Bloggnorge.com // oczy na Świat / øynene til verden
Start blogg

blog podróżniczo-hobbystyczny / reise- og hobbybloggen

Arkiv for: December, 2014

i zabrały go dobre anioły…

Tuesday 23. December , 2014 kl. 10:40 i Muzyka / Musikk. 0 kommentarer »

Wczoraj Jego blask zgasł, ale pozostała legenda i wspaniała muzyka…

to była najulubieńsza moja piosenka:

nie zapomnijmy o innych hitach którymi rozpieszczał nas Joe:

– charyzmatyczny wirtuoz o niepowtarzalnym głosie:

Nie sposób wymienić tu wszystkich Jego dokonać, wymienię chociażby poniższe:

czy doskonale znany i rozpoznawalny kawałek:

i może na koniec:

odszedłeś za szybko, ale tak już jest że wielcy szybko odchodzą

R.I.P. Mistrzu…

święta inne niż zazwyczaj…

Monday 22. December , 2014 kl. 04:35 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Jest okres przedświąteczny – czas więc na wspominki…

Święta 2011 spędziłem właśnie w Oslo.

Pierwszą rzeczą   która mnie zaskoczyła wówczas to była ciepła, bezwietrzna pogoda

100_4721 100_4760 100_4729

 

 

oraz brak śniegu.

I takie miasto miało swój smaczek – przynajmniej nie było pluchy jak u nas.

100_4764

Główna ulica miasta prezentowała się całkiem przyjemnie.

I tylko rzeźbiarz przypominał że jest zima,

100_4799 100_4798 100_4824

mozolnie tworząc swoje dzieło :) – przyznacie, że robi wrażenie.

Na plus trzeba oddać że w centrum jest lodowisko gdzie można sobie poszaleć bez limitu (i oczywiście za darmochę – w Polsce niedopuszczalne)

100_4815 100_4802 100_4797 100_4801 100_4800

A i ludzie widać integrują się i cieszą się życiem.

Generalnie dzień płynął leniwie – tylko co chwilę ptaki snuły się ulicami :)

 100_4784 100_4783

A pogoda była fenomenalna,

100_4796

jedna z bocznych uliczek biegnących do nabrzeża.

100_5117

Katedra – to tu przyjdę wieczorem na pasterkę.

100_4828 100_4834 100_4830

Spacer po takim mieście, cisza i spokój – czysta przyjemność.

Pasterka (inaczej niż u nas) odprawiana była o godz 17-tej. Po niej nie spodziewałem się, że będzie czekała mnie miła niespodzianka…

Po początkowych (małych protestach :) ) dałem się namówić Pani Pastor i zszedłem do podziemi katedry na wigilijny poczęstunek.

Uznałem w głębi duszy że mam niepowtarzalna okazje posmakować norweskich świątecznych specjałów.

100_4836

Z oczywistych względów zachowane zostało tylko to zdjęcie – głupio z aparatem ludzi za stołami fotografować.

Było wszystko: jadło norweskie wigilijne, choinka, fortepian i przy nim kolędy i przeróżni ludzie, od turystów po samotnych mieszkańców i rodziny. Pamiętam z jedzenia tyle że stek z renifera to coś przepysznego :)

Tak oto samotne i smutne (wydawało by się) święta przerodziły się w jedne z najlepszych spontanicznych świąt, pełnych ciepła i życzliwości.

Najlepsze jest to że siadasz naprzeciw różnych ludzi, różne historie, wspomnienia, charaktery – niesamowite. Po 20-ej podziękowałem Pani Pastor za gościnę – zostałem zaproszony przy okazji na śpiewanie psalmów o 23-ej.

Powróciłem więc do hostelu – przy okazji poznając zabawnego Serba i jego kumpla Chorwata – odświeżyłem się, przebrałem i punktualnie o 23-ej zameldowałem się w katedrze. Kościół był pełen, byli ludzie z psiakami które spokojnie leżały wzdłuż ławek. Przy wejściu każdy z nas otrzymał przedruki wszystkich psalmów i rozpoczęło się śpiewanie… :)

Nie jest tak że ludzie przychodzą, milczą, mruczą czy po prostu sobie między sobą rozmawiają (jak to u nas niestety bywa) – tam każdy bierze czynny udział prześpiewując się nawzajem. Na zakończenie wszyscy zebrali się na środku świątyni oraz przed nią składając sobie życzenia. Dziwnie ale i niezmiernie miłe jest spontaniczne otrzymywanie szczerych życzeń. W zasadzie nie musieli a podchodzili i składali mi je.

Przed drugą w nocy wróciłem do hostelu, kompani (Chorwat i Serb) nie spali i w najlepsze gaworzyli przy szklaneczce rakii. Zostałem zaproszony do towarzystwa. W sumie nie mieliśmy wyjścia i nawet jakbyśmy chcieli to nie usnęlibyśmy bo będący jeszcze w pokoju Hindus strasznie chrapał.

Doszło co prawda do zgrzytu bo nasz chrapiący koleżka wybudził się i był bardzo zły że światła mu palimy – na nic nasze argumenty że to On nie zachowuje sie cicho (w sumie nie jego wina). Hindus chciał wezwać policje w pewnym momencie (krewki temperament chorwacki omal nie rozpoczął wojny). Udało mi sie jednak panów uspokoić i przekonać że jest wigilia i po co nam zwady.

Skończyło się że Hindus dołączył do nas i przy szklaneczce trunku opowiedział co porabia w życiu. W Norwegii był pediatra i następnego ranka leciał w odwiedziny w swoje rodzinne strony – do Indii do Kaszmiru – odwiedzić swoja mamusię.

Położyliśmy się grubo po 3-ej w nocy. Mimo najlepszych chęci – przynajmniej ja – nie pospałem bo tubalny hinduski głos dudnił w głuszy pokojowej. Troszkę zły postanowiłem przespacerować się do Opery – “przynajmniej się dotlenię” pomyślałem.

100_4925

Posiedziałem na jej dachu przynajmniej 2 kwadranse wpatrzony i wsłuchany w szum fiordu, troszkę w nadziei, że rozpogadzające się właśnie niebo błyśnie magią zorzy. Niestety marzenia były próżne.

100_4923

Nabrzeże pięknie prezentowało się nocą.

100_4955 100_4957

Później przespacerowałem się ponownie deptakiem i wokół katedry, by wymęczony i zrezygnowany nad ranem legnąć na pryczę. Było mi wówczas wszystko jedno czy Hindus chrapie czy nie.

Przez kolejne dwa dni świąt zauważyłem, że mieszkańcy bardzo aktywnie spędzają czas – masa ludzi wybierała ponownie lodowisko w centrum i łyżwy.

100_5552 100_4912 100_4977 100_4973 100_5563 100_4975100_5551

Nie było złośliwości, pośpiechu, wariactwa- była życzliwość, uśmiech i zadowolenie z życia – godzinami mogłem wpatrywać się w ludzi czerpiąc energie i chęć do zmian w życiu by podobnie jak oni z radością korzystać z życia. Nie ukrywam że wsłuchiwałem się również w grana muzykę – niby bezproduktywny wypoczynek na ławce, a ile wrażeń i bodźców. Sam nie odważyłem się na nałożenie łyżew choćby z prostej przyczyny – nie miałem ich, każdy Norweg miał swoje łyżwy, a nie było wypożyczalni.

 

Ważna ciekawostka, miałem w pierwszy Dzień Świąt przygodę, razem z grupką przechodniów przechodziliśmy przez skrzyżowanie na “późnym” zielonym – no dobra raz mrugnęło i zmieniło się na czerwone gdy wchodziłem :). Dochodzę na drugą stronę, a tu wyrasta (jak z podziemi) policjant. Wita się ze mną, przedstawia i zaprasza do policyjnego vana. “Koniec” myślę “mandat jak nic”, otwierają się drzwi furgonetki – patrzę – a tam kuchnia polowa i uśmiechnięty duet policjant + strażak wręcza mi tackę ryżu z cynamonem i półlitrowy plastykowy kubek julegløgg – czerwonego wina z przyprawami ( cynamon, goździki, imbir), skórka pomarańczowa, cukier i bakalie (gł. rodzynki i migdały). Boski napój – uwierzcie…

Problem jest tylko jeden – co większe skrzyżowanie stała taka ekipa i częstowała przechodniów – po 3 skrzyżowaniach zrobiło się tak błogo i radośnie….

Później to zły byłem, że wydawałem w hostelu na śniadania po 100 NOK podczas gdy na mieście stołował się człowiek za darmochę :), a ryż na słodko był krzepiący.

W pierwszy dzień świat również za dnia przespacerowałem się na dach opery.

100_4852 100_4855 100_4884 100_4885

Za każdym razem jak jestem w Oslo uwielbiam siadać sobie na dachu opery by odetchnąć morskim powietrzem wpatrując się w fiord – coś wspaniałego.

100_4891

Tego dnia o dziwo masa rodzin tez wybrała spacer, nie od dziś wiadomo, że Norwedzy kochają aktywne spędzanie czasu na świeżym powietrzu.

Drugi Dzień Świąt spędziłem (poza lodowiskiem) na wylegiwaniu się w porcie przy Aker Brygge. Pogoda była fenomenalna.

100_4997 100_5015   100_5014   100_5016 100_5018

 

 

Nic dziwnego, że i tu mieszkańcy chętnie i masowo  spędzali czas.

100_5324 100_5042 100_5053 100_5240

Była tez zabawna sytuacja – robiłem zdjęcie nadbrzeża gdy nagle podeszły dwie dziewczyny i poprosiły o zdjęcie.

100_5280

Początkowo byłem niechętny ale gdy usłyszałem “chcemy byś zrobił zdjęcie fajnym dziewczyną norweskim na pamiątkę” – ot taki sponton.

Zobaczyły efekt i rozbawione poszły w swoją stronę. Niesamowite i bardzo miłe i pozytywne…aż szkoda że nie wziąłem kontaktu :) działo się tak szybko wszystko i znienacka.

Im bliżej wieczora tym było piękniej

100_4999 100_5005 100_5026100_5546 100_5044 100_5046 100_5095 100_5106 100_5107 100_5108

Nawet pomniki wyglądały majestatyczne w grudniowym świetle.

100_5090 100_5100 100_5101

Kolejnego dnia tuz przed wylotem przespacerowałem się najstarszymi uliczkami miasta -0 czas jakby się tu zatrzymał.

100_5111

To mimo wszystko były piękne święta – święta które miały swój urok. Święta które mnie osobiście wyciszyły, a życzliwość i uśmiech oraz beztroska mieszkańców Oslo sprawiła, że były na swój sposób niepowtarzalne i fantastyczne. Choć bez śniegu i Mikołaja…

100_5113

…no przesadzam – Mikołaj zerkał z wystawy sklepowej :) z torciku w cukierni :)

Po raz kolejny sprawdziło się porzekadło że nie ważne gdzie, ważne z kim (wśród kogo) spędzamy święta. Nie trzeba mieć uginającego się stołu i nie wiem jakiego przepychu, prezentów itd.

Uwielbiam nawet z takich (potencjalnie nudnych wyjazdów) wyciągać detale i smaczki – cieszmy się z małych rzeczy, bo nic dwa razy sie nie zdarzy – nie ma dwóch tych samych sytuacji. A jak śpiewa mój ulubiony Dżem “chwila która trwa, może być najlepszą z Twoich chwil…”

Moja wigilia w hostelu – pamiętam – to (skromnie) łosoś na talerzyku na stołku plasterek ciemnego serka brunøst i kubek ciepłego julegløgga.

I tak było magicznie i klimatycznie…

GOD JUL !!!!

w styczniu 2015 ponownie w Norge :)

Tuesday 9. December , 2014 kl. 16:35 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

To już pewne – pod koniec stycznia wymyśliłem sobie pętle wokół Skandynawii:

mapa-szwecji

Zacznę z Gdańska skąd Wizzem polecę do Trondheim.Będę tam po południu

Tego samego wieczora wsiądę w ekspres polarny by rano być w Bodø. Tam po południu już będzie czekał na mnie prom do Svolvær (w-py Lofoty).

Na Lofotach spędzę 3 dni – mam nadzieje uchwycić zorzę. Następnie udam się do Narviku gdzie skorzystam z gościny Lapończyków (wykupiłem cały dzień u nich – w programie kulig, łapanie renifera na lasso, ognisko i ich tradycyjne jedzenie). Myślę tez by zobaczyć rezerwat polarny i po obcować wśród wilków i lisów. Szukam tez psich zaprzęgów.

Na koniec wyruszę koleją z Narviku przez Kirunę, Lulea, Uppsalę dotrę do Stockholmu – mam nadzieje że na 1 dzień się tam zatrzymam i powrót wizzem do Polski

cele:

– zobaczyć zorzę

– poznać kulturę Lapończyków

– poznać lokalne potrawy i muzykę

– złapać renifera na lasso :) (a co :D )

– psie zaprzęgi

– obejrzeć cała Szwecję (z okien pociągu co prawda ale zawsze) :)

 

trzymajcie kciuki…

oj będzie sie działo i będzie opowieść po powrocie w lutym :)

 

listopadowe podróżowanie po Czechach – mglista Praga i wizyta w winiarni.

Wednesday 3. December , 2014 kl. 03:56 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Kiedy już ustąpiło bujanie morskie postanowiłem na 11 listopada 2011 r. pojechać do czeskiej Pragi. Dziś mogę się przyznać bo 10.11 pracowałem w biurze (dział obsługi klienta) jednak była to praca mobilna z domu. Stwierdziłem że równie dobrze mogę popracować z hostelu. Rano więc ze znajomymi autem wyruszyliśmy do Pragi. Podróż przebiegła zgodnie z planem – tyle że przez resztę dnia warowałem przy telefonie i e-mailu. Na szczęście nikt nic nie reklamował :) . Oczywiście nie obyło się bez małego faux pas bo przy meldowaniu w hostelu rozbawiony zamiast “I and my friends” powiedziałem “parents” o przyjaciołach i wszyscy gruchnęli śmiechem :)

Ja to potrafię rozbawić tłum :p

Znajomi (a była to para) zajęli się sobą, a ja pospacerowałem sobie wieczorem po Pradze.

Rankiem 11.11 miasto spowiła mgła, która była równie piękna co gęsta :)

100_4610 100_4612 100_4613 100_4619 100_4621 100_4625

Swoja drogą starówka i Most Karola jest bardzo piękny. Nie bez powodu zwana jest “złotym miastem” lub “miastem stu wież”

100_4655 100_4614 100_4615 100_4626 100_4638

Był to bardzo krótki pobyt (wieczór i poranek) ale dzięki mgle bardzo klimatyczny wyjazd. Pozostawiłem przyjaciół, a sam ruszyłem koleją w drogę powrotną.

Pierwszym przystankiem była przesiadka w Usti nad Orlici.

100_4670

Celowo wybrałem przesiadkę i 2 h czekanie by poczuć czeski klimacik. Oto bowiem na stacjach znajdują się wiejskie (mało miasteczkowe) knajpki gdzie miejscowi i podróżni mogą napić się lokalnego piwa z kufla z porządna pianką , pogadać i pooglądać narodowy sport jakim jest hokej. Wieczorami z kolei odbywają się potańcówki. Bardzo mi się to podoba że z kultura i bez partyzantki można się napić piwa (u nas wszak prohibicja a tam nawet na ulicy idąc możesz wypić piwo

Czesi słyną nie tylko z piwa ale i gościnności (bardzo wesoły i otwarty naród) więc momentalnie znalazłem towarzyszy do rozmowy. Czas jednak naglił a na tablicy widniał już pociąg do Kłodzka.

Niestety musiałem jechać dalej  praca w Polsce wzywała.

Na każdej najmniejszej stacyjce jest elektroniczny rozkład jazdy – ciekawe – pomijam że nie jest zdewastowany.

100_4674

Tak oto czeskim pociągiem wjeżdżałem powoli w Kotlinę Kłodzką

100_4680 100_4688

Z Kłodzka udałem się zdezelowana jednostką do Łodzi – o tej podróży może nie będę się rozwodził, każdy przecież zna te warunki. Dodam tylko, że pieruńsko grzali więc nie dość, że pociąg za krótki i napchany podróżnymi wracającymi ze święta państwowego, to jeszcze gorąco jak w piekle – ot taki polski folklor.

—-

Na Czechy wróciłem dokładnie tydzień późnij i ta podróż wydawała się o wiele ciekawiej. Oto bowiem Tomasz (który był ze mną w Paryżu w marcu tego roku) wygrał na lokalnym festynie w Bieszczadach  :) weekend w winiarni w okolicy czeskiego Brna. Celem była winiarnia U Samsonu w miasteczku Velké Němčice

Spotkaliśmy się z Tomkiem w Katowicach rano w sobotę i pojechaliśmy do czeskiego Bohumina, w którym zatrzymaliśmy się na wyborne czeskie piwo.

100_4693

Być w Czechach i nie napić się ich narodowego trunku to jak być w Rzymie i Papieża nie widzieć.

Pół godziny później wsiadaliśmy już do pociągu który zabrał nas do Brna.

100_4692

Z Brna mając troszkę czasu udaliśmy się bardziej na wschód od miasta do miejscowości Slavkov u Brna.

 100_4698

Jest to bardzo malownicze miasteczko, które oprócz pałacu

100_4696

zasłynęło z bitwy która się w okolicy rozegrała. Miasteczko wówczas z niemieckiego nazywało się Austerliz. 2.12.1805 roku stoczono tu bitwę zwana “bitwą trzech cesarzy (tak naprawdę było ich dwóch). Wojska Napoleona Bonapartego (Francja) pokonały połączone wojska austriacko-rosyjskie dowodzone przez cara Aleksandra I.

W pałacu znajduje się muzeum poświęcone temu wydarzeniu. Taka mała miejscowość ale za to z jaka historią.

Po krótkim pobycie ponownie docieramy do Brna z którego na południe udajemy się do Vranowic skąd już autobusem udamy się do winiarni.

Dotarłszy do Vranowic nie spodziewaliśmy sie ze pojawia sie kłopoty. Oto bowiem okazało się że po 15-tej nie jeździ w sobotę juz żaden autobus do Velkich Němčic !!!!

I klops – na opuszczonej stacji powitał nas tylko – kot !!!

100_4699

Po krótkim namyśle postanowiliśmy zadzwonić do właściciela winiarni i poprosić go o pomoc. Zaskoczony ale bardzo miły przyjechał po nas i zawiózł do siebie.

Myślałem, że ta wizyta w winiarni to jakieś większe wydarzenie – okazało się, że my sami będziemy mieli przyjemność poznania techniki wytwarzania i degustacji wina – fantastycznie !!!

Pan Samson zaprowadził nas do swoich podziemi, opowiedział o tym jak wygląda proces zbioru i produkcji (zabawne że mówiąc po czesku rozumieliśmy go – a jak był problem to wyjaśnialiśmy miedzy sobą lapsusy słowne).

100_4700

Później rozpoczęło się degustowanie poszczególnych roczników dojrzewających w beczkach piwnicy.

Ok 22-giej dołączyła do nas zaciekawiona przyjazdem gości nestorka rodu. Starsza Pani (prawie 100 latka !!!) nie odmówiła kieliszeczka wina w formie toastu.

S6302058

Oczywiście każdy kieliszek wina poprzedzony był stosownym ceremoniałem a wszystko zagryzane było serem lub pieczywem razowym. Po degustacji kilkunastu beczek gospodarz poprosił nas o wybranie naszym zdaniem najlepszego wina. Problem w tym, że wszystkie były wyśmienite – zdecydowaliśmy wspólnie o jednym rodzaju i ku naszemu zaskoczeniu spotkanie przeniosło się na górę do salonu.

100_4707

Na górze podczas gdy Pan z seniorka opowiadali nam o historii rodu – pokazując liczne zdjęcia i pamiątki rodzinne – Pani domu szykowała poczęstunek.

Bardzo miłe było to zaskoczenie.

S6302064

Wreszcie zasiedliśmy do ucztowania :)

S6302066

Gospodarz dbał by przede wszystkim lampki były pełne wina i aby w dzbanach trunku nie zabrakło – a były dolewki ;) i nawet śpiewy.

100_4703 100_4702

Fantastycznie spędziliśmy wieczór i z chęcią raz jeszcze odwiedziłbym Pana Samsona – dusza towarzystwa.

Nocleg mieliśmy zapewniony w sąsiednim gospodarstwie u sąsiadki która miała pensjonat.

Następnego dnia uraczyła nas pysznym śniadaniem – i tylko jej pupil pudel był niepocieszony, że nie dostał tych specjałów. No dobrze – pod stołem mu przemycałem kęski – przyznaję :). Wyprosił na “ładne oczy” :)

Zdjęcie0631

Przepraszam za jakość – może to wino? :) Przede wszystkim to zdjęcia(to i poniżej) robione komórką…

Po wysłuchaniu że nie mamy jak się dostać na stację, Pani była tak miła że stwierdziła że nas podrzuci a przy okazji odwiedzi swoją znajoma – więc szybko spakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę.

Mając cał dzień namówiłem Tomka na po podróżowanie  po Czechach. Czeskie koleje maja fantastyczny bilet weekendowy (zwany Sone +). W ramach biletu można przez 1 dzień wybrany (sobota lub niedziela) za 100 zł podróżować wszystkimi pociągami – od osobowych przez rychliki (pośpieszne) po IC i EC. Brawo !!! :)

Nabyliśmy je i z racji że Czechy nie są dużym państwem (a maja szybkie i punktualne koleje) postanowiliśmy udać się z południa kraju na północny zachód :) przez Pragę i Usti nad Labom do Děčína – przy granicy z Niemcami w rejon Czeskiej Szwajcarii. Ot taki kaprys.

Z prag jechaliśmy EC relacji Villach (Austria) – Hamburg (Niemcy)

  Zdjęcie0662 Zdjęcie0663

W mieście tak naprawdę pospacerowaliśmy z godzinę – zajrzeliśmy do dyskontu spożywczego, jedzonko pod chmurką i z powrotem do Pragi :) pociągiem EC (trasa Berlin – Budapest).

 Jakość komórkowa i fatalna bo padało i pociąg gnał ale Szwajcaria Czeska robi wrażenie i to może być kolejny weekendowy cel – na przyszłość :)

Zdjęcie0661 Zdjęcie0658

Dość tych zamazańców :p

Na koniec dodam że włóczęgostwo kolejowe skończyliśmy w nocy z niedzieli na poniedziałek w czeskiej Ostrawie, gdzie po piwnym toaście w przydworcowej knajpie przejechaliśmy granicę i porannym pociągiem CHOPIN (relacji Wiedeń/Praga/Budapest – Warszawa/Kraków) wróciliśmy do domów.

Generalnie listopad w Czechach bardzo udany a odwiedziny u Pana Samsona – obowiązkowe :) polecam…

krótka opowieść o tym jak nie zostanę wilkiem morskim :)

Wednesday 3. December , 2014 kl. 01:36 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

W pewien lipcowy weekend 2011 r. spontanicznie wybraliśmy się ze znajomą na jeden dzień na duńską wyspę Borholm.

W okresie letnim między Kołobrzegiem a Nexø – drugim co do wielkości miasteczku wyspy (w jej wschodniej części) kursuje prom. Uważajcie jednak bo często z powodu sztormowej pogody bywa odwoływany. Warto więc na bieżąco śledzić rozkład rejsów.

Plan był prosty – nocą pociągiem do Kołobrzegu – dalej prom (4 h rejs) – dzień w Nexø i wieczorny powrót do Kołobrzegu – nocą koleją w głąb Polski

O dziwo od samego początku plan się powiódł – tylko do promu trzeba było dojechać taksówka bo było ok 25 min a niewiadomą było gdzie cumuje ów prom. Szybki zakup biletów (o ile pamiętam coś koło 90 zł w 1 stronę) i po chwili przy pięknej pogodzie wypłynęliśmy ku malowniczej duńskiej wysepce.

Poniżej latarnia morska w Kołobrzegu.

100_3070a

Początkowo nieźle się trzymałem,

SN856950

później jednak nieprzespana noc zrobiła swoje i nie bacząc na masę ludzi zrobiłem sobie na górnym pokładzie posłanie… :)

SN856951

i kimnąłem się, kołysany falami które rozbijały się o burtę łajby.

Najlepsze było to, że to mały prom był i co większa fala to bardziej bujało a ja jeździłem z “moim łóżeczkiem” od barierki do barierki :)

Przez cztery godziny mijały nas różne jednostki,

SN856954

a pogoda wyraźnie się pogarszała.

W samym miasteczku niestety wiał silny wiatr i padało więc pierwsza rzeczą jaa zrobiłem to kupiłem bluzę polarową w sklepie z tania odzieżą bo w koszuli z krótkim rękawem i krótkich spodenkach nie dość że wyglądałem co najmniej dziwnie to mimo wszystko zmarzłem i przemokłem.

Nexø jest bardzo malowniczą miejscowością.

SN856960

Niestety widać tu jednak wpływ polskich turystów – których jest masa a wyjazdy z Kołobrzegu na kilka godzin sa bardzo popularne, Nie dziwota więc że ludzie są nieufni, i podejrzliwi. Instynkt obronny i samozachowawczy po prostu.

Z racji że padało i wiało zrezygnowaliśmy z wynajmu rowerów, ale musicie wiedziec że wyspa to raj rowerowy – zresztą jak cały Półwysep Jutlandzki (Dania).

SN857103

Trasy rowerowe są świetnie oznaczone (doświadczyłem tego przy kolejnym pobycie na wyspie ale to opowiem w innej historii).

Przy okazji dodam że aby przejechać rowerem wyspę (przeciąć) od wybrzeża do wybrzeża nie namęczymy się bo jak widać do Rønne mamy tylko 32 km.

Rønne to stolica wyspy i leży na przeciwległym wybrzeżu.

My udaliśmy się do motylarni przed która znajdował sie ogród z placykiem zabaw dla dzieci

SN856969

Oczywiście nie byłbym sobą jakbym nie dosiadł słomianego konika :)

SN857095

W motylarni najlepiej cicho siąść i delektować się skrzydlatymi cudami natury :)

SN856986

W drodze powrotnej przespacerowaliśmy się po miasteczku.

Jak każde skandynawskie osady ta też była malownicza i kameralna

SN857109 SN857121 SN857106 SN857105

Szkoła za to na ścianach miała rysunki stworzone przez dzieciaki – urocze.

SN857118

Ostatnie chwile spędziliśmy na rynku którego centralnym punktem jest fontanna.

SN857128

I gdy wydawało się że senny i rekonesansowy wyjazd niczym nas nie zaskoczy pojawiły się problemy.

Początkowo nie mogliśmy trafić do naszej łajby – gdzie indziej wysadza ona ludzi a z innego miejsca zabierała (przynajmniej tego dnia) ?!?

Gdy na styk dotarliśmy to okazało się, że stoimy na kotwicy bezterminowo bo na otwartym morzu panuje sztorm. Była 17-ta – pełen prom ludzi.

Pierwszą godzinę, dwie ludzie cierpliwie czekali, później jednak zaczęto irytować sie i wywierać presję na kapitanie by płynąc do Kołobrzegu. A to że babcia czeka z kolacją, a to że szwagier już podjechał do Kołobrzegu aby odebrać z wycieczki, a to że skandal że takie opóźnienie etc. .

Kompletna paranoja – ludzie nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia – tak mała łajbę – niewiele większą od stateczków na Wiśle czy jeziorach mazurskich sztorm rozniesie w przecież pył.

Wreszcie po 30 min. biegania między mostkiem a maszynownia kapitan poinformował że po 20-tej wyruszymy (o 21-ej mieliśmy cumować w Kołobrzegu – staliśmy jednak ciągle jeszcze w Nexø. Po 20-tej ruszamy. Pamiętam jak dziś wszyscy w najlepsze zajadali się schabowymi z ziemniaczkami popijając zimnym piwem i gaworząc, a tylko jeden brodaty (brzuchaty) jegomość siedział na środku pokładu. Popijał whisky i gdy z nim zacząłem rozmawiać zachęcał bym spokojnie coś się napił (najlepiej z nim whisky ) bo dziać to się dopiero zacznie na otwartym morzu. Uśmiechnąłem się chcąc wierzyć że bredzi omamiony alkoholem. Wybrałem jedno piwo.  Nie dopiłem go nim moja współpodróżniczka straciła przytomność dowiedziawszy się od męża, że na morzu jest od 6 do 8 stopni B (Beauforta). Wizja Titanica robiła się całkiem realna (tylko standard nie ten :p ). Oczywiście spowodowało to zamęt i kapitan niósł się z zamiarem zawrócenia do Nexø, ale gdy szybko odzyskała przytomność płynęliśmy dalej. Ostatecznie omdlała trafiła pod bar :) z racji faktu że najlepsza tam była wentylacja i najwięcej klimatyzatorów tam pracowało. Poza tym była tam bezpieczna bo zaczęło się bujanie.

Właśnie tak naprawdę nie mogliśmy zwlekać bo sztorm się nasilał i trzeba było jak najszybciej dobić do Kołobrzegu – i tak nadkładaliśmy drogi by minąć główne ognisko. \musieliśmy się jednak śpieszyć bo meldunki zapowiadały dalsze pogorszenie pogody i sztorm co najmniej 2-3 dni. Nie mogliśmy utknąć na wyspie.

Z roszczeniowego i zadającego tłumu pozostały wspomnienia, jurne babcie pobladły, wielu pozieleniało, a choroba zaczęła zbierać swoje żniwo. Łajba bujało fest – fale rozbijały się do wysokości górnego pokładu. Przez szczeliny niewielkie ilości wody na dolnym dostawały się do restauracji. Załoga dzielnie i ze stoickim spokojem sprzątała po klientach, wydawała torebki :), doprowadzała do toalet czy właśnie zbierała wodę z podłogi. O dziwo najlepiej oprócz doświadczonej załogi z sytuacja radzili sobie: współpodróżniczka która odpoczywała po incydencie i chyba było jej wszystko jedno co się dzieje (i tak leżała oparta o bar :) ), wilk morski purpurowy od nadmiaru whisky no i ja przyklejony plackiem do podłogi (do pewnego momentu). Pozostali próbując utrzymać się na nogach odbijali się bezwiednie od ścian, kanap i stołów, lecąc na siebie bezwładnie.

Nadmieniłem że do pewnego momentu bo popełniłem błąd, czuwając przy znajomej zauważyłem jak nasze bagaże na skutek przechyłu wylatują spod stolika na drugim końcu sali. Ambitnie na czworakach postanowiłem podejść i je z powrotem wsunąć . Kardynalny błąd – dziś to wiem. Czynność wykonałem ale już nie wróciłem normalny i mnie dopadła choroba morska, momentalnie.  Szczegóły pominę ale przez resztę prawie 5 h rejsu i mi było wszystko jedno. Zielony wylądowałem obok znajomej i tylko co chwile cucił mnie kelner z pytaniem czy daję radę – musiałem dawać :).

Do Kołobrzegu wpłynęliśmy cało ok godz 1:30. Wychodząc uścisnąłem zadowolony dłonie załodze. W rozmowie z kapitanem pochwaliłem go i jego podwładnych za zapał z jakim radzili sobie z nami oraz za profesjonalizm. Kapitan podziękował i odparł “drobnostka – bywało gorzej” – wolę sobie nie wyobrażać :).

Ostatecznie mimo że na lądzie to w dalszym ciągu mną bujało ( uczucie zostało ze mną bardzo długo pamiętam – parę tygodni). Pozostali schodząc nie tryskali entuzjazmem a na twarzach widoczne były męczarnie choroby. W ciszy wszyscy opuściliśmy port. I tylko “brodacz miał problem z poruszaniem ale to z racji pijaństwa a nie choroby morskiej :).

Tak oto skreśliłem ze swych marzeń pracę na statkach mając w pamięci fakt jak potrafi bujać na nich. Wilkiem morskim to ja nie będę…

majówka z norweskim świętem w tle za kołem polarnym…

Tuesday 2. December , 2014 kl. 02:44 i Podróże / Reiser. 0 kommentarer »

Święto konstytucji 17-go maja to jedno z najważniejszych (jak nie najważniejsze) i najpiękniejsze święto w Norwegii. Nie ma chyba nigdzie Piękniej obchodzonego święta niż w Norwegii.Odbywają się liczne pochody we wszystkich miejscowościach, koncerty. Hucznie obchodzone są też uroczystości w każdym zakątku globu.

17 maja to również dzień w którym uczniowie świętują koniec 13 letniej nauki. Świętowanie uczniów nosi nazwę “święta Russ –  ostatnie litery wyrażenia łacińskiego „coruna depositurus”, czyli „zrzucanie rogów”

Właściwie od połowy kwietnia uczniowie chodzą ubrani w strój “Russ”- ogrodniczki albo kombinezon roboczy. Pozostałe części garderoby obowiązkowo też mają być obszerne. Kolor stroju świadczy o rodzaju szkoły, jaką dany uczeń właśnie kończy. Każdy ‘Russ’ przypina do ubrania (lub zawiesza na nim) norweską flagę. Do Święta 17 Maja wszyscy abiturienci muszą wykonać szereg zadań, aby w tym dniu móc przejść właściwe pasowanie na ‘Russ’, po którym ma miejsce wielki koncert w Oslo.

Wracając z Paryża już nie mogłem się doczekać tego majowego święta i postanowiłem że przeżyje go razem z Norwegami za kołem polarnym – jednocześnie pierwszy raz w życiu przekraczając magiczną granicę.

16-go maja 2011 wyleciałem więc ulubionym Wizzem :) w kierunku Oslo Sandefjord Torp . Gdy tylko przez okno widzę ten widok…

100_7589

…to jestem najszczęśliwszy i czuje zawszę ulgę, że wracam w moje małe miejsce na Świecie – miejsce (kraj) do którego mi bardzo tęskno, z którym na swój sposób się utożsamiam i bez wizyty w którym nie jestem sobą. Wiem ze do końca mojego życia będę tam wracał z ogromnym sentymentem i radością – choćby na 1 godzinę, pół dnia, miesiąc, ale by tam być.

Nie inaczej było i tym razem, byłem najszczęśliwszym chyba ludzikiem w samolocie – za chwile wysiądę w moim utęsknionym i ukochanym kraju. Kraju gdzie wiem że nikt mnie nie skrzywdzi i zrozumie. W kraju pełnym kontrastów, w kraju który wiem że nie jest idealny (takich krajów nie ma) ale o niebo lepszym niż miejsce z którego przybywam – zarówno wizualnie jak i mentalnie.

Przejście przez kontrole bezpieczeństwa to formalność i gdy policja celna wyłapywała wyrywkowo Polaczków (z kiełbachami i kartonami fajek i alkoholami) do kontroli ja z uśmiecham na ustach zawsze witam się z celnikami i nieniepokojony wchodzę do mojego norweskiego świata.

Nie inaczej było i tym razem – wymiana spojrzeń z celnikami uśmiech, krótkie “Hei – hei” i witaj Norwegio :)

Bezpłatnym autobusem podjeżdżam na dworzec kolejowy (szlak przetarty i znany na pamięć).

100_7594 100_7595

Z racji że po 16-tej z Oslo miałem pociąg ku kręgowi polarnemu a była godzina 10-ta stwierdziłem że lepiej spędzić 3 h w pobliskim kameralnym miasteczku Sandefjord (oddalonym ok 10 km od lotniska) – miasteczku gdzie byłem tylko raz (podczas wspomnianej we wcześniejszej opowieści – podczas powrotu z Trondheim, gdy była śnieżyca) niż po raz kolejny spacerować po Oslo – które znam.

Udałem się więc do miasteczka by wczuć się w klimat przedświątecznej Norwegii.

Tego dnia Norwegia przywitała mnie (jak w większości razy) ciepłą słoneczna pogodą – mity że jest to zimny, ponury depresyjny kraj dawno włożyłem między bajki.

Było cieplutko i zielono – przyroda budziła się do życia.

100_7616

Każde miasto przystrojone jest flagami z okazji Święta Konstytucji.

100_7624 100_7621 100_7634

Na malowniczym rynku w miasteczku,

100_7615

malownicze uliczki, domki  oraz kościółek, :)

100_7596 100_7663 100_7664

Ja jednak udałem się w stronę portu – po drodze zatrzymując się przy fontannie na rondzie.

100_7635 100_7639

Paradoksalnie było tak przyjemnie ciepło ze bryza z fontanny przyjemnie chłodziła człowieka.

Wreszcie dotarłem do portu gdzie mogłem się delektować widokami

100_7640  100_7651 100_7644  100_7645

Nim wyjechałem z miasteczka na północ,  powróciłem na rynek czas płynął sennie – ptaki ćwierkały…

100_7679

psiak leniwie wygrzewał się na słonku obok klombu…

100_7662

norweskie mamy spacerowały z bąblami na rękach…

100_7699

a abiturienci świętowali święto Russ.

100_7685

Jednak nic nie trwa wiecznie  – czas się zbierać, najpierw do Oslo później do Trondheim i dalej na północ.

Z ciekawości postanowiłem za koło polarne dojechać koleją nie dolecieć :) Lubie kolej i choć to o wiele dłużej –> podróż trwała 20 h to miała swój smaczek :)

Norweskie dworce – komfort nieosiągalny przez dekady dla PKP…

100_7738 100_7739

miło, schludnie (brak żuli), brak kolejek – Norwedzy kupują bilety w automatach ich liczba jest na tyle wystarczająca by w kolejce stały max 2 osoby (szanujmy swój czas). Obok przechowalnie bagażu byś turysto mógł zrzucić klamoty i pozwiedzał troszkę. :)

Jeszcze tylko do kiosku Narvesen po mój nektar :)

100_7741

ale uwierzcie mi jest przeepyszny. :)

Zbliżał się jednak mój pociąg który zawiezie mnie do Oslo S.

100_7742 100_7743

W Oslo czekał już na mnie znany pociąg – jak wspomniałem we wcześniejszej opowieści do Trondheim – niezmiennie 16:07 :) do tego miasta właśnie

100_7745

Przejeżdżając Norwegię koleją dopiero dostrzegłem piękno górskiego krajobrazu Gór skandynawskich, które co chwilę się zmieniały a ja wklejony w szybę pociągu podziwiałem i delektowałem się i tak prawie 7 h :) !!!! i nie nudzi się…

100_7747 100_7763 100_7765

Aż nagle ogarnęło mnie lekkie przerażenie bo oto pojawił się…

100_7772

…śnieg !!! Ale nic – jadę dalej…

2 h później (tj. po 23-ej) docieram do Trondheim – które znam z poprzedniej podróży, od tego momentu wszystko co doświadczę, zobaczę będzie nowe i bardziej północne a nad ranem przekroczę koleją granicę koła polarnego :) wow…

W Trondheim przesiadka – dalej jadę tzw.  koleją polarną – jest jednak 30 min czasu, nie muszę gnać jak dzicz w Polsce i zajmować miejsca (wystarczy dla wszystkich a bilety i miejsca są numerowane). Zostawiam więc bagaż w wagonie i wychodzę więc na krótki spacer po Trondheim.

100_7781 100_7780 100_7782

Mimo, że jest po 23-ej jest jeszcze widno – “zbliżam się do granicy dnia polarnego ” – pomyślałem.

Ponownie wizyta w Narvasen i tym razem skusiłem się na pyszne słodkości :)

100_7783

roboczo nazwane przeze mnie “psie kupki” :) :) :)

Na zegarze 23:40 czas ruszać ku przygodzie dalej….

100_7779

Mój cel to Bodø – miasteczko za kołem polarnym na wysokości Wysp Lofotów.

Mimo, że chciałem chłonąc krajobrazy niestety organizm odmówił posłuszeństwa i była drzemka :/ głupi organizm :)

Gdy tylko przebudziłem się to za oknem ujrzałem bajkowe widoki – spojrzałem na GPS jestem za kołem – jej jak tu pięknie i dziewiczo…

100_7786 100_7789 100_7793 100_7798 100_7800 100_7807 100_7811 100_7814 100_7831

Troszkę mnie przerażało że w miarę jak pociąg podążał ku północy przybywało śniegu ale było pięknie, wszak ja jadę w ciepełku i nie muszę wychodzić na śnieg.

100_7843 100_7857 100_7862

Swoja droga mijając co kilkanaście kilometrów !!!! pojedynczy dom pomyślałem ze muszą jego mieszkańcy szanować sąsiadów :)

100_7867

I jeszcze pomęczę kilkoma krajobrazami :)

100_7880 100_7875 100_7873

Az wreszcie po 7 rano dojechaliśmy do Fauske

100_7884

i zmienił się krajobraz – do Bodø zostało niespełna 30 min.

100_7895 100_7893 100_7889 100_7885

Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile radochy jest kiedy wysiada się w miejscu docelowym –  cało i zdrowo = cel osiągnięty, satysfakcja i giga podniecenie co zobaczę jak tu jest i w ogóle.

Mój polarny ekspres…

100_7900 100_7899

dowiózł mnie po 20 h do Bodø.

Dochodziła 9-ta rano plan był taki zrzucić bagaże i na paradę wszak dziś 17-ty maja :)

Dla wszystkich zainteresowanych :) nocleg w miasteczku najlepszy w hostelu który mieści się…

100_7901

…na dworcu kolejowym na piętrze. Fantastyczne, nie włóczycie się z bagażami tylko winda cyk na górę i jesteście w hostelu.

Warunki całkiem przyzwoite :)

100_8162 100_8161

Do dyspozycji gości jest doskonale wyposażona kuchnia.

100_8198 100_8199

Szybko więc się zakwaterowałem i biegiem na pobliski ryneczek bo parada już trwała:

100_7913 100_7916 100_7922 100_7923 100_7927 100_7930 100_7936 100_7942

Barwny korowód szkół, organizacji, mieszkańców i orkiestr kilkukrotnie okrąża miasto. Tłum wymachuje flagami i wykrzykuje “wiwat 17-sty maja”, jest głośno i radośnie (nie to co u nas 11-go listopada – że strach wyjść). Do pochodu oczywiście można się dołączyć – z czego skorzystałem :)

100_7956 100_7963 100_7972 100_7973 100_7976

Ok godz 13 pochody się skończyły a ludzie zapełnili kawiarenki i plac rynku by spędzić wspólnie ten dzień na rozmowach, śpiewach itp.

100_8013 100_8014 100_8019 100_8033 100_8034 100_8036

Okoliczne uliczki wokół rynku i wybrzeże również mają swój urok.

100_8075 100_8078 100_8082 100_8085

Po 15-tej na rynku zaczęła grac orkiestra miejscowa.

100_8111 100_8110

Pobliski okręt marynarki przeżywał istne oblężenie chętnych by wejść na jego pokład.

100_8132

Generalnie ludzie do późnych godzin nocnych przesiadywali na kawie, piwie i gaworzyli oraz śpiewali.

100_8120

Nawet psiaki były przystrojone i sielanka i im się udzieliła.

100_8113

Opuściłem wieczorem ponownie rynek by podejść do przystani na krótki spacer.

100_8151 100_8152 100_8154

Później udałem się do hostelu – troszkę pomieszkać ;) i się zdrzemnąć, choć powiem, że miałem z tym problem. Nie wynikało to z faktu że było widno i nie mogłem spać, ale dlatego że szkoda mi było czasu na sen. Niestety musi człowiek spać więc wypracowałem technikę 2-3 h snów :) przez to o różnych porach mogłem funkcjonować. Tak oto wieczór przespałem.

Nim jednak się położyłem zerknąłem sobie na stację i pociąg który za kilka dni miał mnie zabrać z tego cudnego miejsca.

100_8166

Przebudziłem się po północy i udałem się jak najszybciej na miasto. Ciemno nie było a w kulminacyjnym punkcie nocy jest co najwyżej krótki okres szarówki wieczornej.

100_8169

Uliczki opustoszały i mimo że nic się nie działo i obszar był nieznany czułem się tam bardzo bezpiecznie, a szerokie ulice skojarzyły mi się z ulicami w dalekiej Kanadzie czy na Alasce (choć nie byłem tam – jeszcze ;) ).

100_8176

Zaciekawiony odgłosami dochodzącymi z lokalu przy rynku – postanowiłem zajrzeć – tak oto trafiłem po raz pierwszy do norweskiego pubu :)

100_8179

Było bardzo miło, grała kapela, ludzie radośnie spędzali noc na świętowaniu przy piwie (dodam słabym – ale mi smakowało) choć cena za nie nie napawała optymizmem – ok 70-80 NOK (35-40 zł) za 0,4 kufel. Przynajmniej głupio się człowiek nie spija i lepiej się- pomyślałem. Zagadnięty przez grupę mieszkańców chwile dosiadłem się i od dziewczyn dostałem prezent z racji święta – ich flagę :) miły gest. Flaga do dziś zajmuje główne miejsce w moim domu. :) Tańce i śpiewy trwały w najlepsze.

Byłem też świadkiem jak chory człowiek o kulach (to że był wstawiony też miało znaczenie zapewne) wracając z łazienki przewrócił się i nie dał rady się podnieść. Momentalnie sala zamarła i większość rzuciła się by mu pomóc podczas gdy druga grupa stwierdziła, że jak tamci go pozbierają z podłogi to on musi się z nimi napić. Całość szybko obrócono w żart. Wznowiono zabawę wraz z obitym (zapewne) jegomościem. Nie dało się odczuć by osoba niepełnosprawna była jakoś inaczej traktowana czy dyskryminowana. Później podczas tańców (szeroko pojmowanych – bo ów młody biesiadnik miała b.duże problemy z poruszaniem się o kulach) stał się gwiazda parkietu i oblepiony dziewczynami brylował.

Od razu pomyślałem jak inni mentalnie są Skandynawowie i jaka przepaść dzieli nas od nich. Sam mam problemy i wchodząc do lokalu czy poznając ludzi czuje się dystans, niekiedy politowanie a niekiedy szyderstwo – ale to oddzielna historia. Niemniej jak się przyglądałem to zagadał Norweg z pytaniem co tak patrzę na gościa – przecież to jest normalny człowiek, a że trochę oryginalny z racji odmienności. Odpowiedziałem mu, że podziwiam Ich – Norwegów za otwartość i tolerancję dla innych. Uśmiechnął się. Uświadomił mi – zresztą nie on jeden – że nie ma znaczenia jak wyglądasz czy masz różowy sweterek czy wypasione auto, czy mieszkasz w willi czy w chatce, czy jesteś zdrowy czy np. nie. Ważne co sobą reprezentujesz. I choć wiem, że to może górnolotne i utopijne – może i naiwne (niejednokrotnie tego doświadczam – powiem wręcz codziennie ) – to chcę wierzyć że nie wszędzie jest tak jak w Polsce.

Lokal opuściłem koło 3 mimo ze mieszkańcy (różni wiekowo – naprawdę od młodych po starsze osoby) bawiły się w najlepsze – udałem się ponownie do przystani.

100_8186

Było już zdecydowanie wietrzniej i czuć było że nadchodzi zmiana pogody. Do wczoraj było słonecznie i przyjemnie ciepłe +7 – +9 stopni. Wiem, wiem dla wielu moich znajomych to kontrowersja jak może być wtedy ciepło? Ci co mnie znają wiedzą że 20 stopni to dla mnie upał :p – stąd też skandynawski kierunek a nie afrykański skwar. :p

Koło 6 rano wróciłem do hostelu by przeżyć kolejna przygodę. Zastałem oto mojego czarnoskórego współlokatora w nie najlepszej kondycji i proszącego mnie o pomoc w znalezieniu lokalnego szpitala. Pomogłem mu i razem zjawiliśmy się w szpitalu. Upewniwszy się, że krzywda mu się nie stanie wróciłem do hostelu by chwile się zdrzemnąć. Nie minęła może godzina gdy zbudziło mnie pukanie do drzwi. Otwieram i widzę kierownika hostelu w towarzystwie dwóch “kosmitów” – panowie od stóp do głów w kombinezonach ochronnych z dużym plastikowym workiem próżniowym, myjka ciśnieniowa i wysięgnikiem !!! Osłupiały wpuściłem panów. Panowie w kombinezonach skierowali się do kąta gdzie znajdowały się rzeczy mojego towarzysza. Za pomocą chwytaka wzięto jego torbę, delikatnie umieszczono w worku próżniowym. Drugi natomiast myjką parową zaczął czyścić kąt. W tym czasie właściciel przepraszał mnie i próbował wyjaśnić cel wizyty. Okazało się, że mój współlokator poważnie się rozchorował  -kierownik jednak uspokajał mnie że to rutynowe działanie prewencyjne i nic mi nie grozi. Niemniej zaproponował pomoc jakbym źle się czuł i chciał oddać mi pieniążki  (!?!) za dyskomfort wraz z przeprosinami ze strony hostelu.

Po krótkim namyśle i ocenie sytuacji stwierdziłem, że czuję się doskonale, nic mi nie dolega – podziękowałem więc za pomoc i odmówiłem przyjęcia pieniędzy. Nie mogłem, korzystam z usługi więc dlaczego mam nie płacić? A przygody się zdarzają. Okazało się ostatecznie że przybysz z Czarnego Lądu miał jakiegoś wirusa którego przywiózł z Afryki a który wywołał u niego obawy przy zmianie temperatur. Ja na szczęście po dziś dzień czuje się świetnie (choć po powrocie do kraju prewencyjnie się przebadałem).

Skoro jednak całe wydarzenie mnie wybudziło to postanowiłem nie tracić czasu i udałem się znowu na spacer po mieście. Musicie wiedzieć, że w takich miejscach nie ma za dużo atrakcji 1 góra 2 muzea, kino kościół, dom kultury, biblioteka i parę sklepików kameralnych (prowadzonych z przysłowiowego “dziada-pradziada”).

100_8213

Największym bogactwem jest tu przyroda, cisza i surowość krajobrazu – to wszystko budzi we mnie podziw i respekt oraz szacunek dla świata.

Nim jednak udałem się w okoliczne bezdroża postanowiłem zajrzeć cóż rankiem dzieje się na rynku, a tam…

100_8211 100_8210

odbywał się właśnie zlot motoryzacyjny.

Spędziłem tam chwilkę – samochody nie są aż tak moja pasją. Później stwierdziłem, że zajrzę na miejscowe lotnisko. Postanowiłem tak z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze poznam na nie drogę co się przyda jak kiedyś tu ponownie przylecę. Po drugie spacerując przyjrzę się przedmieściom i zobaczę jak one funkcjonują.

100_8228 100_8230 100_8214

Malownicze, skromne obejścia urzekły mnie :)  i maja swój klimacik. Wszędzie czysto i schludnie. A poza tym taki domek nad fiordem? :) mmmmm poezja….

Nim doszedłem na lotnisko rozpadało się i zaczęło wiać.

100_8223

Spędziwszy chwilę przy kawie i obserwowaniu startujących samolotów – mimo lokalnego lotniska dużo jest lotów (to bardzo łatwy i popularny rodzaj środka transportu, i wygodny) – wymyśliłem w swej makówce że skoro wieje to musi na nabrzeżu być sztorm :) więc z powrotem do miasta wdychać jodek. :)

Gdy dotarłem okazało się że się nie myliłem – deszcz silniej zacinał a wiatr no przesadzał już z tymi porywami. Mimo że przemokłem i zziębnięty byłem to przespacerowałem się wokół przystani.

100_8234 100_8279 100_8267  100_8265 100_8263 100_8266  100_8273 100_8275

Skoro padało po godzinie wróciłem do pokoju i spożyłem szumnie zwany posiłek – zakupy zrobiłem po drodze do hostelu.

100_8206 100_8209

Kolejno od góry :) – sok, mleko czekoladowe, sok, truskawki :) piwo; poniżej łosoś, kotleciki rybne z łososia, ser brązowy oraz pieczywo.

Z racji że uwielbiam truskawki one były najpyszniejsze i bardzo wówczas tanie – coś koło 6-7 NOK (3-3,5 zł).

Wieczorem (ok 21-ej) dopiero się prze pogodziło i co fascynujące na tej szerokości (z racji braku nocy) postanowiłem wyjść w okoliczne góry :)

Nie mam z tym żadnych problemów i obiekcji a mam okazje poćwiczyć zmysł orientacji w terenie :)

Nie marnując czasu udałem się wzdłuż torów w kierunku najbliższych pagórów.

100_8305

Po drodze zauważyłem piwny pociąg który właśnie wjechał na stację. :)

Między domkami na obrzeżach

100_8309 100_8310

w 20 min wyszedłem poza miasto i oczom ukazał się inny świat :)

100_8318

pełen ciszy, ćwierkających ptaków, przyroda na całego. Tak to jest to co lubię – człowiek i natura.

Zachęcony szybko przecierałem nowe – szeroko pojmowane szlaki, :) dodam że wszędzie można w Norwegii chodzić, szlaki akurat tu dukty nie są oznaczone i frajda jest większa ale z głowa trzeba to robić – ja zaliczyłem jedno bagno :) Pilnowałem tylko by pamiętać na których ściekowych krzyżówkach gdzie skręcałem by móc wrócić.

100_8371

Na szczycie rekompensata była piękna panorama na “śpiące” miasto

100_8339 100_8337 100_8343  100_8333 100_8335

Inne widoki nie były wcale gorsze a zważywszy że była to pora 24- 3 w nocy to robiło to wrażenie :)

100_8323 100_8401 100_8364 100_8361 100_8354 100_8347 100_8346

Az szkoda było wracać do miasta – jednak po 3 w nocy ogarnęło mnie znużenie i postanowiłem wykorzystać mozliwośc ostatniego noclegu w łóżku – wszak na noc wyruszałem pociągiem w podróż powrotną.

Schodząc innym zejściem natknąłem się na szlak turystyczny :)

100_8428

Po drodze zatrzymałem się przy domku

100_8438

i pomyślałem że fajnie byłoby mieć taki kącik w Norwegii.

Do południa odsypiałem nocne włóczęgostwo, mając jeszcze cały dzień postanowiłem (korzystając z lepszej aury posiedzieć nad fiordem w okolicach przystani, by nacieszyć się ostatni raz widokami i nabrac energii na trudne do kraju powroty.

100_8491 100_8451 100_8455 100_8457 100_8494 100_8546

Ktoś w pobliżu łowił sobie coś na obiad :) u nas by od razu mundurowi biegali z blankietem mandatów.

100_8453

Stateczki miejscowych (przypływają może na zakupy :) ) i duże jednostki turystyczne co chwile wpływały do zatoki.

100_8478 100_8454 100_8515

W oddali miasto żyje swoim życiem, lotnisko co chwilę odprawia kolejny samolot,

100_8522 100_8461

ludzie rodzinami korzystają z pogody przyjeżdżając na nabrzeże rowerami, niektórzy rozkładali kosze piknikowe.

100_8538

Najmniej wrażenia zrobiło to na ptakach :)

100_8519

I tak oto sennie, miło i bezstresowo minęło kolejne popołudnie.

Przed wieczorem tradycyjnie księgarnia, pamiątki, sklep muzyczny i o 21-ej niestety musiałem pożegnać miasto. Czas wracać :( czynność której nie lubię, bo niby do czego mam wracać?

100_8550 100_8553 100_8556

Polarny pociąg już jednak czekał – pług przed lokomotywą zwiastował że znów będziemy się przebijać przez śniegi północy :)

Wyjeżdżając ze smutkiem stwierdziłem że jeszcze tu kiedyś wrócę bo kameralne i przyjemne to miejsce (nie myliłem się :) ) – ja już po prostu tak mam że się nie żegnam i chce ponownie wracać…

Przyznam że trasę do do Trondheim (którą znałem), szczęśliwy,  przespałem.

Nad ranem w okolicach Trondheim powitała mnie piękna pogoda i piękne widoki wybrzeża.

100_8562 100_8564 100_8569 100_8571 100_8582 100_8584 100_8626

Przed 8 rano szybka przesiadka do drugiego pociągu i 7 godzin w stronę Oslo.

100_8634

Standard jak widać zgoła odmienny od polskich realiów. Wybrałem miejsce z dopłatą Komfort (za dodatkowo 90 NOK) z ciekawości by porównać i dostrzec różnicę. Polega ona na tym że macie dostęp do prasy i nielimitowanej kawy i czekolady na gorąco / lub oczywiście herbaty w ramach podróży. Gniazdko energetyczne i wi-fi oczywiście w standardzie przez cała podróż i nie zacina się (czytaj nie jest to prowizorka jak u nas.

Miałem tylko mały problem na skupieniu się czy serfowaniu w sieci skoro za oknem takie krajobrazy

Najpierw niewinna “wyspa skazańców” w Trondheim – widziana z pociągu

100_8640

Później już tylko przyroda,

100_8699 100_8732 100_8736 100_8743 100_8803 100_8811

okraszona czasami pięknymi domkami :) niczym z bajki,

100_8675 100_8802 100_8769 100_8757 100_8781 100_8914

drogami – marzę kiedyś o możliwości posiadania bratniej duszy i k ampera by móc zwiedzać świat.

100_8721

I znów przyroda i domki i tak 7 h cudownie…

100_8699 100_8739 100_8727   100_8894 100_8937 100_9061 100_9070 100_9099 100_9138

W Oslo kolejna przesiadka i za 3 h będę już na lotnisku. Jadąc podmiejskim pociagiem dosiadła się Pani z psiakiem – oto jak zwierzęta żyją w Norwegii.

Zdjęcie2053 Zdjęcie2051 Zdjęcie2049

Nie to co nasze biedaki na deszczu, mrozie porzucane gdy się znudzą czy na łańcuchach – bez perspektyw i lepszego jutra. Śmiałem się w duszy, bo tam nawet jak wychodzą ludzie na spacer to pomijam, że sprzątają po pupilu, ale nawet pies ma inna mentalność nie rzuca się nie obszczekuje, nie ujada tylko z gracja towarzyszy swojemu opiekunowi. Są zadbane i szczęśliwe – wystarczy spojrzeć na zdjęcia i tego jegomościa. Oczywiście pachnący i zadbany więc miał swoje miejsce w fotelu. No i nie pytajcie o bilet – tylko u nas za wszystko się płaci.

Na lotnisku czekała już na mnie taksówka powietrzna :)

100_9153

która bezpiecznie dowiozła mnie do domu.

Reasumując to był fantastyczny wyjazd, pełen wrażeń, doznać i przełomowy – uświadomił mi że warto stawiać sobie cele i je realizować. Byłem tam również wystarczająco długo by nabrać spokoju, pokory. Uświadomiłem sobie, że nie ma znaczenia że mam ułomności bo Świat jest piękny, a że jest jak jest tu gdzie mieszkam? Że postrzegają mnie jak postrzegają, cóż przykre ale otoczenia nie przekonam, a skoro nie usunę się w inne bardziej przyjazne dla mnie środowisko. Nie ja stracę na tym, że opuszczę kraj pełen zawiści, nerwowości, wzajemnych roszczeń i pretensji, nietolerancji, cwaniactwa i kombinowania. Owszem muszę tu być – taki los – trudno. Wiem jednak że jest to  chwilowe – kiedyś bidę żył w innej części świata – jestem tego pewien – pytanie tylko kiedy to nastąpi?

Nie wiem ale cierpliwie czekam…

Norwegia na pewno nie jest idealna (dostrzegam z perspektywy czasu wady i bolączki), ale na pewno inna, być może lepsza? Czas pokaże…

 

Driftes av Bloggnorge.com - Gratis Blogg | PRO ISP - Blogg på webhotell og eget domenet | Genc Media - Webdesign og hjemmeside
Bloggen "oczy na Świat / øynene til verden" er underlagt Lov om opphavsrett til åndsverk. Det betyr at du ikke kan kopiere tekst, bilder eller annet innhold uten tillatelse. Forfatter er selv ansvarlig for innhold. Tekniske spørmål rettes til post[att]bloggnorge[dått]com.
css.php
Driftes av Bloggnorge.com | Laget av Hjemmesideleverandøren
Denne bloggen er underlagt Lov om opphavsrett til åndsverk. Det betyr at du ikke kan kopiere tekst, bilder eller annet innhold uten tillatelse fra bloggeren. Forfatter er selv ansvarlig for innhold.
Personvern og cookies | Tekniske spørsmål rettes til post[att]lykkemedia.[dått]no.