwarty na drugiego – nie odgrażasz się gdy zatrąbią, ochlapią, wyśmieją czy najzwyklej nie zatrzymają się. Takie podróże zbliżają ludzi i uczą pokory oraz cierpliwości.

Rozmawiając podziwiałem serpentyny i widoki tzw. “małej pętli bieszczadzkiej”.

Co chwilę z zieleni wyłaniało się J.Solińskie

DSC_0258

Postanowiłem wysiąść za wioska Chrewt na mostku rzeki Czarnej. Był to najbardziej na południowy wschód skraj J.Solińskiego do którego ta rzeczka uchodziła. Było po godz 16-tej postanowiłem w okolicy założyć obóz :)

Do lasu niestety nie mogłem wejść – trwała wycinka lasu i był zakaz (nie chciałem wykłócać się z zadufanymi urzędnikami, policja czy leśnikami) odszedłem jakieś 400 m od głównej drogi wzdłuż rzeki i znalazłem mały zagajnik gdzie się rozbiłem.

Po chwili siedziałem nad potokiem wsłuchany tylko w jego szum.

DSC_0263 DSC_0266

Księżyc był w pełni przez co pół nocy spać nie mogłem tak w namiocie było widno. Do tego z pobliskiego Chrewtu dobiegały z oddali szczekania psów więc i moja czujność była wzmożona. Nic wielkiego jednak się nie działo.Później widocznie się zachmurzyło bo pociemniało i znużony usnułem.

Rankiem obudził mnie przed 6 rano deszcz, a chwile potem warkot silników ciężarówek wywożących ścięte drzewo z lasu. Nie chcąc natknąć się na “nadgorliwego” pracownika, który by mnie przeganiał, cicho sprzątnąłem tobołek – pozostawiłem czyste miejsce i równie bezszelestnie powróciłem na drogę.

Pojawił się jednak “drobny” aczkolwiek znaczący dla mnie problem – otóż byłem w głuszy na drodze która prawie wcale nie była uczęszczana.

Był to ostatni dzień jaki mogłem spędzić w podróży – przede mną ponad 30 km do Sanoka z którego jutro miałem wyjechać o 6:45 w drogę powrotną. Nie było więc wyjścia i musiałem powoli podążać pieszo w kierunku Sanoka – nie mogłem ryzykować, że pół dnia przesiedzę na poboczu i nikt nie przejedzie, albo jadąc się nie zatrzyma.

Powoli człapiąc przez kolejne wioski przypałętał się jakiś miejscowy (może bezdomny) wilczur i po krótkim głaskaniu towarzyszył mi w marszu – ot taki niespodziewany kompan.

Poranne przemoczone Bieszczady są równie piękne.

DSC_0270 DSC_0272

Po godzinie marszu zatrzymał się pierwszy jadący samochód. Za kółkiem młody człowiek. Ma 19 lat mieszka w polanie, pracuje przy wyrębie lasu. Zapewnia mnie że to jego wielka pasja, nie wie co to Polski Bus, nigdzie nie latał nigdy, nie chodzi na dyskoteki wiejskie, nie pije, nie pali – jego pasja to las i auto do którego kupił właśnie nowe radio z DVD. Fantastyczna błogość, spokój i pokora biła od tak młodego człowieka – poukładany i wie co chce w życiu robić. Jechał właśnie na wyręb ale po drodze doszedł do wniosku, że skoro pada to nici z pracy w lesie i pojedzie do Rajskiego do brata na kawę. Kawałek się więc z nim przejechałem – dobre i to.  Na koniec serdeczne pożegnanie i zaproszenie do Polany do niego następnym razem.

Spod jedynego w okolicy sklepu w Rajskim zabiera mnie grupa młodych studentów z Krakowa – jechali nad Solinę by ostatni dzień wakacji spędzić. Rozmawiamy o tanim lataniu – dziele się z nimi moimi doświadczeniami być może zaszczepiając w nich ta pasję.

Tak oto ponownie wysiadam przy stacji paliw na wylocie z Polańczyka w kierunku Leska.

Jest po 9 a ja już w połowie drogi do celu – postanawiam zjeść przy drodze śniadanie i nie śpieszyć się z okazją. Kiedy po pół godzinie zaczynam machać momentalnie zatrzymuje się zielone cinquecento – za sterami starsza pani. Okazuje się, że pani jest emerytowana naczelniczka poczty w Polańczyku. Opowiada mi jak za komuny tu się żyło, jak pracowała w Belgii i że jej marzeniem jest pojechać do Wrocławia do koleżanki, a może jak zdrowie pozwoli ponownie do Belgii. Mówię Jej, że Neobusem z Sanoka za złotówkę może dojechać do Wrocławia – tak jak ja teraz pojadę do Łodzi. Nie może uwierzyć.

Podrzuca mnie ponownie pod Tesco w Lesku :) . Wysiadając i dziękując za miła rozmowę i podwózkę zostawiam Jej na zużytym bilecie PKP (znalezionym w dokumentach) adresy stron www gdzie znajdzie tanie bilety do Wrocławia i Belgii.

Ponownie postój na uzupełnienie prowiantu w Tesco, toaleta i odświeżenie się na pobliskiej stacji paliw i już powoli idę na wylotówkę z Leska do Sanoka. Tu czekam najdłużej bo dobre 40 min . Ruch duży dlatego trudniej o stopa. Wreszcie zatrzymuje się luksusowy merc. Za kółkiem początkowo mi się wydawał ponury młody człowiek widać że ceni luksus. Pyta się gdzie mnie podrzucić – rzucam że do Zagórza tylko tak na rogatki bo muszę się rozbić. Proponuje, że zawiezie mnie do Sanoka i nad Sanem pokaże mi gdzie w mieście mogę się rozbić. Jest tutejszy więc mu zaufałem i zgadzam się.

W miarę jak jedziemy dowiaduje się, że kiedyś on sam do szkoły na okazje jeździł i nikt się nie zatrzymywał – obiecał sobie, że on sam nie będzie taki i dlatego zatrzymał się mimo że śpieszy się.

Później rozpoczyna swoja historię – pracuje i mieszka w Belgii. Patrz mówi mam super brykę, piękną “laskę”, prace w budowlance i niezła kasę, ale umieram. Pytam jak to umierasz? Okazuje się, że od dłuższego czasu puchła mu noga – bagatelizował to. Przed Wielkanocą wyjechał w Bieszczady do domu na święta. Po świętach spotkał znajomego lekarza z którym podzielił się informacja o swoich problemach z nogą. Ten obejrzawszy nogę powiedział krótko – jeżeli natychmiast nie podejmiesz leczenia to w deskach do Belgii wrócisz. Tak mówi zaczęło się żmudne diagnozowanie które trwa do dziś. Jechał właśnie na masaż nogi, który miał poprawić krążenie i zmniejszyć opuchliznę. Zrobiła się grobowa atmosfera. Chłopak młody, wyraźnie podłamany – starałem się pocieszać go jak umiałem że nie wszystko stracone. Nie wnikałem czy to choroba nagła czy przewlekła po prostu wysłuchałem człowieka – chciał komuś się po prostu wygadać.

Dojechaliśmy do Sanoka, mój kierowca stwierdził, że najbezpieczniejszym miejscem będą stawiki na tyłach komendy policji i jednostki wojskowej. Mimo, że był spóźniony i nie było mu po drodze jakby w podziękowaniu ,że wysłuchałem jego historii podwiózł mnie pod same stawy.

Faktycznie wokół oczek wodnych siedziało kilku wędkarzy (w tym młodych adeptów wędkowania). Rozbiłem się. Z racji, że miałem autobus wcześnie rano i do przejścia na dworzec PKP ponad 1 km nieznanym miastem postanowiłem za dnia odpocząć, na wieczór dotrzeć na dworzec na którym przetrwam do rana. Zdrzemnąłem się – sprzyjała temu pogoda bo było i tak ciepło i parno.

Po południu przebudziwszy się posiedziałem nad stawami. Fajne i spokojne miejsce w zasadzie w centrum miasta.

DSC_0277 DSC_0275 DSC_0274

Co chwile tylko ciszę przerywały pływające kaczki.

DSC_0290 DSC_0287

Kiedy koło godz 17-tej zaczęło zjeżdżać się więcej wędkarzy postanowiłem nie przeszkadzać im i powoli ruszyłem w kierunku dworca kolejowego. Po drodze trzeba było pokonać San.

DSC_0326

Przy dworcu wyłuskałem na jednej z kart parę złotych i postanowiłem zjeść coś ciepłego w przydworcowej knajpce. Mała najtańsza pizza zaspokoiła mój głód

DSC_0328

Po drugiej stronie dworca obok dworca autobusowego jest Biedronka, więc tanio zaopatrzyłem się na noc i jutrzejsza podróż do Łodzi.

Wracając zatrzymałem się na kładce nad torami. Dworzec w Sanoku ma swój klimat.

DSC_0331

Niestety kolej dalekobieżna tu nie docierała do tego roku. Tylko psiak po peronie przebiegł – skojarzenie było jedno, książka z dzieciństwa o psie Limpoppo, psie który jeździł koleją. :)

pies

Sezonowo jeździ jednak wieczorny pociąg do Warszawy i dalej do Gdynii. Udało mi się go uchwycić.

DSC_0356 DSC_0366

Nie schodząc jeszcze z wiaduktu spojrzałem na fabrykę Autosana w oddali.

DSC_0339

Kawał historii polskiej motoryzacji – zaczynała od produkcji kotłów, wagonów kolejowych by w latach 50-tych rozpocząć produkcje kultowych autobusów. Dziś w prywatnych rękach wpada w brutalne ręce kapitalizmu. Zagaduję dwóch starszych panów idących kładka czy Autosan działa jeszcze ? Zdziwieni i miło zaskoczeni, że znam historię zakładu – przystają i zaczynają opowiadać mi o tym jak tam pracowali i jak pracowały całe rodziny i o tym jak teraz rozkradany jest zakład.

Dowiaduje się od moich rozmówców również tego, że tu gdzie teraz jest stacja kolejowa i są tory na Zagórz to kiedyś San płynął – w życiu bym tego nie wiedział. :)

Później zamieniamy jeszcze parę zdań o tanim podróżowaniu i jeden z Panów opowiada mi jak był w Kanadzie !!!! “Super – tez kiedyś dotrę do Kanady” – pomyślałem. Panowie wyraźnie opowiadaliby w nieskończoność o historii ale przepraszają mnie grzecznie bo śpieszą się do żon, a wiadomo że w tej materii nie można przeginać :) Serdeczny uścisk dłoni i podziękowanie za poświęcony czas. Znów jestem na kładce sam wpatrzony w panoramę miasta.

DSC_0342

Wraz z nastaniem zmroku dworzec opustoszał i zostałem sam, strasznie mi się dłużyło tej nocy i zmarzłem – temperatura o tej porze roku spadła do około 10 stopni przy lekkim wietrze znad Sanu zrobiło się rześko.

Na szczęście jest bezpiecznie, choć nie zmrużyłem oka i poranny autobus przyjechał parę chwil przed czasem więc mogłem się o wiele wcześniej zagrzać.

Przy wejściu serwowana woda i pierniczek na drogę – miły słodki poczęstunek – 6:45 ruszamy…

W Niebylcy przed firmą przesiadka do odpowiednich autobusów (tradycyjnie Wrocław, Łódź, Warszawa) i dalej w drogę.

DSC_0382

Po drodze postój w Kielcach – obok dworca PKS kościół św krzyża.

DSC_0390 DSC_0393

I coraz bliżej Łodzi – Pilica w Sulejowie.

DSC_0394

Już prawie w domu…

DSC_0397

Tak oto nie mając prawie nic w kieszeni, spontanicznie przejechałem się w Bieszczady. Fantastyczna wycieczka, która pokazała mi, że autostop nie umarł – ma się świetnie (mimo Blablacar-u i innych teraźniejszych wynalazków). Pokazała również, że nie jestem taki stary :) by nie podróżować z namiotem, poznałem masę fantastycznych ludzi. I cóż “ciągnie wilka do lasu”. :) Kolejny wyjazd / wyjazdy już w głowie, a w Bieszczady wracam jesienią w październiku (2 zł już zainwestowane w przejazd Neobusem Łódź – Sanok – Łódź) – może również pod namiot?

Driftes av Bloggnorge.com - Gratis Blogg | PRO ISP - Blogg på webhotell og eget domenet | Genc Media - Webdesign og hjemmeside
Bloggen "oczy na Świat / øynene til verden" er underlagt Lov om opphavsrett til åndsverk. Det betyr at du ikke kan kopiere tekst, bilder eller annet innhold uten tillatelse. Forfatter er selv ansvarlig for innhold. Tekniske spørmål rettes til post[att]bloggnorge[dått]com.
css.php
Driftes av Bloggnorge.com | Laget av Hjemmesideleverandøren
Denne bloggen er underlagt Lov om opphavsrett til åndsverk. Det betyr at du ikke kan kopiere tekst, bilder eller annet innhold uten tillatelse fra bloggeren. Forfatter er selv ansvarlig for innhold.
Personvern og cookies | Tekniske spørsmål rettes til post[att]lykkemedia.[dått]no.